ROZDZIAŁ 23

329 12 0
                                        


Wyjechaliśmy w środku nocy, by na miejscu dotrzeć pod wieczór. Patrick pożegnał mnie przelotnym całusem długo trzymając w uścisku swoich ramion i przypominając, że jeżeli tylko zajdzie taka potrzeba to on przyjedzie. Potem podszedł do Carlisle'a i patrząc mu prosto w oczy poprosił żeby o mnie dbał. Doktor położył mu dłoń na ramieniu zapewniając, że nie ma się o co martwić. Ich gesty wydawały się sztywne, a ton, którym się posługiwali niezwykle formalny, ale obyło się bez kłótni czy przepychanek słownych. Uznałam, że to i tak dużo. Wsiadłam do auta i jeszcze zanim ruszyliśmy oparłam głowę o szybę licząc, że uda mi się zasnąć. Sen jednak nie nadchodził. Nie otwierałam oczu nie chcąc się zdradzić, że jestem świadoma tego co dzieje się dookoła mnie. Niestety nie doceniłam wampirzych zmysłów.

- Wiem, że nie śpisz – powiedział łagodnie Carlisle. - Spokojnie jak niej chcesz to nie musimy rozmawiać.

Westchnęłam poprawiając się w fotelu i wpatrując w drogę przed sobą. Jechaliśmy przez ciemny las oświetlany jedynie światłami reflektorów naszego auta.

- I tak będziemy musieli – mruknęłam. - Nie będziemy milczeć przez następne dwa dni. Ale zacznijmy od tych prostszych tematów. Patricka zostawmy na powrót. Nie mam teraz na to siły.

Więc rozmawialiśmy o błahych rzeczach skrzętnie omijając temat chłopaka. Zapomniałam jak dobrze rozmawiało mi się z Carlisle'm i miło było do tego wrócić. Nie poruszając spraw związanych z moim życiem uczuciowym nie musiałam pilnować się, że powiem coś co wywoła niepotrzebny konflikt. Prowadziliśmy luźną dyskusję o wpływie jadu wampira na strukturę białek w DNA. Carlisle niestety nigdy nie prowadził dogłębnych badań więc jego wiedza opierała się jedynie na obserwacji i przypuszczeniach. Początkowo byłam niezwykle zainteresowana wszystkim co doktor mówił, ale z każdą kolejną godziną moje myśli były coraz bardziej niespokojne. Ciężko było mi się skupić na swobodnej rozmowie gdy pod koniec podróży mijaliśmy znajome miejsca. Nie chciałam zatrzymywać się na nocleg w samym Rockvale, mieście z którego pochodziłam, wiedząc, że nie byłabym w stanie spokojnie zasnąć gdy dookoła byłoby tyle ciężkich wspomnień. Noc spędziliśmy więc jakąś godzinę jazdy od cmentarza w zdecydowanie za drogim hotelu. Jak zwykle wygórowana cena nie zrobiła wrażenia na Carlisle'u. Nawet nie spojrzał na rachunek gdy płacił za moją kolację, ani nie skomentował tego, że ledwie tknęłam jedzenie. Mimo iż było pyszne stawało mi w gardle i nie byłam w stanie za dużo przełknąć. Wróciliśmy do apartamentu gdzie siadłam na fotelu przed wielkim oknem i nie wiedząc czemu zaczęłam opowiadać o swoich rodzicach. Nie płakałam mówiąc o tym jakimi byli ludźmi, co sprawiało, że się śmiali, a co ich denerwowało. Carlisle zajął miejsce obok mnie słuchając z uwagą moich słów, a nawet samemu opowiadając o tym jak to się stało, że poznał moich rodziców. Ta rozmowa najwyraźniej była mi potrzebna, bo kiedy następnego dnia szliśmy na cmentarz byłam zupełnie spokojna. Pogodziłam się z tym co mnie spotkało, nie obwiniałam o to nikogo, zaakceptowałam, że tak po prostu jest. Stanęłam przed nagrobkiem, na którym wyryte były imiona moich rodziców czując jedynie smutek i tęsknotę, a nie to obezwładniające uczucie, które towarzyszyło mi przez ostatnie dni. Siadłam na przystrzyżonej trawie wpatrując się w zimny kamień. Grób był zadbany, a wynajęty przeze mnie człowiek dbał, by zawsze leżały na nim świeże kwiaty. Załatwiłam to jeszcze w dzień pogrzebu. Wiedziałam, że nie będę tu przyjeżdżać, a nie chciałam by miejsce gdzie leżeli moi bliscy było zaniedbane. Zauważyłam jak Carlisle pochyla się i podnosi z nagrobka pojedynczą czarną różę. Ja nawet nie zwróciłam na nią uwagi, ale on obracał ją w palcach wpatrując się w nią z konsternacją. Nie spytałam o co chodzi zbyt zajęta prowadzeniem wewnętrznego monologu, w którym opowiadałam rodzicom o swoim obecnym życiu. Na moich ustach gościł nikły uśmiech kiedy mówiłam o Patricku. Byłam pewna, że mój tata by go polubił, a mama byłaby zachwycona mogąc wybrać się z Alice na zakupy. Nie wiedziałam ile czasu spędziłam na cmentarzu. Carlisle nie naciskał na powrót siadając obok mnie i dając mi tyle przestrzeni ile potrzebowałam. To ja przysunęłam się do niego opierając głowę na jego ramieniu.

ImperfectOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz