AKT III: Scena III

22 4 0
                                    

11.09.2009

Krzyki były zdecydowanie niezawodnym budzikiem. Ledwo, co otworzyła oczy, a już miała ochotę zamknąć je spowrotem. Lecz Veronica nie mogła sobie pozwolić na sen; zegar ścienny pokazywał godzinę dziesiątą, a o dwunastej miał przyjść Flavio z ciocią Faustą. Niechętnie więc podniosła się z łóżka i od razu się przebrała w to, co przygotowała sobie dzień wcześniej. Wolała nie ryzykować, że matka przyłapie ją na siedzeniu w piżamie o tej porze. Zwykle już dawno powinna siedzieć pochylona nad książkami, ale obchodziła swoje czternaste urodziny, więc tym razem mogła sobie odpuścić naukę.

Po rozczesaniu włosów, zdecydowała się zejść na dół, aby zjeść śniadanie. Gdy otworzyła drzwi, mało co nie zderzyła się z Giulią, która stała po drugiej stronie. Jej ręka była uniesiona do góry, jakby miała zamiar uderzyć z otwartej dłoni w drewnianą płytę. Zamiast tego uśmiechnęła się radośnie i zamknęła siostrę w szczelnym uścisku.

— Wszystkiego najlepszego, dzieciaku! — zawołała. — Moja mała siostra już nie jest taka mała — dodała, gdy wypuściła Veronicę z objęć i otarła udawaną łzę z oka.

— Dzięki — mruknęła i skrzyżowała ręce na piersi. — O co tym razem poszło? — zwróciła uwagę na głośną awanturę na dole.

Giulia wzruszyła ramionami. Veronica spojrzała w stronę schodów; przyzwyczaiła się do tego, że ich rodzice nie potrafili ze sobą normalnie rozmawiać. Kłótnie składały się na to, kim była rodzina Bozzeli i mogło się wydawać, że bez tego nie są sobą. Siostry żyły w ciągłym hałasie, a młodsza z nich miała tyle brawury w sobie, aby jeszcze dolać oliwy do ognia.

— Możesz choć raz się nie wtrącać? — zapytała Giulia błagalnie, gdy Veronica zaczęła iść w stronę schodów.

— Co? — Zmarszczyła czoło.

— No to, że pójdziesz tam, znowu zaczniesz się drzeć na mamę, a później będziesz zdziwiona, że jest na ciebie zła — wyjaśniła.

Veronica parsknęła śmiechem.

— Ją denerwuje samo to, że istnieję, więc za wiele mi to nie zmienia — zauważyła. — Zresztą, jestem głodna i idę coś zjeść.

— A rób sobie co chcesz, mnie w to nie mieszaj — stwierdziła Giulia zrezygnowana i skierowała się do swojego pokoju.

Veronica nie lubiła swojej siostry; uważała ją za posłuszną idiotkę, która była na każde zawołanie ich matki. Nie potrafiła pojąć, dlaczego Giulia była jej tak oddana, a zarazem tylko jej matka okazywała jakąkolwiek miłość. Dla niej miała wiele słodkich przezwisk: kochanie, słoneczko, moja mała... A Veronica od zawsze była tylko Veronicą.

Stawiając stopę na ostatnim stopniu, niespodziewanie tuż przed nią roztrzaskał się jeden z wazonów. Jednak dźwięk nie zwrócił uwagi rodziców, a gdzieś między wierszami Veronica zrozumiała, że to Enrica nim rzuciła, celując w głowę swojego męża. Dziewczyna przeskoczyła nad odłamkami i skierowała się do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie. Po otworzeniu lodówki dostrzegła sporej wielkości pudełko, które uznała za swój tort urodzinowy. Wyżej natomiast stała miska z domowej roboty twarogiem, którą momentalnie wyjęła wraz z szczypiorem. Z chlebaka wyjęła ostatnią suchą bułkę, przekroiła ją w pół i posmarowała twarogiem, na koniec posypując pokrojonym szczypiorem.

Siedziała już przy stole, gdy matka weszła do kuchni. Enrica rozejrzała się dookoła i jej uwagę przykuły okruchy od bułki na blacie. Odwróciła się do Veronici i spojrzała na nią wymownie.

— Co to jest? — Wskazała palcem na okruchy. — Ile razy trzeba wam powtarzać, że trzeba po sobie sprzątać?

Dziewczyna przestała jeść i popatrzyła na matkę z politowaniem.

Teatro D'ira [+18] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz