Rozdział 8.

162 5 2
                                    

Elena

Wszystko wokół mnie wydawało się zbyt kolorowe. Zbyt jaskrawe. Cholernie jasne.
Czułam się, jakbym lewitowała. Unosiła się paręnaście metrów nad ziemią i spoglądała na wszystko z góry.

Huk muzyki i basy dochodzące z głośników aż zatrzęsła się podłogą, gdy obijałam się o tańczących ludzi w środku mieszkania.
Potrzebowałam świeżego powietrza. Musiałam wyjść na zewnątrz. Złapać oddech, który nie byłby tylko przesiąknięty alkoholem i ziołem.

Dlatego z kubeczkiem w dłoni i paczką papierosów w drugiej, ruszyłam na balkon. Chłód bostońskich nocy od dawna powodował gęsią skórę na moich ramionach. Tamtego wieczoru było tak samo. Dochodziła jedenasta w nocy, a ja odpalając papierosa na balkonie nieznanego mi mieszkania, trzęsłam się z zimna. Żałowałam, że swoją skórzaną kurtkę zostawiłam gdzieś w środku. Jedynie na mojej głowie widniała błękitna czapka z daszkiem, zniszczona przez życie i kartony, w których czeluściach leżała.

Czapka, którą podarował mi Asher blisko dwa lata temu sprawiła, że do mojej głowy niespodziewanie napłynęło wiele wspomnień. Nie tylko tych sprzed ponad pół roku, ale i tych sprzed dwóch lat. Gdy jeszcze nie wiedziałam, jak wiele przyniesie mi ta zwykła wymiana uczniowska. Jak wiele złego, ale i dobrego mnie spotka podczas spełniania przy ziemskiego marzenia.

Spoglądałam w czarne jak smoła niebo, wiszące nad moją głową jak zły omen. Odliczałam dni. Minuty. Sekundy. Od dwóch tygodni nie robiłam nic innego.
Odliczałam, bo wiedziałam, że gdy tylko Asher mnie znajdzie jak obiecywał, ja będę mogła na nowo zniknąć. Będę mogła przed nim uciekać, jednocześnie mszcząc się za to, jak wiele przeszłam z jego powodu.

Bo wystarczyłoby, że dałabym mu nadzieję, a potem na nowo zniknęła. Zupełnie jak on.
Odpłaciłabym się pięknym, za nadobne. Pokazałabym mu, jak wiele stracił, ale i jak wiele ucieka mu sprzed nosa.

Byłam jego żoną, ale to nie oznaczało, że będę jego własnością.
Bo mnie nie mógł mieć nikt. O ironio, sama siebie nie miałam. Moje myśli były ulotne. Gubiłam się we wszystkim, co działo się wokół mnie. Codziennie budziłam się z dziwnym przeczuciem, że to może być mój ostatni dzień.

A przecież miałam ledwo dwadzieścia lat.

- Tu jesteś! - wzdrygnęłam się, słysząc piskliwy głos Vic. Spojrzałam na nią znad swojego ramienia i zaciągnęłam się papierosem w swojej dłoni, ignorując jej obecność.
Impreza w bractwie Milesa i Thomasa mimo środka tygodnia, cieszyła się sporym zainteresowaniem wśród studentów. Była trochę odskocznią od zbliżających się zaliczeń, które już niedługo miały nas zalać swoimi terminami.

Vic stanęła koło mnie, zabierając z mojej dłoni paczkę fajek.
Nie oponowałam. W naszej grupie papierosy jednej osoby były własnością ogółu.

- Jak się bawisz? - zagadnęła, a ja jedyne, na co miałam ochotę, to rozpłakanie się z bezradności.
Obiecałam Felixowi, że nie będę pić. Że nie zaprzepaszczę odwyku, mimo że narkotykowego, nawet dla alkoholu. Nie uważałam się za osobę uzależnioną, ale po tylu miesiącach kłamstw i tajemnic w moim życiu, tak bardzo chciałam dotrzymywać danego komuś słowa. Móc być z siebie dumna, że mimo pokusy mi się udało.

A tymczasem skończyłam pijana na balkonie mieszkania w bractwie.

- Chyba na mnie czas. - mruknęłam jedynie, gasząc niedopałek w doniczce z uschniętym kwiatkiem. Spojrzałam na blondwłosą Vic i uśmiechnęłam się delikatnie.

- No co ty? Nawet dwunastej jeszcze nie ma. - sarknęła, strzepując popiół do tej samej doniczki.

- Ta, ale jutro muszę wstać po siódmej, a i tak już najtrzeźwiejsza nie jestem. - uniosłam kącik ust, aby już po chwili go opuścić. Założyłam ręce na piersi i spojrzałam na koleżankę spod daszka czapki. Widziałam, jak się w nią wpatruje. Zapewne zastanawiała się, skąd to wyszyte "A".
Nawet gdyby spytała, nie miałabym ochoty jej odpowiadać.

- Luz, przecież tatusiek i tak cię wszędzie zawozi. - prychnęła, podchodząc o krok bliżej. Zmarszczyłam brwi, gdy dziewczyna oddała mi paczkę fajek, jednocześnie uważnie obserwując moją twarz. Jakby szukała we mnie odpowiedniej reakcji. - Felix? Tak miał na imię? - kontynuowała.

Wiedziałam, że i ona i Alex były naprawdę dziwnie zafascynowane Felixem. Nie wiedziałam, z jakiego powodu dokładnie Plotki szybko się rozchodziły i na uczelni już większość osób wiedziała, że mieszkam ze starszym od siebie lekarzem. Jednak zaprzeczałam każdemu, kto osadzał mnie o spanie z brunetem.

- To jedynie mój znajomy, który bardzo mi pomógł gdy tego potrzebowałam. - rzuciłam na odczepne to, co mówiłam za każdym razem wszystkim wokół. Prawdę.
A mimo to i tak nikt mi nie wierzył.

- Jasne. - prychnęła, zaciągając się używką. - Pomógł ci, gdy rzucił cię ten twój Asher?

Zmrużyłam oczy, przekręcając lekko głowę. Zastanawiałam się wówczas, do czego dąży ta dziewczyna i co konkretnie stara się ze mnie wyciągnąć.

- Może załatwisz nam trochę ekstazy po taniości, co? - dodała, a ja nie miałam już siły dłużej jej słuchać. Parsknęłam cicho pod nosem, jednak zrobiłam to na tyle instynktownie, żeby dziewczyna poczuła wstyd za swoje słowa.

Miałam wrażenie, ze jedynie wyśmianiem takich spraw, mogłam zapobiec kolejnym plotkom. Zmagałam się z nimi, odkąd zaczęłam studia. Odkąd pojawiłam się w środku semestru wiosennego i swoim nazwiskiem wywołałam niemały szum.

- Zabawna jesteś, gdy się postarasz. - mruknęłam w jej stronę i poprawiłam daszek swojej czapki. Nie miałam pojęcia, dlaczego akurat tamtego wieczoru ją założyłam. Nie mogłam odpowiedzieć też jednoznacznie, dlaczego czułam się w niej tak nadzwyczajnie dobrze. Była to tylko czapka, ale mając ją na swojej głowie, miałam poczucie, że chłopak, którego tak bardzo powinnam nienawidzić, jest gdzieś obok.

Cały wieczór to przeczucie mnie nie opuszczało. Zupełnie jakby mnie obserwował zza tłumu ludzi. Jak gdyby czekał na odpowiedni moment do ataku.
Nie wiedział, że ja na niego też byłam gotowa.

- Zapisz się na jakiś kurs dla komików i baw publiczność. - doradziłam jej, chowając paczkę papierosów do tylnej kieszeni swoich jeansów. Sięgnęłam również po plastikowy kubeczek i dopiłam resztę swojego drinka, zostawiając go jednak na płytkach balkonowych. - Może z twoimi sztucznymi cyckami będzie ci łatwiej wejść do branży. - sarknęłam, widząc, jak wyraz jej twarzy na chwilę zastyga. - Wiesz, dasz komuś się szybko zerżnąć parę razy, to może wówczas kokę będziesz mieć nawet za darmo. - puściłam oczko w jej stronę i odwróciłam się na pięcie.

- Ty suko...
Nie dałam jej dokończyć, bo wyszłam z balkonu i zamknęłam ją na dworze, machając jedynie środkowym palcem przed szybą. Vic uderzała jeszcze w drzwi balkonowe, jednak muzyka zagłuszała zarówno jej krzyki jak i uderzenia, a w pobliżu byłam tylko ja. Reszta schowała się we wnętrzu salonu, a stamtąd nie było jej nawet widać.

Wiedziałam, że moje znajomości na studiach nie będą trwałe. Miles i Thomas byli pierwszymi, których poznałam wraz z Ellie, z którą byłam na jednym kierunku. Alex i Vic dołączyły się niedługo po moim dołączeniu na uczelnię. Od początku nie czułam się przy nich dobrze, więc z tyłu głowy miałam świadomość szybkiego końca naszej znajomości. Były po prostu fałszywe i toksyczne. Nie potrzebowałam zbyt długo takich osób w swoim życiu.

Co za ironia, że z Asherem i diabłami spędziłam o wiele więcej czasu..

Skierowałam się w głąb mieszkania, słysząc jednocześnie krzyki ludzi z salonu. Przeszłam między grupami osób zgromadzonych przy stoliku i kanapie, a biały proszek rozsypany na szklanym blacie sprawił, że zatrzymałam się na chwilę.

This is the end, My Sweetheart #3 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz