Rozdział 24.

182 7 1
                                    

Elena

Mijane przez nas budynki, drzewa i znane mi doskonale miejsca, sprawiły, że ucisk w żołądku zebrał na sile. Mimo zmęczenia długim lotem nie umiałam odpocząć poprzez sen. Bałam się tego co przyniosą kolejne dni. Ani ja ani Asher nie wróciliśmy więcej do kłótni i rozmowy po tym, jak wrócił do mieszkania.
Powiedział mi jedynie, że był u kogoś, kto pomógł mu przełamać barierę.

I powiedział mi prawdę.

Powiedział mi, że od tamtego dnia na hali, nie czuje nic. Nie kocha mnie i nie wie, jak ma dalej udawać.
Że nie czuje już nic.

Nie odpowiedziałam mu. W sumie to odkąd mi to wyznał, nie wróciliśmy do tematu.
Bo co miałam mu powiedzieć? Jak miałam odebrać to co mi wyznał i mu pomóc? Asher był chory i doskonale to wiedzieliśmy. Ale chłopak nigdy nie pójdzie na terapię. Nie miałam ochoty na kolejne kłótnie i wypominanie nawzajem swoich win. Bo oboje mieliśmy na koncie błędy, na których żadne z nas się nie nauczyło.

A teraz było już po prostu za późno.

- Chcesz jechać na cmentarz? - Poczułam jak chłopak łapie moją dłoń w swoją i muska kciukiem jej wierzch. Spojrzałam najpierw na nasze splecione dłonie, widząc, jak wytatuowane obrączki na palcach kontrastują koło siebie. Dopiero po chwili uniosłam wzrok na chłopaka siedzącego tuż obok

- Nie wiem, czy w ogóle ją pochowali. - Mówił o mojej mamie.
Wzruszyłam ramionami, zabierając dłoń z jego uścisku. Spojrzałam przez szybę, widząc, jak na drugim pasie wyprzedza nas taksówka z Ianem i Mayą. Blondyn pomachał mi przez szybę, po czym zsunął ja w dół, żeby wystawić w moim kierunku środkowy palec. Zaśmiałam się pod nosem.

- Mamy trochę czasu, może wyskoczymy na jakiś obiad gdy zameldujemy się w hotelu? - Asher ponownie podjął temat, gdy starałam się uciszyć poczucie winy wewnątrz siebie.
Wiedziałam, że moja oschłość w jego kierunku była uzasadniona, ale jednocześnie nie mogłam mu pomóc i sprawić, że nasze relacje w jakikolwiek sposób się poprawią.

Po raz kolejny nie wiedziałam co będzie dalej. Chciałam wrócić na studia, podjąć się normalnego życia, zamiast egzystować w cholernym eterze. Ale co mogłam zrobić będąc u boku Ashera Rivera?

- Wolę się przespać, zanim zacznę się szykować. - Wzruszyłam ramionami, nie odwracając nawet spojrzenia w jego stronę. Słońce uderzało w szyby taksówki, raniąc tym i moje oczy. Poczułam jak Asher ponownie chwyta moją dłoń.

- Elena... - szepnął przeciągle, zmuszając mnie do odwrócenia się w jego kierunku. - Staram się to jakoś ratować.

Prychnęłam.

- Znowu udając i kłamiąc? Weź proszki na szczęście, może wtedy powiesz, że mnie kochasz. - Wyrwałam dłoń z jego uścisku i schowałam ją między swoje uda.

- Russo, przecież wiesz, że cię...

- Kochasz? Błagam się Asher, przestańmy bawić się w tą chorą grę.

Widziałam, jak zaciska usta w wąską linię, a po chwili jego twarz tężeje. Poprawił się na siedzeniu i odchrząknął, grając ponownie "tego złego".

- Więc co zamierzasz? - Jego głos się zmienił. Był niższy i dosadniejszy w swoim wydźwięku.

- Nie wiem Ash. Nie mam pojęcia. Gdybym mogła, to zapewne zdjęłabym pierścionek lub obrączkę - prychnęłam, unosząc lewą dłoń w powietrzu.

Zamrugał powoli.

- I odeszłabyś?

Zagryzłam wargę, zastanawiając się nad odpowiedzią.
No właśnie. Odeszłabym od niego? Moje uczucia się nie zmieniły, choć bardzo tego chciałam. Wiedziałam, jak skończyłoby się odejście od tego człowieka. Znowu zaczęłabym brać, chciałabym wrócić. Bo tak działało uzależnienie. A ja byłam uzależniona od niego i od świata, który mi pokazał.

This is the end, My Sweetheart #3 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz