Wróciłam do mojej codziennej rutyny. Wstawania, siadania na parapecie i patrzenia za okno. Zdziwiłam się, że nikt nie pilnuje mnie bez przerwy. Czyżby Carlisle ufał mi na tyle, że sądził, że nie spróbuję się zabić po raz drugi? Nie mniej zauważyłam, że wszystkie ostre przedmioty gdzieś zniknęły. Cały czas przychodził do mnie, siadał obok i rozmawiał ze mną. A w każdym razie próbował, bo ja cały czas milczałam. Za którymś razem kiedy podał mi tabletki przyjrzałam się im. Jedna z nich, biała i podłużna przykuła moją uwagę. Obracałam ją w palcach przyglądając jej się uważnie.
- Citalopram – usłyszałam.
Uniosłam tylko brew okazując zainteresowanie. Skończyłam studia biologiczne pod kontem pracy w laboratorium medycznym. Mieliśmy zajęcia o farmaceutykach. Wiedziałam, że jest to silny lek na depresję, który można było dostać tylko na receptę.
- Jestem lekarzem – odparł Carlisle z dumą widząc moje nieme pytanie - Chirurgiem, ale mam też specjalność z psychologii. Pracuję w miejskim szpitalu. Mamy także laboratorium jakbyś szukała pracy. Skończyłaś specjalność z hematologii z tego co kojarzę.
Kiwnęłam głową. Owszem kiedyś praca wydawała mi się ważna. Szczególnie taka, w której pomagałabym innym. Nigdy nie interesowało mnie zostanie lekarzem, ale medycyna mnie fascynowała. Chciałam być laborantem i móc wykonywać badania i diagnozy na podstawie zaledwie próbek. Ale teraz nie wydawało mi się to już takie ważne. Nie mogłam przecież żyć normalnie po tym co się stało. Wstawać rano, iść do pracy i cieszyć się życiem. To było ponad moje siły.
- Emilly – Carlisle wypowiedział moje imię tak smutnym tonem, że zrobiło mi się go żal. - Proszę. Nie możesz zamknąć się w sobie. Wiem, że cierpisz. Wiem co to znaczy stracić rodziców w tak młodym wieku. Teraz wszystko wydaje Ci się nie mieć już sensu. Jakby nic nie istniało. Ale nie możesz pozwolić, by ta niemoc Cię ogarnęła. Nie jesteś z tym sama. Masz mnie. Masz Esme – moje pytające spojrzenie i jego lekki uśmiech, który powiedział mi, że mówił mi o niej już nie jeden raz. - Moją żonę.
Kiwnęłam tylko głową. Miałam nadzieję, że tym razem zapamiętam.
- Masz wypij.
Podał mi duży kubek wypełniony parującą jeszcze herbatą. Wzięłam łyk i poczułam smak miodu i goździków. Od razu zrobiło mi się cieplej. Nie wiedziałam nawet, że jest mi tak zimno. Otuliłam się szczelniej kocem, którym się przykryłam i pociągnęłam kolejny łyk.
- Zjesz coś? - spytał Carlisle z nadzieją, gdy wypiłam całą herbatę.
Pokręciłam tylko głową. Mimo, że było mi trochę lepiej dalej nie mogłam patrzeć na jedzenie. Siedzieliśmy tak jeszcze chwilę patrząc na siebie i nic nie mówiąc. Wreszcie doktor polecił bym wzięła leki i odszedł ze smutną miną. Gapiłam się jeszcze chwilę na zamknięte za nim drzwi i znów wpełzłam w ubraniu do łóżka. Zażyłam tabletki i odpłynęłam w krainę snów. Te po raz kolejny nie przyniosły mi ukojenia. Miotałam się na łóżku dopóki nie zapadałam w krótkie drzemki, które prawie za każdym razem kończyły się tym, że budziłam się zlana potem z niemym okrzykiem przerażenia na ustach. Następny dzień, jak i każdy kolejny również postanowiłam spędzić na parapecie okiennym. Widok za oknem w jakiś sposób mnie uspokajał. Zieleń drzew, kapiący miarowo deszcz. Był w tym jakiś spokój. Przyzwyczaiłam się już do codzienności. Wstawałam rano po niespokojnej nocy, siadałam na parapecie owinięta w koc i tak siedziałam z twarzą opartą o zimną szybę. Carlisle przychodził do mnie albo rano albo popołudniu, zależnie jak miał akurat dyżur w szpitalu. Mówił do mnie, dawał mi lekarstwa, trzymał za rękę, a czasami po prostu siedział obok mnie w ciszy. Kiedy zaczynałam płakać podchodził do mnie i przytulał. Łzy pojawiały się coraz rzadziej, ale dalej cały czas były momenty, w których po prostu zaczynały płynąć i nie mogłam ich powstrzymać. Carlisle mówił, że to normalne i nie powinnam ich hamować. Że płacz oczyszcza. Pewnego dnia, kiedy deszcz bębnił w okna z taką siłą jak jeszcze ani razu od mojego przyjazdu udało mu się namówić mnie do jedzenia. Przełknęłam posiłek, który nie miał dla mnie żadnego smaku, ale na jego twarzy pojawiła się taka ulga jakiej nie widziałam nigdy u nikogo. Od tej pory jadłam jeden posiłek dziennie. Esme w prawdzie przynosiła mi ich więcej, ale tylko pod czujnym okiem doktora byłam w stanie zmusić się do jedzenia. Z czasem zaczęłam rozpoznawać smak potraw. Dalej jednak każdy kęs rósł mi w ustach i przełknięcie go było nie lada wyczynem. Dopiero po trzech tygodniach pierwszy raz opuściłam swój pokój. Zeszłam do salonu po długich namowach mężczyzny. Usiadłam na dużej kanapie i niewidzącym wzrokiem spojrzałam na telewizor. Leciał jakiś dokument o puszczy amazońskiej. A przynajmniej tak mi się wydawało. Próbowałam skupić się na tym co mówi lektor, ale nie mogłam zrozumieć jego słów. Przed oczami migały mi kolorowe obrazki nie składające się w spójną całość.
![](https://img.wattpad.com/cover/344022343-288-k564923.jpg)
CZYTASZ
Imperfect
FanfictionEmilly to zwykła dziewczyna, którą spotkała straszna tragedia. Próbuje pozbierać się po śmierci rodziców i rozpocząć nowe życie z dala od domu. Trafia do Cullenów, jedynej rodziny jaka jej pozostała. Ale co stanie się kiedy odkryje ich sekret? I jak...