Rozdział 20

3.1K 275 16
                                    

Net

Trzymam Tio w ramionach i wbijam wzrok w obcą postać stojącą na szczycie schodów. Promienie słońca padają w ten sposób, że nijak nie mogę zobaczyć z kim mam do czynienia. Jednak jedno jest pewnie.

Nie znam głosu tego człowieka. To nikt z Grupy.

Lea i Izz, obudzone hukiem otwieranych drzwi, podrywają się lekko z posłania i zamierają na widok obcego.

Po tylu latach ciągłej walki o przetrwanie – to oczywiste, że od razu sięgam po broń. Udaje mi się zaledwie dotknąć kolby pistoletu, kiedy nieznajomy zaczyna się głośno śmiać.

- Nie radzę, chłopaczku. – schodzi głębiej w dół i po raz pierwszy mogę mu się dokładniej przyjrzeć.

To mężczyzna koło czterdziestki, w obdartych ciuchach. Jest brudny, ale ma zaskakująco krótkie włosy i brodę jak na kogoś kto mieszka w lesie. W dodatku trzyma karabin.

Wycelowany w nas.

- Żadnych sztuczek. – uśmiecha się paskudnie.

Taki uśmiech może mieć albo ktoś absolutnie szalony, albo cholernie pewny siebie. Nie mam ochoty ryzykować i odsuwam ręce od kabury. Zerkam po swoich towarzyszkach, ale dziewczyny też doszły do tego samego wniosku co ja. Nie warto.

Obcy schodzi, a wtedy podnoszę się z posłania i staję naprzeciwko niego. Tio natychmiast wyrasta przy moim boku. Ma buntowniczy wyraz twarzy i wyraźnie widzę, że z ochotą chwyciłaby za kuszę. Żeby tego nie zrobiła, ściskam jej dłoń swoją.

- Kim jesteś? – pytam. Staram się brzmieć jak przywódca i z satysfakcją stwierdzam, że mój głos nie drży.

- Kimś kto znalazł niezły skarb. – znów pokazuje ten paskudny grymas i dopiero po chwili orientuję się, że nie chodzi mu o nas, tylko o nasze bagaże. Nie wiem czy to lepiej czy gorzej. – Rączki w górę i jak ktoś sięgnie po pistolet to może się pożegnać z życiem.

Bez protestów wykonujemy jego polecenie.

- A teraz na górę! – szturcha mnie lufą karabinu w ramię i krzywię się od tego.

Nie jestem przerażony. Ludzie dawno przestali wzbudzać mój strach. Jednak jestem ogromnie zirytowany. Niepotrzebne nam kolejne opóźnienia.

Wspinam się posłusznie po schodach, a za mną drepczą dziewczyny.

- Hej! Czwórka idzie w waszą stronę! – mężczyzny wrzeszczy za nami i zajmuje się mierzeniem w nasze plecy.

„Ma kumpli. Po prostu cudnie."

Wychodzę na powierzchnię ziemi i muszę zmrużyć oczy. Po chwili mój wzrok przyzwyczaja się do nadmiaru światła i mogę przyjrzeć się pozostałej dwójce.

Jeden jest niski, krępy i w wieku swojego koleżki z piwnicy. Drugi to chudy i brudny nastolatek o kręconych, brązowych włosach. Obaj trzymają karabiny, a ten starszy natychmiast podbiega do nas i każe oddać broń.

- Kim jesteście? – warczy Tio.

- Właśnie! I po co wam to? – Lea wychyla się zza mojego ramienia i chyba po raz pierwszy zgadza się z Tio.

– Czego od nas chcecie? – dodaje jeszcze Tio.

Wtedy mężczyzna robi coś zupełnie nieoczekiwanego. Zamierza się i próbuje uderzyć dziewczynę w twarz. Na szczęście w porę blokuję cios własnym ramieniem i z całej siły odpycham tego bandziora od Tio. Cofa się, zaskoczony i ląduje na trawie.

Nastolatek wybucha śmiechem.

- Świetna robota Ger, bardzo profesjonalna. – śmieje się, ale wciąż trzyma nas na muszce.

Planeta Cieni (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz