Net
Ciągle nie do końca w to wierzę, ale... jedziemy samochodem.
Wychowałem się w miejscu bardzo zaawansowanym technologicznie, biorąc pod uwagę obecną kondycję cywilizacji, ale nigdy nawet nie wdziałem auta. Ludzie z obozu nie czuli potrzeby przemieszczania się dalej niż kilka kilometrów od osady; zresztą nie mieliśmy nawet odpowiednich części czy wiedzy, by próbować budowania pojazdów.
Dlatego teraz ciężko mi pojąć, że jednocześnie siedząc na miękkim fotelu, mogę się poruszać z prędkością kilkudziesięciu kilometrów na godzinę. To coś niesamowitego.
Jedyne co mi się nie podoba to to, że rzuca mną na zakrętach i podskakujemy na każdym wyboju. Mam wrażenie, że moje nogi są bardziej stabilne od tej machiny. Niestety są też wolniejsze.
Ale przynajmniej kiedy idę, nie robi mi się niedobrze.
Przymykam powieki, gdy podskakujemy i odchylam głowę tak, by oprzeć się o zagłówek.
- Dobrze się czujesz, Net? – zatroskany głos Izz sprawia, że otwieram oczy i próbuję zachować dziarską pozę.
- Wszystko w porządku. – mruczę pod nosem, ale w tym samym momencie mój żołądek wykonuje gwałtowny skręt i czuję, że robię się zielony.
- Hej, stary, masz chorobę lokomocyjną! Weź się w garść, bo ojciec mnie zatłucze jak pobrudzisz tapicerkę. – Perry, siedzący na miejscu kierowcy, zerka w lusterko i dostrzegam, że ma niespokojną minę.
Tio, która też siedzi na przednim siedzeniu, odwraca się do mnie i posyła mi zaniepokojone spojrzenie. Ciągle jest trochę blada i roztrzęsiona po tym co zaszło kilka godzin temu, ale próbuje się trzymać.
Nie chcę jej dokładać zmartwień, więc uśmiecham się blado.
- Jest dobrze.
- Wyglądasz jakby coś ci zdechło przed twarzą. – Lea szczerzy się do mnie i poprawia na siedzeniu, przez co jej kościsty łokieć trafia w mój bok. Próbuję się od niej odsunąć, ale po drugiej stronie jest Izz, więc mam ograniczone pole manewru.
Jedziemy samochodem, w którym jest pięć miejsc i wszystkie są zajęte. Za kierowcę robi Perry, który jako jedyny z nas umie prowadzić. Drugi fotel z przodu zajmuje Tio, a ja, Izz i Lea musimy cisnąć się z tyłu. Jedynie ta ostatnia wydaje się zadowolona, bo ze swojego miejsca może bez problemu trzymać Perry'ego na muszce.
Zamykam oczy i skupiam się na oswojeniu żołądka, który zdaje się odbijać jak piłeczka po całym moim ciele. Biorę głęboki wdech, ale czuję że to nic nie daje.
Kiedy wreszcie decyduję się poprosić o postój, Lea otwiera szeroko usta.
- O cholera... - mruczy.
Wychylam się, żeby zorientować się co zobaczyła i mnie też opada szczęka.
- O cholera! – powtarzam.
Kilka godzin wcześniej
Tio
Kiedy wracamy na polanę, natykamy się na mojego wilczka. Zwierzak przekrzywia łeb, gdy nas widzi i przystaje, a ja uśmiecham się lekko i rzucam w jego stronę:
- Najadłeś się, to teraz uciekasz?
Wilk nie robi niczego wskazującego na to, że zrozumiał o czym mówię. Nie szczeka, nie merda ogonem ani nie podbiega do mnie radośnie. Jedynie odwraca się i znika wśród drzew.

CZYTASZ
Planeta Cieni (zakończone)
Ciencia Ficción"Nie jestem przerażony. Ludzie dawno przestali wzbudzać mój strach." Pojawiły się ponad sto lat temu. Nikt nie wie czemu ani jak. Czy zrodziły się w laboratorium? Powstały na skutek eksperymentu? Przybyły z kosmosu... A może z innego wy...