ROZDZIAŁ 36

256 10 0
                                    


Szłam ciesząc się nowymi umiejętnościami jakie zdobyłam jako wampir. Cudownie było widzieć wszystko tak dokładnie, rozpoznawać zapachy o istnieniu, których wcześniej nie miałam nawet pojęcia. Słyszeć rzeczy, których nie dane mi było słyszeć jako człowiek. Po chwili znudziło mi się zwykłe chodzenie po ziemi i wskoczyłam na najbliższe drzewo. Przeskakiwałam z jednego na drugie, a w pewnym momencie nawet wdrapałam się na sam szczyt ogromnej sosny żeby podziwiać widok na okolicę. Panorama była co najmniej niezwykła. Las ciągnął się po horyzont barwiąc się tysiącem odcieni zieleni i brązu. Niedaleko nas dostrzegłam czarną powierzchnię asfaltu. Nie mogłam powstrzymać się przed myślą, że może to oznaczać tylko jedno. Ludzie. Jeżeli krew zwierząt była tak smakowita krew człowieka musiała być ambrozją. Kiedy o tym pomyślałam do moich ust napłynął jad, a w gardle poczułam kłucie. Czemu Cullenowie rezygnowali z czegoś co było dla nas naturalne? Przecież byliśmy drapieżnikami. Mogliśmy wszystko. Należało nam się to. A oni to odrzucali. Pewnie mówili mi dlaczego zrezygnowali z krwi ludzi, ale nie mogłam sobie tego przypomnieć. Znów poczułam się spragniona, ale teraz wiedziałam już co robić. Pociągnęłam nosem szukając wśród zapachów tego co interesowało mnie najbardziej. Uśmiechnęłam się kiedy niecała milę dalej wyczułam kolejne stado jeleni. Tym razem większe. Bez wahania zeskoczyłam z drzewa robiąc w locie salto. Wylądowałam tuż przed Patrickiem, który wyciągnął do mnie rękę jakby licząc, że ją złapię. Zignorowałam to jak i pozostałych Cullenów rzucając się biegiem w kierunku stada jeleni. Pobiegli za mną, ale tym razem mi to nie przeszkadzało. Nawet kiedy wszyscy razem wpadliśmy na polanę i każdy rzucił się na swoją zdobycz. Wystarczyła jednak tylko chwila, by moje emocje zmieniły się o sto osiemdziesiąt stopni .Razem z Emmettem wypatrzyliśmy największego osobnika i oboje w tym samym czasie skoczyliśmy w jego kierunku. Chłopak kiedy tylko zobaczył co się dzieje odskoczył dając mi do zrozumienia, że uznaje moje prawo do ofiary, ale we mnie wściekłość buzowała do tego stopnia, że nie byłam gotowa na tym poprzestać. Nie myśląc nawet o tym co robię, ani o tym, że chłopak jest ode mnie przynajmniej dwa razy większy skoczyłam w jego kierunku. Popamięta mnie raz na zawsze. Ze mną się nie zadziera. To co jest moje jest tylko moje i nikt nie ma prawa tego tknąć. Warknęłam z frustracji kiedy Emmett zablokował moje uderzenie. Natarłam na niego ponownie tym razem łapiąc za ramiona. Przywarliśmy do siebie siłując się i warcząc na siebie. Ku mojej rosnącej irytacji chłopak wyglądał jakby doskonale się bawił. Musiałam mu przyznać, że był niezwykle silny. Ale ja byłam silniejsza. Mimo, że zapierał się nogami niewiele mu to pomagało.

- Pomóc Ci – spytał ze śmiechem Jasper.

Osiłek tylko pokręcił głową uśmiechając się wesoło. Naparłam mocniej tak, że popchnęłam go w tył.

- Cholera z wami wszystkimi – warknęłam. - Przez Ciebie mi uciekł.

- To go goń – rzucił Emmett niczym wyzwanie.

- Myślisz, że nie byłabym w stanie go złapać? - sarknęłam.

Osiłek uniósł brew powątpiewająco. Wrzasnęłam z wściekłości i z całej siły odepchnęłam go sama rzucając się w pościg za jeleniem. Kurwa co się ze mną działo. Emmett wielokrotnie próbował mnie sprowokować i nigdy mu się to nie udawało. A teraz wystarczyło jedno jego słowo, bym wybuchła. Czułam jedynie gniew. Złość na wszystko i wszystkich. Tak jakby nic innego nie istniało. Nie mogłam zmusić się do odczuwania jakiejkolwiek innej emocji. Jakby to ktoś inny przejął kontrolę nad moim ciałem. Ale nie przeszkadzało mi to. Kiedy przypominałam sobie wydarzenia z mojego ludzkiego życia czułam złość na to, że na to jak słaba byłam. Jak mogłam tak cierpieć po śmierci rodziców? Przecież byli tylko dwójką osób, która zginęła przez własną głupotę. Jak mogłam tak za nimi rozpaczać? Teraz wydawało mi się to zupełnie bez sensu. Jak dobrze, że już nie byłam tą sentymentalną dziewczyną, która obawiała się, że po przemianie w wampira może kogoś zabić. Przecież to nieuniknione. Nieuniknione i wcale nie ma w tym nic złego. To naturalna kolej rzeczy. Teraz to ja byłam panem życia i śmierci i ta myśl bardzo mi się podobała. Nie wiedziałam jak kiedykolwiek mogłam mieć wątpliwości co do tego czy chcę zostać wampirem. Przecież to było cudowne. Szybkość, siła, wyostrzone zmysły. Poczucie wyższości, które przepełniało mnie całą. Uśmiechnęłam się z satysfakcją kiedy przede mną pojawił się uciekający jeleń. Miałam ochotę pobawić się z nim niczym prawdziwy drapieżnik. Dlatego zwolniłam, by przedłużyć pościg. Zwierzę uciekało dopóki nie opadło z sił i runęło na trawę wyczerpane. Dopiero wtedy doskoczyłam do niego ze śmiechem i zaczęłam raczyć się jego krwią. Kiedy kończyłam usłyszałam, że Cullenowie się zbliżają i znów strasznie mnie to zirytowało. Dlaczego nie mogli zostawić mnie w spokoju? Przecież wiedziałam jak wrócić do domu. Nie musieli mnie pilnować. Ale oni najwyraźniej mieli zupełnie odmienne zdanie na ten temat. Pierwszy spomiędzy drzew wyszedł Patrick. Patrzyłam na niego zupełnie obojętnie kiedy przystanął wyciągając w moją stronę dłoń. Wiedziałam kim dla mnie był przed przemianą, ale teraz widząc jego pełną niepokoju twarz nie mogłam sobie nawet przypomnieć dlaczego byliśmy razem, a co dopiero mówić o jakiś uczuciach. Chłopak widząc, że nie zamierzam podawać mu swojej dłoni, westchnął ciężko i zaproponował żebyśmy wrócili do domu. Wzruszyłam ramionami, ale ruszyłam za nim.

ImperfectOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz