Wrzask. Przeraźliwy, jednostajny; sprawiał wrażenie, że nie ma końca. Szara masa zmieniała swoje kształty, tworząc abstrakcyjny obraz przed jej oczami. Czy to byli ludzie? Czy projekcja jej chaotycznych myśli? Szarość wiła się niczym wąż, wydłużała i zmniejszała, robiła się szersza i węższa, biegła bez celu i stała nieruchomo. I ten wrzask, który rozsadzał bębenki, doprowadzał do szału i był niczym lek na zranione serce, czymś znajomym oraz bezpiecznym. A w tym wszystkim ona, Veronica, bez żadnej zdolności na wpłynięcie na ten proceder. Uniosła ręce do góry, czyste i brudne, jako małe dziecko sięgające do wyciągniętych ramion rodzica. Wtem zaczęła spadać coraz szybciej i szybciej, aż uderzyła z łomotem w podłogę.
Wtedy się obudziła, orientując się, że zamiast na łóżku, leży tuż obok niego. Była zawinięta w kołdrę niczym naleśnik, więc chwilę jej zajęło, zanim się podniosła. Jednocześnie do jej uszu dotarła rozmowa gdzieś z głębi mieszkania. Słyszała zdenerwowany głos Konrada, ale głosu osoby, z którą rozmawiał już nie. "Pewnie rozmawia przez telefon" — pomyślała. Z kołdrą zarzuconą na ramionach wyszła z sypialni, a wtedy jej oczom ukazał się jej chłopak w towarzystwie Matilde.
— Co tam się dzieje? — zapytała zachrypniętym głosem.
Konrad jęknął z niezadowoleniem, odwracając się do niej przodem. Spojrzał na Veronicę przepraszającym wzrokiem, ona natomiast przewróciła oczami.
— Cześć, nie przeszkadzam? — Kobieta wychyliła się zza ramienia mężczyzny, uśmiechając się promiennie.
— Nie, raczej nie. Wejdź. — Przetarła oczy i skierowała się do salonu. O wiele bardziej wolała towarzystwo jej niż jego.
Oboje poszli zaraz za nią. Veronica usiadła na dywanie, opierając się o kanapę. Matilde zrobiła podobnie, lecz po drugiej stronie; a Konrad kucnął naprzeciw swojej ukochanej, położył dłoń do jej policzków i czoła, po czym cmoknął z niezadowoleniem.
— Nadal jesteś ciepła, ale na pewno nie tak bardzo, jak wcześniej — oznajmił i stanął na równe nogi. — Przyniosę termometr, to zmierzysz temperaturę, a potem zrobię ci herbatę.
— Okej — mruknęła z przekąsem.
— A co ci jest? — zaciekawiła się Matilde, odprowadzając Konrada wzrokiem, gdy wychodził z salonu.
— Nie wiem, jakieś choróbsko mnie dopadło. — Otuliła się kołdrą mocniej.
— Och... Myślałam, że uda mi się wyciągnąć cię na miasto.
— Niestety, nie da rady — westchnęła.
Wrócił Konrad, przyłożył urządzenie do jej czoła i po chwili znów cmoknął z grymasem na twarzy, gdy mały ekran pokazał mu trzydzieści siedem i jeden. Nie powiedział jednak nic, tylko ponownie zniknął w głębi mieszkania.
— Ale myślę, że nawet jakbym nie była chora, to bym się nie skusiła — dodała po chwili.
— Dlaczego?
— Chyba nie jestem jeszcze gotowa na to, aby wychodzić tam, gdzie jest pełno ludzi. Wystąpienie na scenie razem z orkiestrą mojego szwagra... To był błąd. Nie powinnam była się na to zgadzać.
— Nie rozumiem, zagrałaś naprawdę genialnie! Dostaliście przecież owacje na stojąco! To chyba znak, że jednak publiczności podobała się twoja obecność.
Veronica spojrzała na nią pobłażliwie, uśmiechając się pod nosem. Co z oklasków, kiedy na sali panowała martwa cisza, gdy dołączyła do wszystkich? Nie cieszyli się z jej powodu, tylko dlatego, że cała orkiestra stworzyła niezapomniany wieczór poprzez fenomenalny występ. Nim jednak to powiedziała, w kuchni rozległ się świst czajnika. Chwilę później Konrad wszedł do salonu z kubkiem w dłoni i odstawił go na stolik kawowy.
CZYTASZ
Teatro D'ira [+18] ✓
Mystery / ThrillerPrzypadek Veronici Bozzeli był znany niemal każdej osobie we Włoszech. Odnalezienie nieprzytomnej aktorki w mieszkaniu przy jednej z rzymskich ulic nie wywołałoby takiego dużego zamieszania, gdyby nie fakt, że zaraz obok niej leżały dwa martwe ciała...