Rozdział 5.

159 6 0
                                    

Elena

Spięłam się, gdy wchodząc do naszego mieszkania, Felix przywitał mnie już od progu z nietęgą miną. Spojrzał na mnie z widocznym zawodem w oczach, na co ja tylko mogłam wzruszyć, już i tak spiętymi ramionami.
Weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi.

- Nie mogłaś zadzwonić do mnie? - spytał z wrzutem w tonie swojego głosu. Tym razem to ja skarciłam go groźnym wzrokiem.

- Cokolwiek miałoby się dziać z tym kontem w banku, Lorenzo miał wiedzieć pierwszy. Taka była umowa. - rzuciłam w jego stronę, uderzając palcem wskazującym w jego pierś.

Z Lorenzo poznałam się już parę dni po przybyciu do Bostonu. Zaczynałam ogarniać jakoś swoje życie, więc Felix musiał wprowadzić mnie w tajemnicę tego, jak wiele mam zapamiętać, co odpuścić, a o czym mówić.
Zgodnie w trójkę stwierdziliśmy, że pranie brudnej forsy kartelu zamaskujemy umowami o dzieło na renomowane drukarnie, w jakich miałam wpłacać datki na ratowanie starych egzemplarzy książek, jakie potem wchodziły na rynek i z zyskiem mogłam odsprzedawać.

Nie byłam specjalistką w dziedzinie introligatorni, ale mogłam polegać na wiedzy Lorenzo.

- Ale nie gdy ty masz odmowę jebanej płatności. - odchrząknął ciszej, co dało mi jasny znak, ze Crust już tu jest.
Zdjęłam wierzchnie okrycie oraz buty i podeszłam bliżej chłopaka.

- W takim razie czego ty mi nie mówisz, co? - szepnęłam, układając dłonie na jego ramionach. Jego ułożyły się na mojej tali, sprawiając, że reszta mojego ciała również się spięła. Oparłam brodę o jego klatkę piersiową i spojrzałam na niego z dołu. - Co ukrywacie?

Odpowiedziała mi cisza, bo nim Felix zdążyłby zdecydować się, odezwać i powiedzieć prawdę, Lorenzo krzyknął z salonu.

- Czyżby Pani Russo przybyła do swej komnaty? - głos mężczyzny był ochrypł jak zawsze. Czułam również zapach papierosów w całym mieszaniu, więc zapewne i on był tego sprawcą.

Spojrzałam przelotnie na Felixa, nim ruszyłam w głąb korytarza.

- Lorenzo, palenie skraca życie o pięć minut z każdym kolejnym papierosem. - uśmiechnęłam się do lekko siwego blondyna po czterdziestce. Jego biała koszula układała się na torsie dość luźno, przez co rękawy na jego przedramionach był lekko podwinięte. Przed nim stała granatowa filiżanka o dość sporym rozmiarze oraz parę kartek różnych dokumentów.

- Och, panienko, doskonale wiemy oboje, co wydłuża je o podwójną ilość czasu. - odparł, na co tak po prostu się uśmiechnęłam.

Usiadłam na małej pufie po drugiej stronie stołu kawowego. Felix zajął miejsce koło Lorenzo, który dopalając swojego papierosa, zgasił go po chwili o porcelanowy talerzyk pod filiżanką.

- Możemy zacząć od tego co przede mną ukrywacie, a potem przejść do podtekstów? - uniosłam swoją brew, chcąc dać mężczyznom do zrozumienia, że łatwo mnie nie omamią.
Lorenzo się uśmiechnął.

- Widać, że należysz do Ashera. - skwitował, nim liżąc koniuszek palca, przekładał kolejne strony dokumentów. - Mówił ci to kiedyś ktoś? Jesteś zadziorna, wiesz, co jest twoje i czego możesz oczekiwać z góry. Ale jesteś też dalej częścią tej Eleny Russo, o której słyszałem, nim cię poznałem.

Skrzywiłam się na jego słowa. Założyłam nogę na nogę i układając na jednym kolanie swoje dłonie, pochyliłam się nad stolikiem.

- Co masz na myśli, Lorenzo? - spytałam niewinnie, bo właśnie tak to miało brzmieć.
Po przerażonej Elenie sprzed dwóch godzin nie było już śladu.
Musiałam na nowo uczyć się reagować w tak stresowych sytuacjach, bo chociaż obiecałam sobie, że nigdy więcej nie będę jak Elena sprzed odwyku, to coraz trudniej jest mi dotrzymywać tej przysięgi.

Crust spojrzał na mnie, unosząc kącik swoich ust. Odłożył papiery i ściągnął okulary z ciemnych oprawkach ze swojej twarzy. Odchrząknął, nim na nowo unosząc na mnie swoje spojrzenie, odparł:
- Że Pani Russo, nie z byle powodu dalej ma swoje nazwisko. Możesz chcieć, mieć i żądać, ale dalej będziesz dziewczyną, zagubioną we mgle tego świata.

Puściłam to mimo uszu. Crusta to rozśmieszyło aż za bardzo, jednak nie zamierzałam się tym przejmować. Spojrzałam na jeszcze tlący się niedopałek na talerzyku pod filiżanką i pochyliłam się, sięgając po niego.

Pech chciał, że dłoń Crusta była blisko.
Dogasiłam papierosa o jego skórę, na co nie wydał z siebie więcej niż tylko przekleństwa. Zgromił mnie spojrzeniem, po chwili wracając uwagą do swojego oparzenia. Uśmiechnęłam się i wskazałam palcem na dokumenty przed nim.

- Co jest z MOIM kontem i MOIMI pierdolonymi pieniędzmi, Lorenzo? - podkreśliłam dwa słowa w całej swojej wypowiedzi, spoglądając kątem oka na Felixa.

Rozsiadł się wygodnie na kanapie, nie ingerując więcej w moją rozmowę z Crustem. Pocierał dłonią brodę i szturchnął lekko Lorenzo, dając mu do zrozumienia, że ma mówić.

This is the end, My Sweetheart #3 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz