Tio
Wszyscy wbijają we mnie wzrok i czuję, że ich świdrujące spojrzenie dosłownie mnie przewierca.
- I co? – Głos Izz drży cicho. – Co robimy?
Ich oczy są pełne nadziei i dociera do mnie, że oni... liczą, że ja coś zrobię. Mam ochotę się roześmiać albo wpaść w histerię.
- Nie wiem. – Ledwie udaje mi się zamaskować panikę. – Nie jestem lekarzem.
Umiem walczyć, umiem zabijać Cienie i jakoś radzę sobie w kryzysowych sytuacjach. Ale nie jestem specjalistką od wszystkiego!
- Przecież... - Perry odrywa wzrok od Lei i zawiesza go na mnie.
- Nie jestem lekarzem! – powtarzam. – Nie... nie wiem, co trzeba zrobić.
W pewnym sensie czuję się, jakbym kapitulowałam, ale po prostu się na tym nie znam. Często opatrywałam różne rany, ale jeszcze nigdy nie miałam do czynienia z czymś tak poważnym. Rodzice nauczyli mnie podstaw, ale tutaj trzeba czegoś więcej.
- Musimy wyjąć kulę. Tak powiedziałaś przed chwilką. – Net kładzie mi rękę na ramieniu i ściska. – I trzeba to zrobić.
Palcem unosi mój podbródek do góry i zmusza, żebym spojrzała mu w oczy. Tym razem jego spojrzenie nie jest tak łagodne, jak zwykle. Teraz chce mi przekazać siłę, a nie czułość.
Zaciskam wargi i po raz kolejny czuję, że to wszystko mnie przytłacza. Jeszcze kilka tygodni temu chciałam po prostu przeżyć i zapewnić bezpieczeństwo bratu. A teraz... pojawiło się całe mnóstwo osób, które patrzą na mnie, jakby wszystko właśnie ode mnie zależało.
Wcześniej martwiłam się tylko o brata. Potem jeszcze o Neta i Mata. W tej chwili boję się o wszystkich.
Nagle Lea jęczy przeciągle, a Perry odrywa jedną rękę od jej brzucha, żeby ścisnąć jej palce. To przywraca mnie do rzeczywistości.
Zaciskam dłonie w pięści.
- No dobrze. – Muszę się wziąć w garść. – Mam już plan.
Net
Naprawdę martwię się o Tio. O Leę oczywiście też, ale Tio zaczyna mnie przerażać. Jest blada jak sama śmierć i kiedy pochyla się nad Leą zauważam, że trzęsą jej się ręce. Dziewczynie, którą znam, nigdy nie trzęsą się ręce.
- Musimy przygotować bandaże. – Tio zerka na Perry'ego. –Trzeba je będzie wyparzyć. Jest tu gdzieś woda?
- Woda... - Chłopak wstaje i rozgląda się błędnym wzrokiem po pomieszczeniu. – Woda... Jest coś lepszego! – Rzuca się i zaczyna przewracać jakieś pakunki w skrzynce stojącej w kącie.
W tym samym czasie Izz przytrzymuje Leę, która zaczyna się wiercić i uciska jej brzuch, żeby choć trochę zatamować krew, która zdążyła już zabarwić kanapę na czerwono.
- Patrzcie! – Perry wyciąga w naszą stronę jakieś białe opakowania. Z lekkim szokiem rozpoznaję w nich autentycznie zapakowane opatrunki sprzed stu lat.
- Skąd ty to masz? – Nie mogę się powstrzymać od wyrwania mu jednego. – Przecież one... one mają wiek!
- Nie jestem pewna czy to najlepszy pomysł, ale chyba nic innego nie mamy. – Tio zabiera ode mnie bandaż i pochyla się nad Leą. – Przytrzymajcie ją. To nie będzie przyjemne.
Perry natychmiast kuca obok dziewczyny i przyciska jej ręce do kanapy. Izz robi to samo z jedną nogą, a ja z drugą. Mam nadzieję, że Lea całkiem straci przytomność i nic nie będzie czuła...

CZYTASZ
Planeta Cieni (zakończone)
Science Fiction"Nie jestem przerażony. Ludzie dawno przestali wzbudzać mój strach." Pojawiły się ponad sto lat temu. Nikt nie wie czemu ani jak. Czy zrodziły się w laboratorium? Powstały na skutek eksperymentu? Przybyły z kosmosu... A może z innego wy...