Rozdział 5

9.4K 630 68
                                    


Net

W środku nocy budzi mnie Mat. Potrząsa moim ramieniem przez długą chwilę, zanim zbiorę w sobie dość siły, by otworzyć oczy.

- Co jest? – pytam półprzytomny.

- Idź do domu, stary, wyśpij się porządnie. – Przyjaciel mierzy mnie strapionym spojrzeniem. – Twój ojciec się martwi.

Siadam na kanapie, półżywy po nocy spędzonej na maleńkiej sofie. Z jękiem prostuję przed sobą nogi i aż się wzdrygam, gdy coś chrupie mi w kościach. Naprawdę aż tak się tu zastałem?

- On nawet nie zauważył, że mnie nie ma. – Przesuwam dłonią po włosach i próbuję się otrząsnąć z resztek snu.

Mat kręci głową.

- Tym razem zauważył. Czeka na dole – mówi.

Wstaję gwałtownie, a Mat klnie cicho i odskakuje przestraszony. Od hałasów Tio wierci się na łóżku i przekręca z boku na bok. Szepcze coś pod nosem, ale nie jestem w stanie zrozumieć słów.

Próbuję się uspokoić.

- Mój ojciec tu jest? – pytam.

- Tak, każe ci zejść na dół. – Mat popycha mnie do drzwi. – I bądź cicho!

Obaj ostrożnie wychodzimy z pokoju. Kiedy schodzimy po schodach, muszę zaczekać na Mata. Przez sztywną nogę, nawet głupie stopnie są dla niego wyzwaniem. Chłopak robi jakieś trzy kroki, po czym kręci głową. Wydaje się zawstydzony.

- Jak będziesz na mnie czekać, to ojciec dostanie szału. – Wzdycha. – Idź.

Próbuje się uśmiechnąć, ale wiem, że dla niego to niezbyt przyjemna sytuacja. Nawet po tylu latach przyjaźni, wciąż niezręcznie mu, gdy nie może mi w czymś dorównać z powodu swojej niepełnosprawności.

- Dobra, dobra. Po prostu nie chce ci się potem wdrapywać do sypialni. Masz szczęście, że jestem wyrozumiały. – Staram się żartować i w oczach przyjaciela dostrzegam iskierkę radości. – Do jutra.

- Spadaj już stąd. – Mat wdrapuje się powoli na górę, a ja idę na dół.

W przedpokoju zastaję Ciocię Mag, która stoi przy otwartych drzwiach, okręcona w szlafrok, pod którym ukrywa piżamę. Obok niej, na wózku inwalidzkim siedzi potężnie zbudowany, choć nieco zgarbiony, mężczyzna po czterdziestce. Ma równie ciemnie włosy jak ja, jednak jego oczy są brązowe. Błękit tęczówek odziedziczyłem po mamie.

Na mój widok ojciec krzywi się lekko.

- Musisz się tak naprzykrzać? – wita się ze mną. – Chodźmy do domu.

- Cześć, tato. Dobry wieczór, ciociu. – Nazywam tak Mag specjalnie. Zawsze gdy mój ojciec tego słucha, zaciska mocniej szczęki, jakby go coś bolało.

- Chodź już. – Zerka na kobietę. Nie potrafię rozszyfrować, czy w jego wzorku jest wdzięczność, czy niechęć. – Dziękuję, że jak zwykle go pani przechowała. Następnym razem proszę go wyrzucić za drzwi. Niech śpi na wycieraczce.

- O tak. – Ciocia Mag odprowadza nas wzrokiem i mruga do mnie, kiedy wychodzimy na taras. – Na pewno tak zrobię.

- Dobrej nocy – żegnam się z nią. Mój ojciec też mruczy coś pod nosem, ale nie potrafię zinterpretować, czy to życzenie przyjemnych snów, czy stłumione przekleństwo.

Gdy drzwi się za nami zamykają, wstrzymuję oddech.

Co dziwne, nie dostaję od razu reprymendy. Zamiast tego mój ojciec w ciszy zjeżdża z tarasu po specjalnej rampie, którą zbudowała dla niego Mia – może ją wozić ze sobą, dzięki czemu nie ma problemu z dostaniem się do dowolnego domu.

Planeta Cieni (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz