Rozdział 22

2.8K 275 10
                                    

Tio

Rodzice opowiadali mi kiedyś, że umieranie jest jak zasypianie i nie powinnam się tego bać, w razie gdyby mi się przytrafiło. Mama mówiła, że potem trafię do miejsca, gdzie będą wszyscy, których kocham i to będzie najpiękniejsza przygoda w moim życiu.

Nigdy tak do końca im nie wierzyłam.

Gdyby to było takie cudowne, ludzie nie trzymaliby się tak kurczowo życia.

Teraz sama mam szansę przekonać się jak to wygląda i dochodzę do wniosku, że rodzice się mylili. Jestem sama, w zupełnej ciemności. Moje oczy nie chcą widzieć, a uszy słyszeć.

Jednak czuję... Czuję własne ciało - poobijane i przestrzelone. Czuję chropowatą ziemię, na której opiera się mój policzek i wilgotne źdźbła trawy łaskoczące mnie w palce.

Nie tak to miało wyglądać.

Trwam w takim stanie i zaczynam się zastanawiać czy to się kiedykolwiek zmieni. Przestanę kiedyś czuć ból promieniujący od rany? Czy może to moja kara? Zabiłam przecież Cień, a każdy z nich to tak naprawdę człowiek. Może do końca wszechświata będę tak leżeć bez możliwości ruchu...

Rozmyślania przerywa mi gwałtowny ból rozchodzący się od brzucha. Nie wiem czy wcześniej oddychałam, ale teraz powietrze staje mi w gardle z cierpienia i zaczynam się krztusić. Próbuję krzyknąć, ale wciąż nie kontroluję ciała.

Coś oblepia moją skórę. Instynktownie próbuję to strząsnąć i orientuję się, że już mogę się poruszyć. Zaciskam dłonie w pięści i próbuję się podnieść. Natychmiast dociera do mnie, że jeszcze nie mam na to siły. Osuwam się na ziemię, przygnieciona bólem i mam ogromną ochotę zakląć z bezsilności.

Po chwili ponawiam próbę i tym razem udaje mi się podeprzeć na rękach i kolanach. Oddycham głęboko, starając się uspokoić galopujące serce. Mrugam i udaje mi się dostrzec jakieś rozmazane kształty przed sobą.

Wydaje mi się, że jednak nie umarłam.


Net

Cień pochyla się nade mną i syczy z wyraźną radością. Pewnie podoba mu się, że ofiara nie ma szans na ucieczkę.

Próbuję się odsunąć najdalej jak potrafię, ale potwór ciągle zmniejsza dystans. W wyobraźni przywołuję obraz szarych szponów zaciskających się na moim gardle i czarnej plamy rozchodzącej się po skórze. Moje serce przyśpiesza z przerażenia. Ono dobrze wie, że jeśli nie nadejdzie pomoc, niedługo przestanie bić.

Nagle kątek oka dostrzegam ruch jakiejś postaci. Otwieram usta ze zdumienia, gdy dostrzegam że to Tio. Dziewczyna ostrożnie zbiera się z ziemi i potrząsa głową, żeby odgonić oszołomienie.

Wygląda przerażająco, bo ponad połowa jej ciała należy już do Cieni.

Jednak oczy wciąż są jej - rozszerzone ze strachu, pełne determinacji i gniewu. Nie mam wątpliwości, że to naprawdę ona.

Przez chwilkę tylko stoi, próbując zorientować się w sytuacji i wbija wzrok w stwora przed sobą. A potem bez wahania się na niego rzuca. Zamieram ze zdumienia, bo jej ruchy są zbyt szybkie jak na człowieka.

Doskakuje do bestii i zaciska szarą dłoń na jej karku. Stwór piszczy z przerażenia, ale Tio jest bezwzględna. Bez najmniejszego wysiłku, drugą dłonią przebija pancerną skórę Cienia. Na jej twarzy widzę w tym momencie przerażającą nienawiść. Takie spojrzenie mogłoby żywcem posłać człowieka do piekła. Mimo że staram się to ukryć, gdzieś głęboko we mnie pojawia się iskierka strachu.

Planeta Cieni (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz