Rozdział 10

8.4K 584 86
                                    


Tio

Kiedy rano się budzę, coś mi strasznie chrupie w głowie. Mam wrażenie, że przebiegło po mnie stado koni, a jakiś jeleń dodatkowo wziął na rogi. Jak ludzie to wytrzymują?

Przecież nawet nie mogę porządnie zebrać myśli. Mam tam sieczkę, a w dodatku strasznie mi niedobrze.

– O matko! – Zrywam się do pozycji siedzącej i od razu chwytam za głowę, bo zbyt gwałtownie ruchy nie polepszają mojego samopoczucia. – Co jest?

– To się nazywa kac – uczynnie podpowiada mi jakiś głos.

Łypię na braciszka. Maluch stoi przy łóżku z rękami założonymi na piersi, a jego wzrok mógłby zamrozić pół Obozu.

– Skąd ty to wiesz? – mruczę dość podejrzliwie. On ma w końcu dopiero jedenaście lat!

Wciąż ciężko mi się zebrać. O wstawaniu na razie nie ma mowy, chociaż próbuję jakoś skumulować swoje siły i opuścić nogi na ziemię.

– Wszyscy wiedzą, co to jest kac – stwierdza Max z pewną miną. Dopiero po chwili drapie się po głowie. – No... Może poza tobą. Trzeba było zapytać, zanim się spiłaś.

W tym momencie przypominam sobie wczorajszy wieczór. A przynajmniej próbuję...

– Oj. – Podnoszę poduszkę i z całej siły przyciskam ją do twarzy. Nie chcę więcej otwierać oczu, bo powoli docierają do mnie szczegóły. – To nie było fajne.

Mój braciszek siada na łóżku i szturcha mnie łokciem, żebym się przesunęła. Robię to z jękiem niezadowolenia, a Max wybucha śmiechem.

– Wręcz przeciwnie. – Poklepuje mnie po głowie. – Powinnaś się zobaczyć, kiedy tańczyłaś na środku ulicy. Net też próbował, ale tobie szło lepiej. Dałaś radę nawet na jednej nodze.

Mam wrażenie, że zaraz spalę się ze wstydu. Chciałabym jeszcze bardziej wcisnąć nos w poduszkę, ale niestety wtedy nie miałabym czym oddychać.

– Czy ja nazwałam Neta zbokiem? – Nieśmiało zerkam na brata, który szczerzy się do mnie radośnie.

– Tak – potwierdza. – Ale ja to zrobiłem pierwszy. Nazwałaś też Mata „słodką mordeczką".

Ponownie się chowam i naprawdę nie mam ochoty ujawniać swojej obecności światu.

– Wiesz co, nie mów mi nic więcej – burczę.

Znowu próbuję wstać, ale wciąż nie za bardzo mam na to siłę. Moje wysiłki kończą się na przewróceniu z boku na bok.

– Przyniosę ci może coś do jedzenia. – Max unosi jedną brew. – I do picia.

Dla odmiany ukrywam twarz w dłoniach. Ze wstydu palą mnie policzki.

– To ja powinnam się tobą opiekować! – marudzę. – Obiecuję, że już będę grzeczna.

Brat siada i uśmiecha się do mnie lekko, patrząc z góry.

– Kocham cię siostrzyczko, nawet pijaną. – Łapie za moją rękę i pocieszająco ściska.

Zerkam na niego jednym okiem.

– Ja też cię kocham. – Przykładam dłoń do serca i z poważną miną obiecuję: – Max, przysięgam, że nie będę więcej piła.

Mój brat mruga do mnie, wstaje i w podskokach wybiega z pokoju. Na chwilę przystaje w progu, uśmiechając się słodko.

– Jak znowu będziesz tańczyć, to lepiej nie próbuj jednocześnie ściskać Neta. Przywaliłaś mu w nos.

Planeta Cieni (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz