ROK PIERWSZY,
ROZDZIAŁ PIĄTY,
REMUS LUPINRemus zawsze się starał. Przynajmniej miał wrażenie, że się starał. Od samego początku roku szkolnego, gdy wciąż jeszcze nie przyzwyczaił się, że budzi się gdzieś indziej niż w swoim małym domku na wsi, starał się na każdej lekcji. Wszyscy nauczyciele wiedzieli kim jest a w nim schował się strach, że uczniowie też z łatwością zdadzą sobie sprawę. Ale nadszedł listopad. Minęły dwa miesiące. Nikt się nie dowiedział. Tylko jego współlokatorów interesowało gdzie się wybiera co miesiąc ale łatwo wymyślał wymówkę.
Remus niezbyt przepadał za swoimi współlokatorami. James był zbyt wesoły, arogancki i ciągle się chwalił jak to nie ma świetnie, jaki to nie jest bogaty i jakich to nie ma kochających rodziców, Syriusz również był arogancki ale też wredny i miał się za lepszych od innych, prychał śmiechem w każdej sytuacji a Remus nawet nie potrafił zrozumieć dlaczego to akurat go śmieszy. Tylko Peter był znośny i Remus lubił z nim rozmawiać. Oczywiście był uziemiony z resztą chłopców chociaż próbował iść do prosić o nowe dormitorium. Na marne. Remus był pewny, że nigdy ich nie polubi.
Eliksiry były najcięższe dla niego. Nie potrafił tego zrozumieć chociaż się starał z całych sił. Stresował się za każdym razem gdy profesor Slughorn nachylał się aby zobaczyć jak poszedł mu zadany eliksir.
— Musisz jeszcze trochę popracować, panie Lupin. Jest pan blisko ale nie do końca. — powiedział profesor Slughorn i ruszył do eliksiru Petera. Skrzywił się ruszył dalej. Remus spojrzał na Petera, który wzruszył tylko ramionami.
— Och tak! Wspaniałe, panie Black, wspaniałe. Widać nazwisko do czegoś zobowiązuje. — powiedział profesor Slughorn a Syriusz przyjmował każdy komplement. Uśmiechnął się swoim typowym uśmiechem i jak zawsze gdy nauczyciel go chwalił udawać skromnego.
— Ach dziękuję, ale to pan nauczył mnie wykonywać ten eliksir. — powiedział.
— Ach nie bądź taki skromny, panie Black. To tylko i wyłącznie pańska zasługa. Świetnie! Świetnie!
James i Syriusz zaczęli się śmiać gdy tylko profesor Slughorn odszedł do Severusa Snape'a i Lily Evans. Remus wywrócił oczami. Nie miał ochoty się użerać z tym gdy wrócą do dormitorium więc poszedł do biblioteki aby napisać wypracowanie z transmutacji.
Nie zajęło dużo czasu a James usiad obok niego i się szeroko uśmiechnął. Remus uniósł brwi i już prawie mu powiedział żeby sobie poszedł gdy James też wyciągnął pergamin i pióro.
— Jak ci idzie? — zapytał.
— Dobrze.
— To super!
— Aha.
— Dlaczego mnie nie lubisz? Mnie wszyscy lubią. — zapytal James patrząc się na niego orzechowymi oczami, w których Remus dopatrzyl lekką desperację.
— To nie tak, James.
— Nie lubisz mnie.
— Denerwujesz mnie.
— Dlaczego? Co robię źle?
— Jeśli Ci powiem co robisz źle to przestaniesz? Spróbujesz się zmienić czy może wleci ci jednym uchem a drugim wyleci? — zapytał Remus — Jesteś rozpuszczony, arogancki, irytujący, myślisz że świąt kręci się wokół ciebie i, że każdy będzie patrzył tylko na ciebie. Nie jesteś najważniejszy, James.
— Ale jestem świetny. Jestem przystojny i mam świetny charakter. Mama mi tak mówiła. Dlatego każdy mnie lubi.
— Widzisz, James? Ty nawet nie posłuchasz co mam do powiedzenia, i tak zaczniesz mówić o sobie i o tym w jakim świetnym domu się wychowałeś. Gdybyś posłuchał innych to może tak wiele osób by nie udawało, że ciebie lubi.
— Dlaczego taki jesteś?
— Zapytałeś.
— Tak, ale... Syriusz ma rację, jesteś wredny.
— Mam gdzieś co o mnie uważasz. Myślę, że nie możemy się zaprzyjaźnić, James.
— Ale ja chce być twoim przyjacielem. — powiedział James. Brzmiał smutno. Remus to zignorował. — Nie po to tu jestem. Słuchaj, Syriusz miał urodziny. Już tydzień temu. Ale nic nie powiedział. Trochę głupio, że nic dla niego nie mamy więc napisałem do mamy i ona kupiła mu prezent. Wręczymy go mu dzisiaj. Jest od nas wszystkich. Nie musisz oddawać mi pieniędzy. Po prostu... gdybyś mógł chociaż raz przestać udawać że masz nas wszystkich gdzieś i, że nie chcesz się z nami przyjaźnić bo nas nie potrzebujesz i się podpisać na prezencie to nam wszystkim by się zrobiłoby miło.
Remus tylko przytaknął i wrócił do pracy nad wypracowaniem. Myślał nad słowami Jamesa. Może faktycznie udawał, że przyjaźni z nimi go nie obchodzi i może faktycznie chciał mieć ich za przyjaciół ale coś go trzymało. Dlatego gdy wrócił do dormitorium podpisał się na prezencie dla Syriusza I razem z Jamesem i Peterem mu to wręczył.
— Nie musieliście... słuchajcie nie chciałem żebyście wiedzieli kiedy mam urodziny. Nie lubię swoich urodzin, nigdy ich hucznie nie obchodziłem i... ale dziękuję. — powiedział Syriusz. Remus zauważył, że zrobiło mu się przykro. Syriusz odłoży prezent na swoje łóżko i wyszedł pod pretekstem zrobienia wypracowania z transmutacji. Peter poszedł do łazienki, James pisał list do mamy a potem pobiegł do sowiarni a Remus wyszedł z dormitorium i poszukał Syriusza. Znalazł go na schodach wejściowych. Remus usiadł obok niego.
— Dzięki za prezent. — powiedział Syriusz. — To jedyny jaki dostałem.
— Tylko ten jeden?
— Tak.
— Przykro mi, Syriusz.
— Nie szkodzi, serio. Nie chciałem tych prezentów. Nie potrzebuje ich.
— Dlaczego się tym nie przejmujesz?
— Bo wiedziałem że tak będzie. Moja rodzina mnie karze za to, że trafiłem do Gryffindoru i wiedziałem, że tak będzie. Czekałem co zrobią. Nie sa zadowoleni. Zawiodłem ich. Ale trudno.
CZYTASZ
I Know The End • The Marauders
FanfictionFanarty na okładce zostały zrobione przez @sophithil