Niewiele przespałam tej nocy. Zapadałam w krótkie drzemki, ale były one niespokojne i budziłam się z nich zlana potem. Carlisle z Patrickiem nie ruszali się nawet na chwilę ze szpitalnego pokoju, trwając przy moim łóżku. Próbowali wszystkiego bym wypoczęła, ale nawet leki nasenne nie pomagały. Wreszcie poddali się i tylko siedzieli obok mnie. Nie odzywali się do siebie, ale posyłali sobie niepewne spojrzenia jakby cały czas bojąc się, że to co przed chwilą stało się między nimi okaże się kłamstwem. Że któryś z nich znów zacznie rzucać oskarżenia względem drugiego. Nic jednak takiego nie miało miejsca.
- Nie chcę spędzić ostatnich chwil swojego życia w szpitalu – mruknęłam rozżalona kiedy za oknem zaczęło wreszcie świtać. - Niezależnie od tego co ma się potem stać. Chcę wykorzystać ten niedługi czas, który mi pozostał.
- Zostań jeszcze dzisiaj – poprosił mnie Carlisle. - Chciałbym zrobić dodatkowe badania żeby mieć pewność. Jeżeli jest jednak tak jak przypuszczam to obiecuję, że jutro wrócisz do domu.
Zgodziłam się nie widząc powodu, by nie móc poświęcić tego jednego dnia. Dotarło jednak do mnie, że tych dni nie mam wcale aż tak wiele jak mi się wydawało. Uświadamiałam to sobie coraz bardziej z każdym kolejnym badaniem. Przydzielono mi starszego doktora, który został moim lekarzem prowadzącym. Nie pozwolono na to Carlisle'owi, który nie dość, że nie był onkologiem to jeszcze był po dwunastogodzinnym dyżurze. Mimo to chodził za mną cały dzień spoglądając w moje wyniki. Po jego minie widziałam, że nie mylił się w swojej pierwotnej diagnozie chociaż jak nigdy w życiu chciałby nie mieć racji. Mój lekarz był mniej sceptyczny opowiadając mi o innowacyjnych metodach leczenia, ale gdy wychodził wieczorem z mojej sali spojrzał na Carlisle'a i pokręcił lekko głową. Wiedziałam, że nawet on nie wierzy, że jest dla mnie jakaś nadzieja. Kolejną noc przepłakałam. Patrick leżał obok mnie głaszcząc po włosach próbując uspokoić, ale nie mógł wiedzieć, że nie płaczę nad swoim losem, tylko nad jego. Chłopak nie wspomniał nawet słowem o przemienieniu mnie w wampira, ale wiedziałam, że cały dzień o tym myślał. A ja nie umiałam jednoznacznie odpowiedzieć na niezadane przez niego pytanie. Czy tego chciałam? Byłam na to gotowa? Miałam chaos w głowie. Sprzeczne myśli i uczucia towarzyszyły mi przez cały następny poranek, gdy zbierałam się do powrotu do domu. Z wypisaniem się na własne życzenie nie było najmniejszego problemu. Oficjalnie miałam pojechać na eksperymentalne leczenie do Europy chociaż po spojrzeniach jakie rzucali mi lekarze i pielęgniarki chyba nikt nie wierzył, że to pomoże.
- Zanim wyjdziesz, ktoś chciałby się jeszcze z Tobą zobaczyć – powiedział Patrick zabierając z łóżka moją torbę.
Otworzył drzwi i do pokoju weszła Claudia i Jeny Nie spodziewałam się ich tutaj, ale zrobiło mi się miło kiedy je zobaczyłam. Zastanowiło mnie czy wiedzą co mi jest, ale kiedy zobaczyłam jak Jeny zalewa się łzami na mój widok nie miałam co do tego wątpliwości.
- Kochana – wychlipała podbiegając do mnie i przytulając. – To takie okropne co Cię spotkało.
Rozpłakała się na dobre, a ja niewiele myśląc zaczęłam ją pocieszać. Patrick widząc absurd tej sytuacji wywrócił tylko oczami i wyszedł zanieść moje rzeczy do samochodu. Zostałam z dziewczynami sama, ale atmosfera była bardzo przygnębiająca. Jeny nie mogła się uspokoić cały czas głośno płacząc. Claudia chociaż starała się mnie wesprzeć.
- Jesteś w najlepszych rękach. Doktor Cullen już niejednokrotnie dokonywał cudów. W dodatku są wokół Ciebie ludzie, którzy Cię kochają – spojrzała na drzwi, które zamknęły się za Patrickiem. – To zawsze bardzo pomaga.
Uścisnęła mnie serdecznie zapewniając że gdybym czegokolwiek potrzebowała to mam śmiało dzwonić. Musiałam przyznać, że będę za nią tęsknić. Za Jeny również choć zdecydowanie mniej. Pożegnałam się z nimi po raz kolejny powtarzając bezsensowne „wszystko będzie dobrze" i ruszyłam na parking do Patricka. Wsiadłam do samochodu i milczeniu pokonaliśmy drogę do domu gdzie czekała na mnie kolejna fala uścisków i słów pocieszenia. Alice kiedy złapała mnie w swoje ramiona nie chciała mnie puścić powtarzając zrozpaczonym głosem, że jest tyle niewiadomych i tyle decyzji, że nic nie jest pewne. Emmett pierwszy raz nie rzucał żartami z zaistniałej sytuacji. Przytulił mnie ostrożnie mówiąc po prostu, że mu przykro. Jasper stał z boku, ale patrzył na mnie tak smutnym wzrokiem, że wiedziałam, jak bardzo przeżywa to co się dzieje. Gdyby nie nasz ostatni wyjazd pomyślałabym, że jego smutek wynika jedynie z przyjaźni jaka łączy go z Patrickiem. Teraz wiedziałam jednak, że między nami również pojawiła się jakaś nić zrozumienia. Rosalie przytulając mnie zapewniła, że mogę na nią liczyć. Nieśmiało przeprosiła mnie za wszystkie komentarze, które mogły mnie zaboleć. Zapewniłam ją, że nie mam do niej o nic żalu, a ona obdarzyła mnie serdecznym uśmiechem. Kiedy Esme podeszła do mnie niepewnie zauważyłam jak Patrick cały się spina, ale nic nie powiedział. Odsunął się dając nam wolną przestrzeń chociaż jego oczy pozostawały czujne. Kobieta objęła mnie i po raz kolejny poczułam się jakby tuliła mnie matka. Te wszystkie uściski i współczujące spojrzenia były bardzo przytłaczające. Byłam zmęczona tym wszystkim i wiedziałam ,że jeszcze chwila, a rozpłaczę się na dobre. Łzy, które czaiły się w moich oczach od początku dzisiejszego dnia zaczęły płynąć po policzkach wolnym strumieniem. Nie miałam już siły ich powstrzymywać.
CZYTASZ
Imperfect
FanfictionEmilly to zwykła dziewczyna, którą spotkała straszna tragedia. Próbuje pozbierać się po śmierci rodziców i rozpocząć nowe życie z dala od domu. Trafia do Cullenów, jedynej rodziny jaka jej pozostała. Ale co stanie się kiedy odkryje ich sekret? I jak...