Net
Ten cholerny zdrajca... Ten przeklęty manipulant... Ten morderca! Ten zwyrodnialec... kazał nas zamknąć w celi. Prawdziwej celi ze stalowymi kratami.
Z wściekłością uderzam dłonią o ścianę.
- Nie kop ściany, bo się spocisz. – Lea siada w kącie i wyciąga przed siebie swoje długie nogi.
- Nie kopię, tylko uderzam – burczę i jeszcze raz wyprowadzam cios. Klnę, kiedy moja skóra pęka i kilka kropel krwi zostaje na chropowatej powierzchni.
- Powiedzcie mi, że to koszmar. – Izz chowa twarz w dłoniach, a ja po raz pierwszy czuję wyrzuty sumienia. Gdybym nie zareagował tak gwałtownie, to by nas tu nie zamknęli...
Ale on zabił moją matkę!
Tym razem biorę zamach i z całych sił kopię w ścianę.
- Cholera jasna... - warczę i osuwam się na podłogę.
- Net, o co w tym chodzi? – Izz podnosi na mnie wzrok i widzę, że ma zaszklone oczy.
Mimo, że chodziła ze mną na polowania, ta dziewczyna jest jedną z najwrażliwszych istot jakie znam. Oddycham głęboko żeby się uspokoić i obejmuję ją ramieniem. Żałuję, że nie ma tu Pata, który mógłby ją pocieszyć.
- Właśnie, co ci odwaliło? – Lea zdecydowanie nie potrzebuje przytulania. Wygląda jakby chciała kogoś walnąć. Najprawdopodobniej mnie.
Opieram głowę o ścianę i wpatruję się w sufit. Przez chwilę z uwagą śledzę pęknięcia biegnące przez sklepienie.
- To długa historia.
- Wydaje mi się, że w tym momencie nie mamy nic lepszego do roboty. – Kopie mnie w kostkę i nie przejmując się moim syknięciem, kontynuuje. – Możemy tylko czekać aż szanowny szefu tej budy przywlecze tu swoją dupę.
- Czy ty zaczynasz naśladować Perry'ego? Nigdy w życiu nie słyszałem, żebyś mówiła "szefu"...
- Nie wykręcaj kota ogonem, tylko gadaj! – Dziewczyna jeszcze raz mnie kopie, ale nie mogę powstrzymać uśmiechu, bo jej policzki robią się lekko różowe.
Zaraz potem dociera do mnie ponura rzeczywistość i już nie jest mi do śmiechu.
- Mogliby nas chociaż zamknąć razem z Tio... - wzdycham. – Nie wiemy nawet, gdzie ją zabrali.
- Tio da sobie radę, a ty przestań owijać w bawełnę. – Izz odsuwa się ode mnie i mierzy mnie złym wzrokiem. Tylko kilka razy widziałem ją równie zdenerwowaną. – Powiedz nam, czemu zamiast zdobyć blisko pół tysiąca sojuszników, wydałeś im wojnę? Co takiego zrobił ten gość?
- Ten gość nazywa się Jon – mruczę i uciekam spojrzeniem gdzieś w bok. – I należał do mojej grupy, zanim przyłączyłem się do Obozu.
Obie dziewczyny milkną i patrzą na mnie ponaglająco.
Wiem, że jestem im winien wyjaśnienie, ale niekoniecznie podoba mi się, że muszę to opowiadać. Do tej pory nie mówiłem tego nikomu.
- Urodziłem się w grupie, która liczyła jakieś pięćdziesiąt osób. Moja mama zajmowała się mną, a ojciec polował... razem z Jonem. Było też kilku innych myśliwych i nigdy jakoś szczególnie nie zwracałem uwagi akurat na niego. Od czasu do czasu bawiłem się z jego synem, Perrym. Wtedy ludzie w wiosce wołali na niego Grin albo Per.
Stukam pięścią o ścianę i kolejny raz nie mogę sobie podarować, że już na samym początku nie skojarzyłem tego imienia. Perry... To takie oczywiste!
CZYTASZ
Planeta Cieni (zakończone)
Science Fiction"Nie jestem przerażony. Ludzie dawno przestali wzbudzać mój strach." Pojawiły się ponad sto lat temu. Nikt nie wie czemu ani jak. Czy zrodziły się w laboratorium? Powstały na skutek eksperymentu? Przybyły z kosmosu... A może z innego wy...