ROK TRZECI,
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI:
PETER PETTIGREWPetera bolała głowa. Na dworze zrobiło się szybko zimno i ciągle padał deszcz. Peter nie powiedział nikomu o swoich wakacjach. Nawet Jamesowi. Tata Petera ciężko zachorował i przez większość wakacji Peter spędził w szpitalu wspierając tatę w leczeniu. Jego tata był słaby. W niektóre dni za słaby by wstać z łóżka. Peter, pomimo tego jaki miał kontakt z tatą i ich klotni, bardzo się przejmował i choroba taty mocno go uderzyła. Peter był pewien, że rodzice Jamesa wiedzą o chorobie taty ale nie powiedzieli Jamesowi. Chłopak ani razy nie zachowywał się tak jakby wiedział. Dlatego Peter nic nie mówił. Nie czuł potrzeby by o tym mówić. Postanowil, że sam przez to przejdzie. Poza tym on i James tylko coraz bardziej się od siebie oddalali. Peter coraz bardziej czuł, że James staje dla niego obcą osobą.
— Syriusz... mówię ci, chodź na trening. Mówię ci. Spodoba ci się gra w qudditcha. — James zachęcał Syriusza fi wstąpienia do drużyny.
— No nie wiem James. Nie wiem czy mnie to interesuje. — powiedział Syriusz. James westchnął i zrobił smutną minę. Peter wiedział jak bardzo James nie lubi gdy ktoś się z nim nie zgadza i coś nie idzie po jego myśli.
— Zawsze możesz spróbować. — stwierdził Remus. Ostatnio częściej dołączał się do rozmowy i stał się bardziej pewny siebie, gdy już wiedzieli kim jest. — Nikt cię nie będzie kazał zostawać w drużynie.
— Właśnie... spróbuj. — powiedział James widocznie ucieszony, że Remus wziął jego stronę.
— No dobra, spróbuję, ale nic ci nie obiecuje James. — powiedział Syriusz.
— Wiem, wiem.
Nowe przedmioty były trudne. Szczególnie wróżbiarstwo. Wszyscy w czwórkę tam poszli. Remus sądził, że to głupie, Peter nie wiedział co się dzieje, a Jamesa i Syriusza śmieszyła każda rzecz. Oprócz wróżbiarstwa Peter wybrał też opiekę nad magicznymi zwierzętami i starożytne runy, gdzie był wraz z Remusem.
— Remusie, ty nawet nie masz na co to zmienić. — stwierdził James. — Już jesteś na starożytnych runach, numerologii, opiece nad magicznymi zwierzętami. Już nie nasz prawie żadnych opcji.
— Wiem, ale zawsze mogę po prostu odejść. — powiedział Remus dochodząc do drabiny. Wspieli się na górę i weszli do sali gdzie jak zawsze było duszno i za gorąco nawet jeśli pogoda była okropna i ciągle padało.
— Nie odchodź, jest śmiesznie. — powiedział Syriusz szturchając Remusa ramieniem. — Usiądź dzisiaj ze mną. Sam zobaczysz.
— Właśnie! Ja usiądę z Peterem! — powiedział James łapiąc chłopca za nadgarstek i ciągnąć go do stolika. — Już dzisiaj przestaniesz być taki ponury, Peter. — powiedział James uśmiechając się szeroko do chłopca. Peter chciał to odwzajemnić ale wyszedł mu tylko grymas.
— Witajcie uczniowie. — przywitała ich nauczycielka. Stephanie Lovegood. Wysoka kobieta o długich, wręcz białych włosach, była koścista i pierścionki na jej dłoniach wyglądały jakby zaraz miały spaść. — Wrócimy do wróżenia z fusów. Wypijcie swoje herbaty, drodzy uczniowie i zajmiemy się wróżeniem. — powiedziała.
Peter wypił swoją herbatę gdy ona chodziła po klasie i dawała randomowe przepowiednie do uczniów. Ktoś miał uczestniczyć w wielkiej bitwie i stracić głowę. Ktoś miał spotkać miłość swojego życia już za jakiś czas.
— Och, co za okropieństwo. Spędzisz ponad dekadę w samotności. Odizolowany od jakichkolwiek ludzi. — powiedziała do Remus, który zmarszczył brwi i otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał. Syriusz wybuchnął tak głośnym śmiechem, że wszyscy się na niego spojrzeli. — Nie śmiałabym się na twoim miejscu. Więzienie nie jest przyjaznym miejscem. Zajmijmy się lekcją. Chwyćcie za filiżankę przyjaciela na przeciwko i wyczytacie jego przepowiednie.
— Eee... ty... zostaniesz... albo upokorzony albo zdradzony przez jednego z najbliższych przyjaciół. — powiedział Peter do Jamesa.
— O ale ciekawe! Bo w twojej jest, że upokorzysz albo zdradzisz jednego z najbliższych ci przyjaciół. — powiedział James śmiejąc się. — Remus miał rację. To naprawdę głupoty.
— Tak, okropne. — Peter też się zaśmiał. Na chwilę zapomniał o tacie i problemach. Był czasami wdzięczny, że miał kogoś takiego jak James przy sobie.
— Ej... w przyszłym miesiącu idziemy do Hogsmeade... napisali ci rodzice pozwolenie? — zapytał James.
— Tak... napisali. — powiedział Peter. —A tobie?
— A oczywiście. — powiedzial James. Ich rozmowę znów przerwał śmiech Syriusza, ale tym razem nawet Remus się cicho śmiał. — A to nowość. Oni się dogadują. — James się uśmiechnął.
— Panie Black! To nie jest nic zabawnego! — upomniała go profesor Lovegood.
— Przepraszamy, pani profesor. — powiedzial Remus ale gdy tylko się odwróciła on i Syriusz znów się zaczęli śmiać.
Peter nie miał pojęcia dlaczego, ale czuł, że wszystko się zmienia. Czuł jak dorastają. Czuł, że będzie lepiej.
— Merlinie, co za idioci. — skomentował Snape, który siedział z Lily Evans.
— Sam jesteś idiotą, Smarkeus! — zawołał James do niego.
— Panie Potter!
— Przepraszam, pani profesor. — powiedział James.
— Jesteście dzisiaj wyjątkowo uciążliwą grupą. — skomentowała nauczycielka. Peterowi ciężko było się z nią nie zgodzić. Faktycznie co chwilę ktoś przeszkadzał w lekcji.
Gdy wyszli z klasy wszyscy byli w dobrych humor. Remus i Syriusz poszli na numerologię a James i Peter wrócili do dormitorium i zajęli się zadaniem domowym z transmutacji. Na dworze panowała burza a przepowiednia w jakiś sposób została w myślach Petera i nie mógł o niej zapomnieć. Po co miałby zdradzać przyjaciela?
CZYTASZ
I Know The End • The Marauders
FanfictionFanarty na okładce zostały zrobione przez @sophithil