Rozdział II

93 12 8
                                    

Tatsuma nawet przez kilka minut nie potrafił wytrzymać bez mówienia. Kiedy dotarli do mieszkania Megan, kobieta z najdrobniejszymi szczegółami znała już jego wersję wydarzeń odnośnie tego, co wydarzyło się w kantynie. Podobno spędzał spokojnie czas w „Źródełku", popijając jakieś niezbyt wyszukane ale (bo, swoją drogą, nie mieli tam nic innego), gdy nagle podeszło do niego dwóch osobników, zaczepiając go i oznajmiając, że nie podoba im się jego gęba. Kilkakrotnie podkreślił, że dokładnie tak powiedzieli. Nie podoba im się jego gęba. Ale przecież aż tak brzydki nie był, prawda? Tutaj Megan musiała przyznać mu rację. Wcale nie był brzydki. Więcej, nawet z obitą twarzą był cholernie przystojny. Wysoki, postawny, o jasnych, błękitnych oczach i ciemnobrązowych, lekko kręconych włosach, aktualnie sterczących na wszystkie strony... Było na czym oko zawiesić. Nie obraziłaby się, gdyby kiedyś zechciał zabrać ją gdzieś na drinka... Ale na to z pewnością nie będzie miał ochoty. Przynajmniej nie w najbliższym czasie. W każdym razie, jeśli chodzi o jego opowieść, Tatsuma wyznał, choć język nieco mu się plątał, że nigdy wcześniej nie spotkał się z aż taką wrogością ze strony kogokolwiek. Sądził na początku, że te dzieciaki będą chciały go po prostu okraść, ale oni chyba po prostu pragnęli się na kimś wyżyć. Myślał, że jeśli nie będzie się bronił, to w końcu dadzą mu spokój, ale jego zachowanie tylko bardziej ich rozwścieczyło. Gdyby nie pojawienie się Megan, chyba by go zatłukli. Gołymi rękami. To tyle, jeśli chodzi o gościnność Ajiro. Megan nie miała pojęcia, co mogłaby mu odpowiedzieć, więc po prostu słuchała potoku słów bezustannie wylewających się z jego ust. Dziwiło ją jedynie, że w gadaniu nie przeszkadza mu opuchnięta lewa połowa twarzy i fakt, że z pewnością był mocno obolały. Być może alkohol nieco stępił mu zmysły? Kiedy przyprowadziła go do mieszkania i usadziła na kanapie w maleńkim pokoiku zwanym szumnie salonem, zaczęła zastanawiać się, w co ona się właściwie wpakowała... Takich atrakcji po pracy jeszcze nigdy nie zaznała. Prędko umknęła do odświeżacza pod pretekstem szukania medpakietów. Zastanawiała się, czy kiedy wróci do pokoju, jeszcze zastanie tam Tatsumę. Może całe to pobicie to była tylko podpucha, żeby znaleźć jakąś naiwną i teraz Tatsuma okradnie ją i zwieje? Ech, to byłby akurat najmniejszy problem. Gorzej, jeśli nagle zejdzie, bo okaże się, że tych dwóch idiotów uszkodziło go bardziej, niż na początku sądziła. Mogła opatrzyć pękniętą wargę i rozciętą skroń, ale co jeśli Tatsumie pękły jakieś ważne organy wewnętrzne i doznał krwotoku? W centrum medycznym i tak by mu nie pomogli, ale jeśli padnie trupem na jej kanapie, co wtedy zrobi? Wsadzą ją za morderstwo, bo nikomu nie będzie się chciało szukać faktycznych winnych... Mocy, ratuj..., pomyślała w panice. Żeby okazało się, że nie stało mu się nic poważnego... Prędko znalazła dwa medpakiety i wróciła do pokoju. Tatsuma uśmiechnął się najszerzej jak tylko mógł, gdy ponownie ją ujrzał. Megan poczuła, że się rumieni. Ten mężczyzna był zdecydowanie w jej typie, ale nie zamierzała tego okazywać. Przecież na dobrą sprawę, w ogóle go nie znała.

— Hej, klejnociku — zagadnął wesoło, kiedy usiadła obok niego i zajęła się odpakowywaniem pierwszego medpakietu — oboje mamy niebieskie oczy! Może to przeznaczenie?

— Z pewnością... — mruknęła Megan, niezbyt przyzwyczajona do otwartości i wylewności, jakie prezentował Tatsuma.

Mężczyzna zaśmiał się. Dziewczyna zamarła, zaskoczona, ale jego radosne „ahahahaha" sprawiło, że już po chwili sama się uśmiechnęła. Wyglądało na to, że Tatsuma ma bardzo wesołe usposobienie, a co więcej, zaraża swym śmiechem innych. Przysunęła się do niego. Tylko odrobinę. Aby móc łatwiej dosięgnąć jego twarzy. Delikatnie obmyła, a potem opatrzyła jego rany, choć Tatsuma wcale jej tego nie ułatwiał. Wciąż szczerzył się do niej radośnie, pomimo tego, że kilka razy prosiła go, żeby już przestał, bo inaczej krew z jego rozciętej wargi chyba nigdy nie przestanie płynąć. Serce biło dziko w jej piersi, bo uświadomiła sobie, że jeszcze nigdy nie była tak blisko żadnego mężczyzny. Jasne, wychodziła czasem z pilotami na drinka, ale nigdy nie zapraszała ich do siebie, ani przesadnie się z nimi nie spoufalała. Na ironię zakrawał fakt, że to akurat Tatsuma był mężczyzną, który w innych okolicznościach z pewnością wpadłby jej w oko. Nie miałaby nic przeciwko, aby się z nim spoufalić... Nawet nie raz. A tymczasem on był nie dość, że pobity, to w dodatku z lekka pijany... I gdzie tu sprawiedliwość? Skończywszy opatrywać jego rany, lekko poklepała go po prawym policzku.

— Chyba będziesz żył — powiedziała.

Usta Tatsumy rozciągnęły się w uśmiechu. Znów. Ujął jej rękę w obie dłonie. Były duże, silne i ciepłe, o zadziwiająco długich i smukłych palcach.

— Dziękuję — odparł. — Jesteś prawdziwym klejnocikiem...

Megan jeszcze mniej przyzwyczajona była do podziękowań i przyjmowania komplementów. Nie miała pojęcia, gdzie podziać wzrok, ani co powiedzieć, czy zrobić. Na moment zapadła całkowita cisza. Policzki dziewczyny oblały się gorącym rumieńcem. Serce tak dziko waliło jej w piersi, że miała wrażenie, że za chwilę dosłownie wyrwie się z klatki żeber. Cofnęła dłoń, ale dość niechętnie.

— To... Nic takiego — wymamrotała. — Drobiazg...

Mężczyzna pochylił się ku niej nieznacznie, ale Megan, niepewna, co planował zrobić, gwałtownie poderwała się na równe nogi.

— Przyniosę ci... Jakiś okład na twarz... — wydukała.

Pobiegła z powrotem w stronę odświeżacza. Chwyciła pierwszy lepszy ręcznik mocząc go w zimnej wodzie i dokładnie wyżymając, ale zanim wróciła do pokoju, spryskała się ulubionymi perfumami o zapachu kwiatów ginka, choć nie potrafiła sobie wytłumaczyć, dlaczego to zrobiła. Westchnęła, wyrzucając sobie w duchu swą własną głupotę. Na co niby liczyła? Chyba nie na to, że Tatsuma... Gwałtownie pokręciła głową. Z jakiegoś niezrozumiałego dla niej powodu dziwne rzeczy przychodziły jej na myśl... Wróciła do salonu, niosąc w dłoni mokry ręcznik, który, jak się po chwili okazało, przestał już być potrzebny. Tatsuma, z obiema dłońmi wsuniętymi pod prawy policzek, leżał na kanapie, zwinięty w ciasny kłębek. Oczy miał zamknięte, a jego oddech był miarowy i spokojny. Nietrudno było się domyślić, że zasnął. Dziewczyna westchnęła cicho. Skoro do tej pory nie wyrządził jej żadnej krzywdy, to raczej nie miał takiego zamiaru... Niech śpi, pomyślała więc. Może jej kanapa nie należała do najwygodniejszych, ale z pewnością była lepszą miejscówką niż kawałek ziemnego durabetonu koło śmietnika. Wróciła do odświeżacza, wrzuciła mokry ręcznik do niewielkiej umywalki, a następnie przeszła do jeszcze mniejszego pokoju, w którym mieściło się tylko wąskie łóżko i niewielka szafa. Z jej głębi wydobyła gruby, ciepły pled. Dawno go nie używała, więc nieco zalatywał stęchlizną, ale nie miała niczego innego. Przetrzepała go szybko, a następnie stąpając cicho wróciła do salonu i okryła nim Tatsumę. Nawet się nie poruszył. Musiał być ogromnie zmęczony. Ona chyba także powinna pójść w jego ślady, ale jej krew wręcz buzowała od adrenaliny i była przekonana, że nie zmruży dziś oka. Powoli wypuściła powietrze z płuc. Naprawdę wzięła pod swój dach obcego mężczyznę... Czasem doprawdy dziwiła się swej własnej głupocie... Z tą myślą dosłownie padła na łóżko, ale i tak przez długie godziny tylko przekręcała się z boku na bok, ponieważ sen uparcie nie chciał nadejść. Co i rusz nachodziła ją myśl, że Tatsuma jest jednak człowiekiem, którego nie zna. Obcym. A obcy zawsze oznacza kłopoty... Dlaczego w ogóle zatrzymała się przy tej cholernej kantynie? Przecież na pewno nie była jedynym świadkiem tego, co się tam wydarzyło. Może i Tatsuma nie wyglądał na gwałciciela ani seryjnego mordercę, ale po samym wyglądzie nie da się przecież ocenić co komu siedzi w głowie... Jęknęła, chowając twarz w poduszkę i aż po same czubki uszu okrywając się pledem. Marna to ochrona... Ale zawsze coś. To pomyślawszy, nieco ukojona, zapadła w lekki, niespokojny sen...

Star Wars - Dziki WłóczęgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz