Rozdział 12

6.6K 543 164
                                    


Net

Mija kolejny tydzień, od kiedy Tio zamieszkała w naszej osadzie. Jej obecność w domu Mata powoli staje się dla mnie czymś oczywistym, a nastolatka wyraźnie z każdym dniem bardziej przywyka do cywilizacji. Prędko podłapuje gesty, słowa i żarty naszej grupy. Zdecydowanie sprzyjają temu wspólne wyprawy, podczas których powoli poznaje całą drużynę.

Na drugim polowaniu pojawił się nasz drugi kusznik, Cin i w drodze do bramy wymienili z Tio sporo spostrzeżeń na temat broni. Cieszy mnie widok dziewczyny zawierającej nowe znajomości, choć jednocześnie czuję w sercu zadziwiającą iskrę zazdrości.

Tio dogaduje się z Matem, jakby byli starymi przyjaciółmi, coraz chętniej żartuje z Patem i często widzę ją, jak szepcze o czymś z Izz. Raz nawet słyszałem, jak po takiej rozmowie chichotała! To było co najmniej... dziwne. Tio nie kojarzyła mi się dotąd z osobą, która może chichotać.

W ciągu tego tygodnia wychodzimy za bramę w sumie trzy razy. Pogoda nam sprzyja, zwierząt jest dużo, a Cienie trzymają się od nas z daleka, więc jako dowódca od polowań postanawiam wykorzystać okazje. Za każdym razem biorę ze sobą Tio, która radzi sobie znakomicie. Do tego stopnia, że na trzecie polowanie zabieram tylko ją.

Przychodzę do domu Mata koło południa, a ona jak zwykle siedzi z nim na tarasie. Maksa nie ma w okolicy, ale skoro Tio jest spokojna, to znaczy, że malec jest bezpieczny. Przez chwilę żartujemy, a potem ona całuje Mata w policzek na pożegnanie i razem odchodzimy w stronę bramy.

Mój przyjaciel jak zwykle wygląda na zmartwionego i rzuca za nami:

– Tylko wróćcie bezpiecznie! Mama obiecała, że upiecze ciastka!

Prycham śmiechem, a Tio potrząsa głową.

– To teraz masz pewność, że wrócimy! – odkrzykuje.

Kiedy ją pierwszy raz zobaczyłem, była przerażona i skrajnie spięta. Teraz, choć wciąż czasami zachowuje się dziko, wreszcie poczuła bezpieczeństwo i to zasadniczo wpłynęło na jej sposób bycia. Miło słyszeć jej śmiech i widzieć jej uśmiech.

– Kto z nami idzie? – Unosi kąciki ust i zadaje standardowe pytanie, kiedy odchodzimy trochę dalej.

– Idziemy sami. – Nie wiem czemu, ale nagle czuję się niezręcznie, więc odwracam wzrok, wkładając jednocześnie ręce do kieszeni.

– Och. – Tio wbija spojrzenie w swoją kuszę. – A pewny jesteś, że to bezpieczne?

– I pyta mnie o to dziewczyna, która przeżyła sama na zewnątrz? – Zerkam na nią z uniesioną brwią.

Parska i nie mówi nic więcej, ale wyraźnie czuję, że chwilowe napięcie, jakie zaistniało między nami, znikło.

Wychodzimy za bramę, gdzie żegnam się z Joe. Mężczyzna macha mi karabinem, co wygląda trochę groteskowo, ale wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Tio tylko marszczy brwi, ale gdy jesteśmy sami, pokazuje kciukiem za siebie.

– Czemu ten gość zawsze stoi w tym samym miejscu? – szepcze. – Za każdym razem, jak idziemy na polowanie, on tu jest. Kto to?

– Joe? – Kątem oka patrzę przez ramię. Potem wzruszam ramionami. – To strażnik, taką ma pracę.

– Ale tak ciągle? Ile razy nie kręcę się w pobliżu, on ciągle jest. To jakiś zombie czy co?

Nie mogę się powstrzymać i prycham śmiechem. Tio zatyka mi usta ręką i rzuca złe spojrzenie.

– Cicho. – Przykłada palec do moich warg.

Wzdycham i na moment wstrzymuję oddech. Tio natychmiast się wycofuje, a ja odchrząkuję.

Planeta Cieni (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz