Shaka, ile sił w nogach, gnał do modułu kapsuł ratunkowych. Tam Tatsuma miał zabrać Megan. Oby obojgu udało się wydostać z pokładu niszczyciela. Sądząc po trupach, które mijał po drodze, ludzie Pratta byli tak zdesperowani, żeby wydostać się z „Dzikiego Włóczęgi", że mordowali siebie nawzajem... Miał nadzieję, że znajdzie jeszcze choć jedną sprawną kapsułę ratunkową, ale jego nadzieje okazały się płonne. Zamiast kapsuły znalazł Megan. Samą. Kobieta siedziała na pokładzie, oparta ciężko o właz jednej ze zgniecionych kapsuł. Miała na sobie skafander próżniowy. Obok niej leżał hełm, na którym oparła dłoń. Tatsumy nie było widać nigdzie w pobliżu. Shaka poczuł nagły przypływ wściekłości. Sakamoto uciekł i zostawił ją tutaj?! Co za pieprzony tchórz!
— Megan — powiedział szybko, przyklękając obok niej. — Włożyłaś skafander, grzeczna dziewczynka... A gdzie Sakamoto?
Kobieta spojrzała na niego.
— Była... Tylko jedna kapsuła... — wyjaśniła, krzywiąc się, najprawdopodobniej z bólu. — Nie mogłam pozwolić mu zginąć...
Oczy mężczyzny rozszerzyły się ze zdumienia.
— Co zrobiłaś?
— Wepchnęłam go do kapsuły... Przepraszam, Shaka... — dodała drżącym głosem, chwytając go za rękę. — Tatsuma musi żyć! Musi...
— I będzie, spokojnie — odrzekł Jedi. — Już nic mu nie grozi. A ty niedługo się z nim spotkasz.
Megan posłała mu blady, smutny uśmiech.
— Mną się nie przejmuj... Ratuj siebie...
— Nonsens! — rzucił prędko Shaka. — Uratuję nas oboje!
Nieopodal spostrzegł jeszcze jeden skafander próżniowy i to podsunęło mu pewien pomysł. Chwycił swój komunikator, wybierając kanał umożliwiający kontakt z Mu.
— Shakuś! — usłyszał po kilku sekundach głos Mu, przepełniony mieszaniną radości i niepokoju. — Nic ci nie jest?! Gdzie jesteś?! Co z Megan i Tatsumą?!
— Nic mi nie jest — odparł szybko Shaka. — Jestem jeszcze na pokładzie „Włóczęgi". A wy? Widzieliście kapsułę wystrzeloną niedawno z jego pokładu?
— Poczekaj chwilkę...
Shaka usłyszał odgłos kroków, jakby Mu gdzieś szedł. Wkrótce do jego głosu dołączył także głos Kary.
— Kapsułę? — spytała Nautolanka. — Tak, widzimy ją.
Shaka odruchowo skinął głową, choć ani Kara ani Mu nie mogli go przecież zobaczyć.
— Dobrze — powiedział. — Zgarnijcie ją. W środku jest Tatsuma.
— A co z Megan? Co z tobą? — spytał natychmiast Mu.
— Kapsuła była tylko jedna — wyjaśnił Jedi. — Okazuje się, że Megan wepchnęła do niej Tatsumę... Ja i ona nadal jesteśmy na pokładzie „Włóczęgi". Na kapsuły nie możemy liczyć, a jesteśmy za daleko od hangarów...
— Jak to?! — zawołał Mu. Shaka słyszał, że do jego głosu wkradły się nutki paniki.
— Urządzimy sobie z Megan spacer w próżni — odparł spokojnie Shaka. — „Włóczęga" już długo nie pociągnie. Mamy skafandry próżniowe. Na zewnątrz będziemy bezpieczniejsi, niż na jego pokładzie. Zgarnijcie Sakamoto, a potem nas.
Na moment zapanowała śmiertelna cisza. Shaka już był pewien, że Mu przerwał połączenie, ale wtedy jego partner znów się odezwał:
— To szaleństwo — stwierdził.
Shaka zaśmiał się cicho.
— Robiliśmy bardziej szalone rzeczy — odrzekł. — Uda się, Mu. Bądźcie gotowi.
— Będziemy — obiecał Mu. — Uważaj na siebie, Shakuś...
— Będę — obiecał Jedi, a potem przerwał połączenie. Sprawdził, czy porzucony skafander nie jest uszkodzony, ani dziurawy, a potem wcisnął go na siebie. Założył hełm i wrócił do Megan. Prędko sprawdził, czy kombinezon, który miała na sobie również jest cały i założył jej hełm. Uruchomił wewnętrzny komunikator. — Słyszysz mnie? — spytał.
Kobieta słabo skinęła głową.
— Dobrze — mruknął mężczyzna. Przy wyposażeniu skafandra znalazł grubą, mocną linkę, zakończoną hakiem. Obwiązał nią Megan w pasie i zabezpieczył. — Żebyś mi się nie zgubiła — wyjaśnił. Pomógł jej wstać, ale ponieważ kobieta ledwo była w stanie ustać na nogach, otoczył ją ramieniem i przytrzymał przy sobie, aby mogła się na nim oprzeć. W drugą dłoń ujął rękojeść miecza świetlnego i aktywował złote ostrze. — Uważaj, Megan — powiedział, a potem zanurzył klingę swej broni aż po samą rękojeść, we włazie jednej z uszkodzonych kapsuł. — Zabieramy się stąd!
Megan w żaden sposób nie zareagowała na jego słowa. Shaka zaklął pod nosem. Sięgnął ku niej Mocą, i wtedy dotarło do niego, że kobieta żyje jeszcze właściwie tylko dzięki niezłomnej sile swej woli. Jej myśli skupiały się na Tatsumie i Katsurze. Choć sądziła, że rany, które jej zadano, są zbyt poważne, aby zdołała się z nich wylizać, to jednak wspomnienie chłopca oraz mężczyzny, których darzyła miłością, nie pozwoliło jej się całkowicie poddać. Dlatego wciągnęła na siebie kombinezon. Chciała żyć. Dla Tatsumy. Dla Zury...
— Wytrzymaj jeszcze trochę — poprosił. — Już niedługo będzie po wszystkim!
Wyciął we włazie okrągłą dziurę, użył Mocy, aby odrzucić na bok gruby kawał metalu, po czym wsunął się do kapsuły, w jej tylnej ścianie wyciął kolejną dziurę i wypchnął ją w przestrzeń. Mocno chwycił się jednej ze ścian, aby próżnia natychmiast nie wyssała go w przestrzeń kosmiczną. Wrócił po Megan i pociągnął ją za sobą. Choć użył linki, aby spiąć ich skafandry, dodatkowo chwycił kobietę za rękę ukrytą w grubej rękawicy i ścisnął mocno. Tym razem bez protestów poddał się działaniu próżni. Nawet pomimo tego, że miał na sobie kombinezon próżniowy, słyszał jęk przeciążonego metalu i blachy. Wolał więc nie znajdować się na pokładzie „Włóczęgi", gdy okręt zamieni się w stertę kosmicznego złomu. Przed jego oczami zawirowały tysiące jasnych punkcików gwiazd. Jedna z nich poruszała się szybko i wkrótce przemieniła się w srebrny kadłub eleganckiego, niewielkiego stateczku. W sercu mężczyzny rozlała się ogromna ulga. Wyczuł wybuch dzikiej radości Mu i sam aż krzyknął z ulgą. Zostali uratowani!
CZYTASZ
Star Wars - Dziki Włóczęga
FanficTatsuma, posiadający zdecydowanie więcej kredytów niż rozumu, może pozwolić sobie na podarowanie byłej dziewczynie gwiezdnego niszczyciela. A ona nadal tego nie docenia! Dlaczego?! Przemierzając odległą galaktykę (razem z tą niewdzięcznicą!), wspóln...