Rozdział 16.

203 5 0
                                    

Elena

Krople deszczu spływały po mojej twarzy gdy z papierosem między palcami, wpatrywałam się w przestrzeń przede mną. Ciemność ogarniała wszystko wokół, a świadomość, że to właśnie ta ciemność może mnie porwać, sprawiała, że miałam ochotę pozwolić sobie na zatracenie się w mroku, jaki mnie otaczał. Chęć pozostania w próżni, chociaż na parę chwil sprawiała, że postawienie nogi za stromym brzegiem klifu, stawała się cholernie kusząca. Ta niemoc w obliczu wszystkiego, co działo się wokół, dawała mi w kość. Mogłam jedynie siedzieć, i spoglądać na mijane przez nas krajobrazy, w duchu modląc się, abyśmy zdążyli. Żeby to wszystko miało jeszcze swój szczęśliwy koniec.

To było głupie. Cholernie, patrząc na okoliczności tego wszystkiego.
Byliśmy młodymi dorosłymi, którzy jako nastolatki narobił sobie problemów, a teraz za nie płacili. Wielki problem ludzkości i świata, którego nikt nigdy nie zrozumiał i się na nim nie nauczył.

Zaciągnęłam się tytoniem, czując gorycz i drapanie w gardle. Ból w żebrach dalej dawał o sobie znać przy każdym głębszym wdechu. Deszcz mocniej uderzał o ziemię, powodując szum wokół. Ulewa moczyła moje włosy, ubrania i twarz. Papieros również mi przemókł i zgasł po niedługiej chwili.

Mimo to dalej patrzyłam w przestrzeń, tracąc jakiekolwiek ludzkie odruchy. Byłam wyprana z emocji, po tym jak zobaczyłam ten cholerny filmik. Po tym jak Rick obwinił mnie o to, co spotkało Nicholson. Wszystko było moją winą, a ja nie wcale nie pchałam się do tego cholernego świata pełnego krwi i białych proszków.

Chciałam się odciąć, a to oni zmusili mnie do powrotu.

Las Vegas było miastem nocy. W dzień spało, aby po zachodzie słońca pokazać swoje najgorsze oblicze. Jechaliśmy tu cały dzień, aby zobaczyć wielkie bilbordy, światła i muzykę, która roznosiła się w przestrzeni. Miasto hazardu będące teraz moim jedynym ratunkiem.

Tak bardzo chciałam wrócić do momentu, w którym przyjechałam na wymianę uczniowską w liceum. Tak bardzo chciałabym móc cofnąć czas i nie iść na tamtą plażę. Nie spotkać Ashera i nie pozwolić mu wciągnąć się do swojego świata.

Chciałabym wrócić do tamtego czasu i móc podjąć zupełnie inne decyzje, aby znów ich żałować.

Kopnęłam leżący na żwirowej drodze kamień. Stałam pod barem, do którego wrócić nawet nie chciałam. Odór alkoholu, potu i zioła sprawiał, że odechciewało mi się wszystkiego. Miałam jedynie ochotę płakać z wycieńczenia i bezradności.

Muzyka i krzyki z wnętrza budynku stały się na chwilę głośniejsze, zakłócając tym ciszę w szumie deszczu, w jakiej trwałam. Chwila, której refleksyjnie potrzebowałam, aby na chwilę odpocząć. Skrzypnięcie drewnianego podestu sprawiło, że wzdrygnęłam się na obecność kogoś obok mnie.

Nie odwróciłam się. Trzymałam w dłoni przygaszonego papierosa, który od deszczu za chwilę mógł się złamać.
Światła miasta odbijały się od mojej twarzy, a kaptur na głowie nie dawał mi już żadnej ochrony. Byłam naga, choć nie w dosłownym tego słowa znaczeniu.

Byłam naga, bo on widział mnie całą. Znał mnie, mimo że nie powinien. Bałam się, chociaż nie miałam do tego powodów. A może je miałam? Gubiłam się we wszystkim, co stawało się rzeczywistością. Myliłam swoje myśli z realnym światem, mając nadzieję, że ktoś mnie w tym wszystkim w końcu odnajdzie.

Czyjeś ramiona oplotły mnie, zamykając w ciasnym uścisku. Wiedziałam, kim był, dlatego się nie odsunęłam.
A może powinnam?
Może wyznacznikiem niebezpieczeństwa wcale nie było nieznane a właśnie to, co znajdowało się najbliżej ciebie?

Zagrożenie znajdowało się tam, gdzie oczekiwaliśmy bezpieczeństwa.
A czując się bezpiecznie, nigdy nie jesteś pewien, że nie zaatakują cię od tyłu.

- Znalazłem cię, Russo.

Parę godzin wcześniej

- Mogę prowadzić - zaproponowałam. Asher jednak posłał mi długie, pełne zwątpienia spojrzenie, nim wsiadł za kierownicę. Przewróciłam oczami, siadając tuż obok na miejscu pasażera.
Rick siedział już w środku. Właściwie to leżał.
Smacznie spał.

Nasza trasa rozpoczęła się krótko po powrocie do motelu. O trzeciej byliśmy już w innym stanie, a o dziesiątej byliśmy w Missouri, robiąc sobie postój,

- Powiesz mi, dlaczego jedziemy przez całe stany samochodem? Mogliśmy kupić bilety na samolot. - Zgięłam się w pół, zdejmując buty ze swoich stóp. Było mi cholernie niewygodnie, a czekała nas całodobowa podróż do Santa Monica. Dalej jednak żaden z nich nie rozwiał moich wątpliwości co do podróży. Dla nich musiało być to równie męczące co dla mnie.

This is the end, My Sweetheart #3 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz