Rozdział 9.

211 6 9
                                    

Asher

Z kapturem na głowie i zasłonięty przez tłum ludzi, trzymałem Russo w swoich objęciach. Tańczyła, ocierając się o mnie ruchami bioder, naprawdę tak jakbyśmy to nie byli my. Jakby nasza przeszłość nie istniała, a my bylibyśmy innymi ludźmi.

Dlatego nie pozostałem jej bierny. Usadowiłem obie dłonie na jej biodrach i pozwoliłem sobie oraz dziewczynie na wszystko, czego tamtej nocy chcieliśmy. Dlatego sunąłem w dół oraz w górę swoimi rękoma po jej ciele. Czułem ją w końcu blisko siebie. Po tylu miesiącach znowu była przy mnie. Oddawała mi część siebie — a ja tych kawałków miałem już naprawdę sporo.

Muzyka przyspieszyła, ale ja miałem wrażenie, że wszystko wokół zwolniło. Zostaliśmy tylko my. Nasza dwójka i nikt więcej. Zupełnie tak, jak na początku tego chaosu.

- Jak długo tu jesteś? - wyszeptała do mojego ucha, gdy pochyliłem się, chowając głowę w zagłębieniu jej szyi. Jej głos stał się moją prywatną modlitwa. Nie słyszałem go dziewięć miesięcy, ale nie mogłem zapomnieć go nawet po takim czasie.

Znowu była przy mnie.

- Na tyle długo, żeby wiedzie, że jesteś pijana i naćpana. - oplotłem ją ramieniem w pasie i musnąłem swoimi wargami skórę na jej szyi. - Ale również na tyle długo, żeby chcieć zabić tego blondynka, który zostawił na twojej skórze te malinki. - spięła się. Czułem, jak spina się na moje słowa, ale i pod wpływem mojego dotyku blisko jej piersi. - Smarkacz wie, że jesteś moja?

Nie odpowiedziała. Przynajmniej nie od razu.
Zamiast tego, złapała za mój kark i obróciła się przodem do mnie.

A ja po raz pierwszy od blisko dziewięciu miesięcy ujrzałem jej oczy. Spoglądałem na jej twarz. Patrzyłem wprost na jej usta.
Brunetka zbliżyła się jeszcze bardziej, a jej oddech owiał moje wargi. Ścisnąłem jej talię. Czułem, jak moja skóra płonie poprzez ciepło jej ciała.

Wyszedłem dwa dni temu. Pieniądze zostały wpłacone, a ja od razu przyleciałem tutaj. Takie informacje dostałem od Adama. Że Elena wyjechała. Że jest w Bostonie i studiuje na Emerson Collage. Nietrudno było się domyśleć, że jeśli bractwo należące tej uczelni urządza imprezę, to i ona na niej będzie.

Byłem tutaj cały wieczór. Odkąd tylko ona przekroczyła próg tego mieszkania, a właściwie pokoju, chodziłem za nią krok w krok. Wiedziałem, że zamknęła dziewczynę na balkonie. Że wypiła hektolitry alkoholu i wciągnęła jedną kreskę. Że spaliła jednego papierosa i nagrywała filmiki swoim telefonem.

Miała na sobie moją czapkę, co jeszcze bardziej mnie jarało. Te samą kurtkę, którą nosiła jeszcze w czasie wymiany w Santa Monica. Wyglądała tak cholernie dobrze i była mi jednocześnie tak bardzo potrzebna.

Miałem ochotę się na nią rzucić. Zacząć całować i nie przestawać do rana. Chciałem trzymać ją w swoich ramionach, badać ciało dłońmi i słyszeć rozkosz wychodzącą spomiędzy jej ust. Chciałem zrobić z nią wiele rzeczy i tylko czeluści mojego umysłu wiedziały, co tak naprawdę chodziło mi po głowie.

Zatapiając się w swoich fantazjach, nawet, nie zwróciłem uwagi na jej dłonie, błądzące po moim ciele.
A ona doskonale wiedziała, co robi. Z zaciętością wypisaną na twarzy i delikatnym uśmiechem, który po chwili przerodził się w ten cholernie seksowny, diaboliczny wyszczerz — wyciągnęła broń zza paska moich spodni. Poczułem chłód, otaczający w tamtym miejscu moje plecy.

- Russo... - zacząłem spokojnie, odsuwając dłonie od jej ciała. Chłód metalu zetknął się z moją rozgrzaną skórą tuż pod moją koszulką. Płomienie grały w oczach Eleny, a ona uśmiechała się, jak gdyby właśnie nie mierzyła do mnie z odbezpieczonej broni.

I pomyśleć, że ja sam ją tego nauczyłem.

- Nie było cię dziewięć miesięcy. - szeptała, jednak ja doskonale słyszałem każde wypowiedziane przez nią słowo. Starałem się grać, ale nie spodziewałem się takiego zwrotu akcji. Nie myślałem, że kobieta w taki sposób będzie starła się wyrównać rachunki.

Moja żona była cholernie seksowna gdy stawała się niebezpieczna.

- Jak myślisz, ile fantazji twojej śmierci zdążyła ułożyć swojej głowie podczas tego czasu? - kontynuowała wprost do mojego ucha, przejeżdżając po chwili językiem po mojej rozgrzanej skórze. Przełknąłem z trudem, czując, jak dziewczyna robi krok, przez co musiałem się cofnąć, wpadając na czyjeś ramię. - Siedemdziesiąt, Ash. Siedemdziesiąt razy uśmierciłam cię w swojej głowie. - wypowiadając to, jak żmija ukąsiła mnie w szyję, podgryzając moją skórę. Syknąłem, czując zarówno chłód spustu pistoletu jak i pieczenie na szyi.

- Masz zamiar wykorzystać teraz je wszystkie? - zagadnąłem, ściągając kaptur ze swojej głowy. Daszek czapki Eleny lekko się przekrzywił, więc sięgnąłem do niego dłonią. Dziewczyna mnie jednak ubiegła. Złapała za swoją czapkę i zdjęła ją ze swojej głowy. Widziałem jej włosy układające się w nieład oraz naelektryzowane kosmyki, odstające w różne strony.

Ułożyła czapkę na mojej głowie i ciągnąc za daszek, zmusiła mnie do pochylenia się, po czym złapała mnie pod ramię i ruszyła pewnym krokiem, ciągnąc mnie za mną.

- Na razie sprawdzimy jeden z nich. - warknęła w moją stronę, a ja poczułem silną potrzebę ulegnięcia kobiecie.

Więc tak.
Byłem niezniszczalny jeśli chodziło o cały świat — a właściwie jego resztę.
Bo jeśli chodziło o Elenę Russo — ona mogła mnie zniszczyć na wiele sposobów, a ja byłem jej oddany.
Chociaż do czasu.

Mijając tłum ludzi, wyszliśmy na korytarz, który tego wieczoru poznałem doskonale, chowając się w nim przez parę godzin. Jednak nie przystanęliśmy na tym. Szliśmy dalej, a ja z każdym krokiem zniżałem się coraz bardziej. Czułem ramię Russo oplatające moje plecy, gdy wyszliśmy na półpiętro, gdzie znajdowało się parę pokoi i wspólne łazienki. Zdążyłem poznać ten akademik w parę godzin od podszewki.

This is the end, My Sweetheart #3 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz