AKT I: Scena VIII

25 5 15
                                    

Przez następne dni Konrad starał się jak mógł, aby ukryć siniznę pod okiem. Codziennie rano podkradał Veronice nieco korektora i nakładał go na opuchliznę, dziękując sobie w myślach za to, że jako nastolatek nauczył się, jak to się robi. Do tego, zamiast soczewek kontaktowych, na nos zakładał znienawidzone przez siebie okulary i w takim wydaniu wychodził na uczelnię. Nikt nie zwrócił uwagi na tą zmianę, nawet osoby, z którymi trzymał się najbliżej.

Polacco! — Usłyszał za sobą, idąc korytarzem w stronę wyjścia. Nim się obrócił, Nicola uwiesił się na jego ramieniu. — Jakieś plany na święta?

— Jadę do rodziny — odparł, zrzucając rękę mężczyzny. Po chwili dołączyła do nich Livia, dziewczyna Nicoli.

— A gdzie? — zaciekawiła się.

— Do Mediolanu.

— Och, Mediolan! Zawsze chciałam tam pojechać, ale nigdy nie miałam oka...

— A wy? — wtrącił, mając nadzieję, że ich rozmowa szybko dobiegnie końca.

— Spędzimy dwa tygodnie u mojej mamy w Tragliati. — Mówiąc to, kobieta wtuliła się w ramię partnera. — Nie mogę się doczekać, ostatni raz widziałam się z nią w sierpniu i od tamtego czasu tylko do siebie dzwonimy. Kiedyś byłyśmy nierozłącznie...

"Błagam, ani trochę nie interesuje mnie twoja rodzina" — przeszło przez głowę Konrada, gdy Livia zaczęła opowiadać o swoim dzieciństwie i więzi z matką. Nicola słuchał jej uważnie, patrząc na nią z miłością. Byli przykładem idealnej pary, zakochanych w sobie po uszy i nie odstępujących od siebie na krok. Brunet trochę im tego zazdrościł, takiego oddania i przyjaźni, jaką stworzyli.

Konrad rzucił kątem oka na wyjście, które znajdowało się z trzydzieści metrów od niego. Nicola i Livia przestali zwracać na niego uwagę, więc skorzystał z okazji i ruszył szybkim krokiem ku upragnionej wolności. I szedł tak bez przerwy, aż dotarł na przystanek autobusowy. Pojazd przyjechał po dwóch minutach, wsiadł do niego i dopiero wtedy odetchnął z ulgą.

Było to jednak złudne, bo na jego drodze czekała jeszcze powiernica diabła, z którą musiał stanąć twarzą w twarz, jeśli chciał jeszcze trochę pożyć.

Specjalnie wysiadł dwa przystanki wcześniej, aby zadzwonić do Lorenzo. W sytuacjach kryzysowych, podobnych do tej, w której obecnie się znajdował, zawsze mógł na niego liczyć. I choć pracował, znalazł chwilę dla Konrada i wysłuchał, co miał mu do powiedzenia.

— ... ale tak się składa, że jeszcze jej o niczym nie powiedziałem i...

— Czy ty upadłeś na łeb?! — Lorenzo przerwał mu zdenerwowany. — Dlaczego wcześniej tego nie zrobiłeś? — dodał nieco ciszej.

— Jakoś tak wyszło — mruknął.

— Jakoś tak wyszło? Ja pier... Stary, jesteś w dupie. Jak ty to naprawisz?

— Gdybym wiedział, to bym do ciebie nie zadzwonił — fuknął.

— Dobrze, już się nie bulwersuj, damigella in pericolo (damo w opałach) — zażartował, a brunet przewrócił oczami. — Wracając... Musisz jej po prostu powiedzieć i tyle.

— Teraz?! Przecież ona mnie zabije! — zawołał wystraszony, zatrzymując się.

— Nawarzyłeś piwa, to teraz je wypij! O której masz pociąg?

— Osiemnasta trzydzieści.

— Tu mi tak zejdzie jeszcze z godzinę... To przyjadę po ciebie i zawiozę cię na peron, dobra? — zaproponował. — I powodzenia, stary, żebyś miał gdzie po świętach wracać — zażartował i zakończyć połączenie.

Teatro D'ira [+18] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz