Zakończenie.

291 7 1
                                    

6 lat później

Elena

- Miałeś rację. Byłeś tym, czego najbardziej potrzebowałam.

Mimo naszej pokręconej miłości byłeś moim wszystkim. Pierwszą myślą o poranku i ostatnią pod wieczór. Pierwszym czego szukałam w pustym mieszkaniu i ostatnim, czego potrzebowałam do szczęścia. Byłeś uzależniający, byłeś jak mój własny narkotyk. Moja własna odmiana ekstazy. Przy tobie mówiłam o wszystkim, co mnie boli. Co mnie rani

Nie pomogłam ci. Patrzyłam, jak toniesz, ratując siebie. Czuję się z tym okropnie.

Przepraszam. Powinnam była cię uratować.
Jednak Twoje demony ucichły już na zawsze.

Żegnaj Asher.
Spoczywaj w pokoju. W moim sercu zawsze będzie dla ciebie miejsce.

Asher Percy River
2000 - 2022
To już jest koniec kochanie.

Podciągnęłam nosem, czując, jak tabun łez chce wylać się spod moich powiek. Choć nie mogłam sobie na to pozwolić, bardzo tego chciała,

Dziś był dwunasty czerwca.
Szósta rocznica śmierci Ashera.

Bo Black sześć lat temu miał rację. Ashera nikt nie mógł powstrzymać. Ani Ian, ani Maya, ani ja, choć mnie tam nawet nie było.
Michael Black dopiął swego. Asher przedawkował heroinę, wstrzykując ją sobie dożylnie.

Zrobił to tuż po tym gdy wchodząc do mieszkania, zastał tam paczkę przywiezioną dzień wcześniej z Włoch.
Paczkę z sercem Daphne, które tak jak obiecywał, zabrał z jej ciała patolog Blacka.

Ian nie zdążył go nawet zatrzymać, tak przynajmniej mówił. Bo ja wróciłam dopiero parę godzin później. Oni też uwierzyli. Oni też chcieli zniknąć, ale najpierw uratować Ashera.
Więc za nim pojechali. Ale było już za późno. Dotarli do Long Beach gdzie na starym torze znajdował się samochód Ashera. Czarny Dodge, w którym za kierownicą leżało ciało.

Asher River przedawkował z premedytacją, bo nie chciał żyć beze mnie.
A ja wróciłam do pustego mieszkania, w którym wszędzie odbijał się jego głos, śmiech, krzyk i twarz.
W którym odbijało się nasze krótkie szczęście, jakie i tak nas zniszczyło.

- Mamo? Mamusiu, dlaczego płaczesz?

Dłoń dziewczynki stojącej obok mnie tuliło mój palec, ciągnąć za niego w dół. Spojrzałam na Vivian, która ubrana w białą kurtkę i różowy sweterek spoglądała na mnie z błyskiem w oku.

Pochyliłam się ku dziecku, zabierając na ręce ostatnią część Ashera, która przy mnie została. Pięcioletnia Vivan River. Nasza córka, której tak bardzo pragnęliśmy, wiedząc, że będzie w jakiś sposób jedynym powodem dla rzucenia tego, co nas niszczyło.

- Pamiętasz, jak byłaś aniołkiem w przedszkolu? - cmoknęłam dziewczynę w policzek, widząc, jak jej uśmiech poszerza się, a ona po chwili zaczyna chichotać. Skinęła głową na moje pytanie, łapiąc rączkami moje mokre od łez policzki. - Twój tatuś jest z nimi. A tutaj możesz z nim porozmawiać. - stanęłam bokiem, pokazując małej Vivian nagrobek. Jej ramiona otuliły moją szyję, a ona po chwili oparła głowę o mój bark, cicho szepcząc.

- A kiedy wróci?

Błysk w jej oczach po zadaniu pytania uwiązał moje gardło na parę chwil. Bałam się tego, co powinnam jej powiedzieć. Była jeszcze dzieckiem, a tak wiele przeszła.
Przeprowadzka do Rzymu gdy była jeszcze niemowlakiem, Wychowywałam ją jedynie ja, choć mogłam prosić o pomoc Larissy i Adama. Ale to również wiązało się z powrotami do Ameryki.
A ja nie chciałam już tam wracać.

- Wiesz, Vi, tatuś już nie wróci. Ale jestem pewna, że nie raz pokaże ci, że jest przy tobie.

Widziałam zmieszanie na jej twarzy, gdy odstawiając ją na ziemię, ostatni raz spojrzałam w stronę nagrobka. Taki sam znajdował się w Ameryce, tuż obok grobu jego rodziców. Larissa i Adam mieszkali w Kalifornii i tworzyli swoją własną rodzinę wraz z dwunastoletnim Colem.

Ian dalej pracował dla kartelu, ale ja się odcięłam. Wiedziałam o tym tylko dlatego, że Lari pozostawała w stałym kontakcie z Mayą, która również przy nim została. Nie zagłębiałam się w ich relację, to jak sobie radzą. Ale jakaś część mnie widziała w nich mnie i Ashera. W tym jak bardzo chcieli stawiać czoła temu co czekało na nich w tym całym chaosie.
I miałam mimo wszystko nadzieję, że oni nie poniosą tak wielkiej klęski jak my.

- Mamusiu, zjemy dziś lody? - Vivan kochała lody. Zwłaszcza z mrożonymi owocami, które musiałam miksować jej na smoothie.
Zacisnęłam palce na jej rączce i schowałam kartę papieru do kieszeni płaszcza, W każdą rocznicę jego śmierci czytałam to, co przez lata napisałam na niej, będąc z nim lub z dala od niego.

- Jak wrócimy do domu, dobrze?
Przejechałam dłonią po jej główce pełnej jasnych, blond kosmyków. Była do niego tak cholernie podobna. Te same blado niebieskie tęczówki. Te same blond włosy i chęć podbicia całego świata.

Uniosłam kącik ust, spoglądając na swoją córkę. Miała przed sobą całe życie i tak bardzo chciałam chronić ją przed tym, co przyszło po mnie.

Gdy dowiedziałam się o ciąży parę tygodni po śmierci Ashera, obiecałam sobie, że Vivian Adelaide Kaia River będzie najsilniejszą kobietą na całym pieprzonym świecie. Nosiła imiona właśnie po nich. Po Kai Nicholson i mojej mamie, Adelaide Russo.
Przyrzekłam sobie, że wychowam ją w miłości i dostatku, aby w przyszłości wiedziała, że ufać może tylko tym, którzy jej również to zapewnią.

Aby nigdy nie dała się traktować tak jak ja. By wiedziała, od kogo uciec w odpowiednim momencie.

Chroniłam ją, jak tylko mogłam.

Dawać jej wszystko. Bo ona była moim wszystkim. Tylko ona.

I choć kochałam cię bardzo długo, ta miłość nie mogła być wieczna. Może to przez wzgląd na nasze przeżycia i to, że ciebie już nie ma. Ale pozostała mi tylko część ciebie, która w końcu dorośnie. I jak ty, zapewne odejdzie. A wtedy po zostanę sama.

You don't know what you got 'til it's gone, my dear

So tell me that you love me again

This is the end, My Sweetheart #3 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz