Perry
- Nie wierzę, że nas tu zostawili! – Lea jęczy już dziesiąty raz, a ja, mimo całej sympatii do niej, ledwie zachowuję spokój.
- Jak niby chciałabyś iść razem z nimi? – pytam. Jednocześnie przejeżdżam ręką po twarzy.
- Nie wiem! Ale trzeba było jakoś pomyśleć! Rozdzielanie się, to najgłupsza rzecz na świecie. – Dziewczyna zaplata ręce na piersi i wbija we mnie wściekły wzrok. Biorąc pod uwagę, że ona leży na kanapie, a ja patrzę na nią z góry, wygląda to trochę komicznie.
- Skarbie, z całym szacunkiem, ale nie możemy ich obciążać. Mają swoją misję.
- My mamy misję! Razem!
- Skarbie... - mruczę i kręcę głową. Jak ona to sobie wyobraża? W tym stanie jakakolwiek konfrontacja z Cieniami skończyłaby się tragicznie. A to bez sensu, żeby reszta czekała.
- Perry! – Wściekłe spojrzenie zmusza mnie, żebym odetchnął głębiej i popatrzył jej w oczy. – Ja rozumiem, że jestem ciężarem, ale się po prostu o nich martwię. Rozdzieliliśmy się, oni poszli tam zupełnie sami. Nie tak to miało wyglądać.
Zupełnie zaskakuje mnie ten, całkiem łagodny w sumie, ton dziewczyny. Uśmiecham się do niej i nieśmiało siadam na brzegu mebla.
- To było najlepsze wyjście – mówię. – Tio, Net i Izz idą do miasta bawić się w bohaterów, a my bunkrujemy się gdzieś przed Kat i czekamy, aż po nas wrócą. To rozsądne.
- Wiem. Ale mi się to nie podoba. Czuję się pominięta. – Lea ani trochę nie wygląda na przekonaną. Myślę, że najbardziej boli ją, że przespała całą rozmowę i o wszystkim dowiedziała się po fakcie.
- Ech, to babskie ego. – Potrząsam głową i wyciągam do niej ręce. – Chodź, skarbie! Wskakuj w me ramiona, bo muszę cię zanieść w bezpieczne miejsce.
- Rycerz na białym koniu się znalazł... - Lea wciąż marudzi, ale kiedy podnoszę ją z kanapy, blednie gwałtownie i milknie. Posuwa się nawet do tego, żeby wcisnąć twarz w zagłębienie na moim ramieniu.
- Wszystko w porządku, skarbie? – W moim głosie słychać troskę.
- Pewnie – burczy, ale wciąż z przyciska nos do mojej koszulki. – I nie jestem twoim skarbem.
Tio
Skradamy się przez rzednący lasek, żeby stamtąd dotrzeć na przedmieścia, a potem... gdzieś. Nie mam pojęcia, jak w tak olbrzymim mieście znaleźć jednego gościa, ale liczę, że ten problem sam się rozwiąże.
Nie podoba mi się, że się rozdzieliliśmy, a już zwłaszcza w ten sposób. Wolałabym dalej iść sama, a resztę zostawić bezpiecznie w chatce. Najprawdopodobniej cała ta misja to samobójstwo, a nie chcę pociągać za sobą ani Neta, ani Izz. Nie zniosłabym, gdyby któremuś z nich coś się stało.
Nagle dociera do mnie, że od dłuższego czasu po prostu bezmyślnie prę na przód i nawet się nie rozglądam. Mam ochotę zakląć, ale zamiast tego tylko mrugam, żeby skupić myśli.
- Na pewno nic ci nie jest? – Cichy głos Izz przerywa milczenie trwające od opuszczenia domku i sprawia, że potykam się o korzeń.
Szybko łapię równowagę. Mam nadzieję, że tego nie zauważyli.
- Wszystko w porządku. – Uśmiecham się lekko. – Po prostu, tak jak my wszyscy, mam już dość tego całego dziadostwa.
- Ja bym użył mocniejszych słów niż „dziadostwo". – Net kręci głową. – Ale nie mam zamiaru przejmować roli Lei.
CZYTASZ
Planeta Cieni (zakończone)
Science Fiction"Nie jestem przerażony. Ludzie dawno przestali wzbudzać mój strach." Pojawiły się ponad sto lat temu. Nikt nie wie czemu ani jak. Czy zrodziły się w laboratorium? Powstały na skutek eksperymentu? Przybyły z kosmosu... A może z innego wy...