Rozdział 27

2.8K 250 15
                                    

Tio

Patrzę na swoje ciało i wciąż nie mogę wyjść z podziwu, że przed chwilą przeszłam przez ścianę. W razie gdyby wcześniej brakowało mi argumentów do stwierdzenia, że nie jestem normalnym człowiekiem, to teraz miałam na to kolejny dowód.

Przez ścianę! Ludzie...

Potrząsam głową, żeby odgonić natrętne myśli i unoszę podbródek. W tej chwili mam naprawdę ważniejsze rzeczy na głowie. Rozglądam się i szybko zauważam, że jestem na środku pustego korytarza, ciągnącego się w obie strony.

Kieruję swoje kroki w prawo i ostrożnie drepczę przed siebie. Zmuszam też czarną plamę do opuszczenia mojej skóry. Jeśli się na kogoś natknę, wolę wyglądać jak człowiek. Może w ten sposób nie wzbudzę natychmiastowej paniki...

Udaje mi się przejść góra dwadzieścia metrów, kiedy przede mną zaczynają rozbrzmiewać czyjeś kroki.

Wokół mnie są puste ściany, a moją kuszę zabrano, więc mam dość ograniczone możliwości działania. Przez chwilę rozważam ponowną zamianę w Cień i ukrycie się w ścianie, ale po pierwsze nie wiem czy to zadziała, a po drugie wolę jednak polegać na bardziej ludzkiej części swojej natury.

Wzdycham, zakładam ręce na piersi i po prostu... czekam.

Już po chwili przede mną wyrasta brunetka Kat i czterech żołnierzy z karabinami.

A mogłam się schować...

Zamierają na mój widok, a ja uśmiecham się głupawo, bo nie wiem co innego mogłabym zrobić.

- Hej – rzucam.

Kat wpatruje się we mnie z wyraźnym szokiem odmalowanym na twarzy. Za nią zauważam Gusa, tego mężczyznę, który nas tu wpuścił. Ciekawe czy musiał się z tego tłumaczyć...

- Jakim cudem wyszłaś z celi?! – Kat otrząsa się ze zdumienia i od razu przykłada karabin do ramienia.

Podnoszę ręce i oddycham głośniej. Naprawdę nie mam ochoty na kolejny postrzał...

- To nieważne – mruczę. – Nie mam zamiaru robić wam żadnej krzywdy. Powiedzcie mi tylko, gdzie są moi przyjaciele, a zabierzemy się stąd i więcej nas nie zobaczycie.

- Nie wyjdziesz stąd bez zgody Jona. – Kat kręci głową.

- Czyjej? – Unoszę brwi, bo to imię słyszę po raz pierwszy.

- Dowódcy Schronienia. – Brunetka opuszcza lufę, ale wciąż mierzy mnie nieufnym spojrzeniem. – Właściwie to szliśmy po ciebie, bo chciał cię widzieć. Pójdziesz z nami?

Nie mogę się powstrzymać i prycham.

- A mam wybór? – Zaplatam dłonie na piersi i robię krok do przodu.

Praktycznie od razu zostaję otoczona strażnikami i Kat z grobową miną zaczyna mnie prowadzić korytarzami. Nie wiem jak oni się w tym miejscu odnajdują, bo dla mnie wszystkie przejścia wyglądają identycznie.

Po kilkunastu minutach znów stajemy w sali, gdzie poprzednio spotkałam tatę Perry'ego. Tym razem jest tu zdecydowanie bardziej pusto, ale ci nieliczni ludzie, którzy wałęsają się po kątach, bacznie mnie obserwują. Jak skazaniec zostaję przeprowadzona przez całą długość pomieszczenia i wepchnięta do małego pokoiku po drugiej stronie.

Okazuje się, że to prosto urządzony gabinet. Poza biurkiem, fotelem i regałem pełnym książek, nie ma tu nic. Żadnych dywanów, żadnych ozdób. Trochę razi mnie ten surowy, niemal spartański wystrój. Jednak Jon, dowódca Schronienia, wyraźnie czuje się tu świetnie. Siedzi na krześle i z nogą założoną na nogę, uważnie śledzi mnie wzrokiem.

Planeta Cieni (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz