ROK DRUGI,
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY:
SYRIUSZ BLACKSyriusz dostał list od swojej mamy. Niezbyt pochlebny. Miał nadzieję, że gdy Regulus pójdzie to Hogwartu również trafi do Gryffindoru i będą we dwoje stawiali czoła całemu światu i ich rodzinie. Niestety tak się nie stało, a Regulus trafił do Slytherinu. Dlatego Syriusz dostał list. O tym jak bardzo jego mama nie jest z niego dumna, że jako jedyny z rodziny trafił do Gryffindoru. Chciałby to zmienić. Oczywiście, że tak. Na niczym Syriuszowi bardziej nie zależało niż na tym żeby jego rodzina go akceptowała. Chciał się wpasować. Chciał być kochany przez rodzinę.
— Gdzie Lupin? — zapytał Syriusz gdy jako ostatni wstał z łóżka przed zajęciami.
— Nie wiem. Gdy wstałem to już go nie było. — powiedział James. Już był całkowicie ubrany i gotowy do wyjścia na śniadanie. Peter wyszedł z łazienki już tez całkowicie gotowy.
— Pettigrew, gdzie jest Lupin? — zapytał Syriusz.
— W domu. Jego mama zachorowała. — powiedział Peter.
Syriusz wszedł do łazienki i przygotował się do zajęć. Nie miał zbytnio ochoty iść na zajęcia. Nie miał pojęcia dlaczego, ale ostatnio sprawiało mu to trudność. Oczywiście z każdego sprawdzianu dostawał najwyższą ocenę, ale wiedział, że nic tak naprawdę nie może sprawić, że rodzina będzie z niego dumna.
Zaczęły się zajęcia. Transmutacja przebiegła szybko i Syriuszowi udało się jako pierwszemu przemienić jeża w grzebień. Dostal pochwałę od profesor McGonagall przy wszystkich, ktora zachwycała się jego wielkim talentem do transmutacji.
Następne były zaklęcia. Syriusz dostał wybitny z wypracowania. Wcale tak bardzo się nad nim nie starał, ale i tak dostał wysoka ocenę.
Taki właśnie był los Syriusza Blacka. Nieważne co zrobił i czy w ogóle się nad tym starał, zawsze mu wychodziło.
Eliksiry nie należały do ulubionych przedmiotów Syriusza. Nie dlatego, że był kiepski z eliksirów. Wręcz przeciwnie. Profesor Slughorn tak bardzo był zachwycony jego zdolnościami, że przekonywał go żeby dołączyć do jego klubu aby się rozwijać. Syriusz nie miał zamiaru należec do tego klubu. Nie chciał tego. Nie potrzebował żeby kolejna osoba mówiła mu jaki jest świetny gdy jego rodzina uważała zupełnie inaczej.
Podczas robienia eliksiru Syriusz wyszedł do spiżarni aby wziąć rzeczy, których zapomniał. Gdy wrócił do robienia eliksiry ten wybuchnął mu w twarz sprawiając, że cała twarz mu spuchła, a oczy zaczęły mocno łzawić. James krzyknął przerażony i zawolal profesora Slughorna.
— Panie Black! — profesor Slughorn położył mu dłoń na ramieniu. — Co się stało?
Syriusz nie mógł nic powiedzieć bo całe gardło mu spuchło.
— Potter, zabierz go do skrzydła szpitalnego! Ale już! Ja się zaraz dowiem kto to zrobił!
Syriusz spodziewał się kto to zrobił. Ślizgoni. W końcu to oni wybuchnęli głośnym śmiechem gdy Syriuszowi to wybuchło w twarz.
— Mogliscie zdobić mu poważna krzywdę!
James ciągnął Syriusza przez cały zamek do skrzydła szpitalnego. Oboje wparowali do środka, pani Pomfrey przybiegła do nich i westchnęła głośno.
— Och, panie Black. Co się Panu stało? — zapytał prowadzac go na kozetkę.
— Eliksir wybuchnął mu w twarz. Chyba gdy nie zwracaliśmy uwagi to ktoś mu coś wsypał...
— Hm, to bardzo nieodpowiedzialne... panie Potter, może Pan wracać na lekcje, ja się zajmę panem Blackiem. Po lekcjach może Pan przyjść go odwiedzić.
Pani Pomfrey wlała mu jakiś eliksir do gardła i kazała mu się położyć. Opuchlizna z gardła i twarzy zniknęła, ale Syriusz wciąż miał czerwone, podrażnione plamy na twarzy.
— Czy wie pan kto to zrobił? Masz jakiś pomysł?
— Myślę, że to slizgoni. Ostatnio James też im zrobił żart i może chcieli się odwdzięczyć.
— Taki żart mógł doprowadzić do strasznych rzeczy. Będę musiała o tym poinformować profesora Slughorna. Nie wolno tak robić. Niby miał być to niewinny żart ale nie jest niewinny gdy może się stać komuś krzywda.
Pani Pomfrey najwidoczniej była bardzo wytrącona z równowagi. Syriusz miał utkwić w skrzydle szpitalnym na cały dzień. Pani Pomfrey nakładała mu na zaczerwienienia maść, która miała szybko je zlikwidować.
— Panno Pomfrey. — słaby głos dobiegł z drugiego końca sali. Syriusz poznał ten głos. Serce zaczęło mu bić szybciej. Remus Lupin wstał z łóżka szpitalnego i podszedł do pani Pomfrey. Blady, z długim zadrapaniem na jego twarzy. Wciąż świeżym.
— Zaraz do ciebie przyjdę, skarbie.
— Remus? — zapytał Syriusz. Remus dopiero teraz na niego spojrzal i twarz zbladła mu jeszcze bardziej. — Myślałem, że jesteś w domu.
— Miał wypadek. — powiedziała pani Pomfrey. — Powóz wpadł w dziurę i się wywrócił. Pan Lupin się do mocno zadrapał.
Syriusz nie chciał wierzyć. Dlaczego więc Remus ich nie poinformował, że jest w zamku. Syriusz nie chciał go teraz męczyć, bo widzial, że kolega ledwo stoi na własnych nogach.
— Wypadek?
— Niedaleko zamku. Ale nie ma problemu by wyleczyć...
— To dlaczego rana wciąż jest świeża?
— Niestety to jedna z tych ran, która nawet najlepszy eliksir nie wyleczy.
Syriuszowi wydawało się trochę podejrzane. Każda rana mogła zostać wyleczony. Tylko nie te zadanie przez wilkołaka albo innego stworzenia magicznego. Syriusz patrzył na Remusa. Remus nie mógł być wilkołakiem. To nie było możliwe. Syriusz uważał to za nonsens. Dlaczego miałby być? Jakie Syriusz ma dowodu?
Syriusz nie chciał się wtrącać w życiu Remusa, bo wiedział jak bardzo jego kolega szanuję sobie prywatność. Ale nie mogl tego zignorować. Musiał porozmawiać z Remusem.
James i Peter odwiedzili Syriusza w skrzydle szpitalnym po zajęciach.
— Remus tutaj jest. — szepnął Syriusz. Remus spał a pani Pomfrey postawiła ścianki żeby go zasłonić.
— Co? Jak to?
— Jest tutaj i podobno miał wypadek. — powiedział Syriusz. — Ma ranę na pół twarzy... podobno ona nie zniknie.
— Myślę, że Remusowi może coś dolegać. — powiedział Peter. — Nie wiem co dokładnie... ale myślę, że coś może mu być.
— Myślę, że Remus jest wilkołakiem.
—Wilkołakiem? Nonsens. Co za głupota. —powiedzial James. — Głupota, prawda?
CZYTASZ
I Know The End • The Marauders
FanfictionFanarty na okładce zostały zrobione przez @sophithil