Net
Wpadam do domu jak burza, po drodze trzaskając drzwiami wejściowymi. Przeskakuję przez przedpokój, nie rozglądając się wokół i staję dopiero w progu salonu. Oddycham ciężko, chwytając dłonią za framugę.
– Tato. – Mój głos drży.
Ojciec siedzi na wózku pod przeciwległą ścianą. Poczerniała ręką zwisa mu bezwładnie i niemal dotyka szprych koła, a palce drugiej z desperacją zaciskają się na nożu.
– Tato. – Próbuję mówić spokojnie i powoli.
Mężczyzna podnosi na mnie wzrok. Jestem pewien, że pił, chociaż ustawiłem butelki poza jego zasięgiem. Jakimś cudem zawsze potrafi się do nich dostać. Tak samo jak do noża.
– Idź stąd – warczy. – Zostaw mnie w spokoju.
– Nie. – Podnoszę ręce do góry i podchodzę krok bliżej. – Tato, odłóż ten nóż.
Ojciec nie reaguje w żaden sposób. Próbuje unieść niewładną rękę, ale tylko uderza nią o wózek i klnie siarczyście. Nawet utrata nogi nie bolała go tak bardzo, jak bezwładne ramię. To właśnie ten uraz, w połączeniu ze śmiercią mamy, sprawił, że człowiek siedzący przede mną zmienił się nie do poznania. Gdyby jakiś z jego starych przyjaciół jeszcze żył, pewnie zaniemówiłby na widok mężczyzny.
– Tato, odłóż nóż! – Podnoszę głos. Wiem, że muszę być ostrożny, ale – jakkolwiek to brzmi – mam już doświadczenie z takimi sytuacjami.
Mężczyzna nie odpowiada mi, nawet nie podnosi wzroku. Zamiast tego zaciska palce mocniej, aż bieleją mu kłykcie i podnosi ostrze do piersi. Opiera czubek na skórze.
– Tato, proszę cię. Odłóż to, porozmawiajmy. Jutro wytrzeźwiejesz i będziesz żałował tego, co próbowałeś zrobić. – Podchodzę krok bliżej.
Dobrze, że nie przyłożył ostrza do gardła albo do nadgarstka. Tamte miejsca są o wiele wrażliwsze i niewielki błąd z mojej strony, mógłby go kosztować życie.
Wiem, że nie ma dość siły, żeby wbić sobie nóż w pierś. Jednak wciąż muszę go powstrzymać. Muszę mu zabrać broń.
– Mam dość. – Głos ojca jest cichy. Nie jestem pewien, czy wyobraźnia nie podpowiedziała mi tych słów, ale postanawiam się ich trzymać.
Robi mi się zimno.
– Przestań. Nie mów tak. – Zaczynam czuć złość. – Czego masz dość? Siedzenia całe dnie na tarasie? Spania w miękkim łóżku? Jedzenia śniadań, obiadów i kolacji? Bezpieczeństwa masz dość?
– Mam dość ciebie.
Przyzwyczaiłem się do takich słów, ale to wciąż boli. Wcześniej, przed wypadkiem, nigdy nie traktował mnie w ten sposób. Później przelał na mnie cały swój żal.
– Nie mów tak. – Głos mi się łamie.
– To przez ciebie taki jestem! – W oczach ma wściekłość, wydaje się załamany. Dłoń mu się trzęsie. – Przez ciebie straciłem rękę! Przez ciebie jestem kaleką, który sam nie może nawet wejść na piętro własnego domu! Przez ciebie Ros umarła!
Zawsze wplata w to moją matkę. Nie mogłem nic zrobić, gdy umierała, bo nawet nie było mnie w pobliżu, ale już dawno przestałem mu to tłumaczyć. Nie chcę rozdrapywać tej rany, więc skrzętnie omijam temat.
– Gdyby nie ja, już byś nie żył! – mówię zamiast tego. – Nie możesz tego pojąć? Szybciej się nie dało! To nie moja wina...
Czuję, że to ja zaczynam się załamywać. Tamtego dnia robiłem wszystko, co mogłem i naprawdę zabiłem Cień. Myślałem, że ojciec będzie ze mnie dumny, ale on potraktował mnie, jakbym to ja odebrał mu rękę.
CZYTASZ
Planeta Cieni (zakończone)
Fantascienza"Nie jestem przerażony. Ludzie dawno przestali wzbudzać mój strach." Pojawiły się ponad sto lat temu. Nikt nie wie czemu ani jak. Czy zrodziły się w laboratorium? Powstały na skutek eksperymentu? Przybyły z kosmosu... A może z innego wy...