Rozdział 15.

154 8 0
                                    

Elena

- Patrzcie państwo, dzwonię do Ashera, a przychodzi Nowa. - Rick zaśmiał się, odsuwając telefon od swojego ucha. Przewróciłam jedynie oczami na jego słowa, i podeszłam bliżej, chcąc wsiąść do samochodu. - A panienka gdzie? Dziewczynki o tej porze już śpią.

- Nie wkurwiaj mnie nawet. - prychnęłam, zakładając ręce na piersi, gdy Rick zasłonił mi dostęp do drzwi Dodga Rivera. - Jadę z wami.

- Ahser przywoził? - Uniósł jedną brew i kącik swoich ust. Miałam ochotę zdzielić go w twarz.

- Nie jest moim ojcem.

- Ale mężem.
Prychnęłam ponownie na jego słowa. Zbliżyłam się o krok i uderzyłam palcem w jego tors.

- Kobieta nie wychodzi za mąż po to, aby jej rozkazywano i przywalano na wychodzenie gdziekolwiek. - uniosłam rękę w powietrzu, wskazując na motel za mną. - Wyszłam za Ashera po to, aby być bezpieczna. By być nietykalna. Dlatego teraz z wami jadę. Nie skrzywdzą mnie.

- Nie kochasz go? - zignorował kompletnie moje słowa i zadał to prozaicznie głupie pytanie. Odsunęłam się kawałek, nie bardzo wiedząc, co mam mu odpowiedzieć. Wzruszyłam wiec jedynie ramionami i odpowiedziałam mu wraz z groźnym spojrzeniem:

- Piszesz książkę? - Przyglądał mi się. Nie bardzo wiedziałam, co stara się ze mnie wyczytać, ale nie pozwoliłam mu wejść w głąb siebie.- Daj mi wsiąść, Crabtree.
Nie odpowiedział. Zamiast tego usłyszałam za sobą głos Ashera, którego w tamtym momencie miałam już po dziurki w nosie.

- Czego ty kurwa nie rozumiesz w stwierdzeniu "Ty. Zostajesz"? - Odwrócił mnie gwałtownie w swoją stronę, łapiąc za moje ramię. Kaptur jego bluzy przysłaniał mi twarz. Odrzucił go na moje plecy, a ja po tym jednym ruchu, spiorunowałam go spojrzeniem.

- Porywacie mnie, nie pozwalacie wrócić do Bostonu i jeszcze masz zamiar wypowiadać się na temat tego co mogę, a czego nie mogę zrobić? - Miałam ich dość. Oczekiwali ode mnie posłuszeństwa, co w tym świecie i tak było chore. Miałam stać się pieskiem chodzącym dla ozdoby przy nodze Ashera? Chyba zapomnieli, z kim mają do czynienia.
Prychnięcie wydobyło się spomiędzy moich warg, gdy nie odpowiedział na moje pytanie po dłuższej chwili ciszy. Wpatrywał się jedynie we mnie z dziwnym wyrazem twarzy.

Usłyszałam głos Ricka

- Nikt cię nowa nie porwał... -

Przerwał mu gestem dłoni. Wkurzyło mnie to jeszcze bardziej.

- I tak już kurwa muszę z wami być! -krzyknęłam, wyrzucając ręce w powietrze,

Podeszłam bliżej w jego stronę, Nie traktował mnie poważnie, nigdy. Odkąd się poznaliśmy, on zawsze mnie chronił, co wychodziło mi już bokiem. Nie byłam małą dziewczynką. Stanęłam na palcach i uderzyłam dłonią w jego tors.

- Jeśli mam przeżyć u twojego boku to przynajmniej traktuj mnie jak równą sobie.

Wpatrywałam się w blondyna, zaciskając mocni szczęki. Nie wiedziałam, co teraz chodziło po jego głowie, ale jego spojrzenie co chwile łagodniało i ponownie stawało się groźne. Marszczył brwi, jakby bił się ze swoimi myślami.

A potem pochylił się nade mną i miałam wrażenie, że za chwilę muśnie wargami, moje. Oddech chłopaka owiał mój policzek, gdy ten pocałował moje ucho i szepnął cicho.

- Pakuj się, Russo.

***

Od: Nieznany

"Jeśli twój brat zgrzeszy przeciwko tobie, idź, strofuj go sam na sam." Mateusza 18:15

This is the end, My Sweetheart #3 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz