Rozdział 11.

187 6 0
                                    

Elena

Nigdy nie sądziłam, że zniknięcie z mojego konta bankowego, blisko piętnastu kafli będzie najnormalniejszą rzeczą, jaka mogła mi się przydarzyć.
Po całej tej aferze jednak zrozumiałam jedno — ja nie byłam tutaj najważniejsza. Nie byłam nawet ważna. Wszystko, co się działo z moim udziałem lub wokół mnie.

Byłam pół środkiem. Jedynie kolejnym elementem większej gry, która okazała się mnie po prostu wykorzystywać, jak ludzie biorący w niej udział.

Pieniądze były kaucją za Ashera. Przelane na konto Felixa, powędrowały z niego do starszego Crusta, który tę kaucję wpłacił anonimowo. Moje konto bankowe wcale nie było moje. Pieniądze należały do kartelu, a więc i konto było również ich.

Felixa pobił Asher, cóż za zdziwienie.
Ale dlaczego? Tego żaden z nich mi nie powiedział.

Następne dwa tygodnie w ogóle nie odzywałam się do Ashera. Miałam nadzieję, że naprawdę da mi spokój i skupi się na swoim powrocie do społeczeństwa. Miałam nadzieję, że wyjedzie. Że wróci do Santa Monica, a ja będę mogła od niego odpocząć.

Odpocząć? Chciałaś żyć bez niego. Powinnaś chcieć się odciąć.

I zagłuszałam ten chory głos w mojej głowie, który jasno dawał mi do zrozumienia, że zaprzeczałam sama sobie, a tym samym po prostu się wykańczałam.

Kończył się semestr. Maj był za pasem, a ja miałam kolejne egzaminy i zaliczenia. Kończyłam drugi rok studiów i było to dla mnie lekko abstrakcyjne. Pierwszy semestr zaliczyłam wiedzą po powrocie z odwyku. Zdałam kolokwia i zaliczenia już w marcu, ciesząc się, że mogłam zacząć na czysto i na nowo.

Tylko że jak wiadomo, nic nie trwało wiecznie.
A mój względy spokój został zagłuszony przez jeden element odstający od układanki.

Uniosłam wzrok znad swojego laptopa, uważnie czytając kolejne slajdy wyświetlane na interaktywnej tablicy. Zapisywałam kolejne słowa, stukając swoimi paznokciami w klawisze. Usłyszałam w pewnym momencie dzwonek swojego telefonu, którego nie wyciszyłam przed wejście, na wykład. Mimo że był on dość cicho, melodia rozniosła się po całej auli, a ja strzeliłam buraka, szybko przepraszając i łapiąc komórkę w swoje dłonie.

Zmarszczyłam brwi, blokując połączenie przychodzące.

Asher. Dzwonił do mnie kurwa Asher.
Od razu je zignorowałam i szybko wyciszając telefon, schowałam go do torby. Skupiłam się na swoim wykładzie i nawet nie pozwoliłam myślą wrócić do blondwłosego, niebieskookiego chłopaka.

- Drodzy państwo, to wszystko na dziś. Bardzo dziękuję za wysłuchanie i życzę udanego weekendu. - odparł wykładowca, który wstając ze swojego miejsca, zgiął się w pół i wracając do pozycji prostej, zaczął pakować swoje rzeczy.

- Idziemy zapalić? - rzuciła Ellie, na co skinęłam głową. Wyszłyśmy we dwie jako jedne z pierwszych z auli. Poprawiłam swoją torbę na ramieniu i słuchałam, jak Ellie narzeka na zbliżające się zaliczenia z historii dzieł pisarzy francuskich oraz angielskich.
Ja nie narzekałam. Na uczelni mogłam wybrać rozszerzony język, dzięki czemu Włoski i angielski w akcencie brytyjskim poprawiły mi średnią ocen. No, na pewno ten pierwszy miał taką funkcję.

- Szczerze ci tego w sumie zazdroszczę. - dziewczyna wydęła wargi, kiedy przechadzając się korytarzem, czułam na sobie spojrzenie innych osób. Studenci przechadzający się holem i korytarzami uważnie mi się przyglądali. Zmarszczyłam brwi, orientując się, że wcale nie był to mój wymysł, a realne spostrzeżenie. - Możesz uczyć się o tym, o czym uczyłaś się w liceum i nie masz problemu z językiem.

Uśmiechnęłam się niemrawo w jej stronę. Miała w tym trochę racji, jednak Włoski wybrałam głównie ze względu na to, że patriotycznie kocham swój kraj. Nie mogłam kontynuować nauki w Rzymie, ale możliwość uczenia się o własnym narodzie za granicą byłą luksusem, który postanowiłam wybrać.

Kierując się schodami w dół, czułam, jak każda mijana przeze mnie osoba naprawdę osacza mnie swoim spojrzeniem i dociekliwością. Nie chciałam zwracać na siebie jeszcze większej uwagi, dlatego nie wspomniałam o tym Ellie.
Obie wyszłyśmy przed budynek uczelni, wyciągając swoje paczki używek.

Zastygłam jednak z papierosem w ustach, gdy ujrzałam stojące przed uczelnią auto.
Zresztą chuj z samochodem. Doskonale wiedziałam, do kogo należy, jednak nikt poza mną nie zdawał sobie z tego tutaj sprawy.

Problem był w momencie, gdy zrozumiałam, że Asher opierający się o maskę swojego wozu wcale nie był anonimowy, a ja przez to również zdobywałam na uwadze innych.
Za to za kierownicą dostrzegał szczerzącego się w moją stronę Ricka, który z tego wszystkiego miał chyba naprawdę niezły ubaw.

- No chyba kurwa nie. - rzuciłam pod nosem, wyciągając papierosa spomiędzy swoich warg. Wcisnęłam po z powrotem do opakowania i ruszyłam wściekle w stronę swoich byłych znajomych.

- Nowa! - Crabtree wychylił się zza szyby kierowcy i wyszczerzając się w szerokim uśmiechu, zsunął okulary przeciwsłoneczne ze swojego nosa. Posłałam mu jedynie spojrzenie spod byka i przystanęłam przed Riverem.

- Co ty tu kurwa robisz? - syknęłam w stronę Ashera, uważnie przyglądając się jego twarzy. Oczy ukrył za czarnymi oprawkami okularów przeciwsłonecznych. Gdy sięgnął do nich dłonią, cicho się przy tym śmiecąc, zwróciłam uwagę na obdarte kostki jego knykci.

- Ciebie również miło widzieć, Russo. - rzucił z przekąsem, zsuwając okulary na czubek swojego nosa. Mrugnął do mnie jednym okiem, po czym ponownie zasłonił je ciemnymi szkłami. Odepchnął się od maski swojego samochodu i podszedł bliżej, na co ja zrobiłam krok w tył. Uważnie obserwowałam jego poczynania, rzucając mu spojrzenie spod byka. Zapał za moje ramię i nachylił się do mojego ucha. - Nie odbierałaś moich telefonów, kochanie. - szepnął, a ja poczułam, jak ciarki przebiegają wzdłuż mojego kręgosłupa.

Zacisnęłam usta w wąską linię i wyrwałam się z uścisku chłopaka.

- Odsuń się ode mnie. - sapnęłam, odpychając dłonią jego postać. Wiedziałam, że mieliśmy widzów. Czułam na sobie spojrzenia gapiów, gdy wysoko unosząc głowę śmiałam odrzucić Ashera Rivera od siebie.

- Nowa zyskała w zadziorności. - zagwizdał Crabtree, wysiadając z samochodu. Podszedł do nas u stanął koło Asha, układając swój łokieć na jego barku. - Jak życie, Włoszko? - rzucił zaczepnie, na co prychnęłam pod nosem, zakładając ramiona na piersi.

- Rick, wsiadaj za kółko. - ton głosu Rivera nie był przyjemny, jednak Rick go zignorował.

- Daj spokój Asher, daj mi się przywitać. - poklepał przyjaciela po plecach, stając jeszcze bliżej mnie. - Dawno się nie widzieliśmy, co u brata? - słysząc jego pytanie, które miało być żartem, poczułam, jak coś mocno rani moje serce.

Jak coś uderza w moją twarz i sprawia, że boli mnie każdy jej fragment.
Sama uniosłam dłoń, policzkując Ricka. Nie spodziewał się tego, albo po prostu nie reagował, gdy widział, jak unoszę dłoń. Był to jednak na tyle szybki ruch, że i sama poczułam pieczenie swojej dłoni.

- Śmieć z ciebie. - miałam ochotę na niego splunąć. Odwróciłam jednak głowę i spojrzałam ponownie na Ashera. - Masz tupet, przyjeżdżając tu.

- Nie, Russo. To nie tupet. To pewność siebie i fakt, że ty i tak nie możesz mi nic zrobić. - wsunął dłonie do kieszeni swoich spodni, przekrzywiając głowę. Skupiłam się na nerwowo drgającej powiece chłopaka, którą widziałam mimo okularów na jego nosie. - A teraz wsiadaj. - odezwał się cierpko, odwracając wzrok.

- Mhm jasne, może jeszcze frytki do tego? - założyłam ręce na biodrach.

- Ale żeś Nowa trafiła. Głodny jestem jak byk. - ponownie odezwał się Crabtree, a ja powoli miałam dość obecności tej dwójki pod moją uczelnią.

This is the end, My Sweetheart #3 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz