AKT II: Scena XI. 02.09.2022

20 4 3
                                    

TRIGGER WARNING: zabójstwo

Głośna muzyka od kilku godzin rozsadzała jej bębenki, a od ilości alkoholu, którą zdążyła już wypić, kręciło się jej w głowie. Siedziała w kuchni na stołku barowym, który nie wiedzieć skąd się wziął i opierała czoło na rękach złożonych jak do modlitwy. Nie miała pojęcia, gdzie podziała się Matilde. Udało się jej jedynie zarejestrować to, że to ona ją tu przyprowadziła i kazała zaczekać chwilę.

— Widzieliście ją? — powiedziała niespodziewanie jakaś kobieta. — Dziwka, już przyszła nieźle wstawiona.

— Dobrze, że ma swoją sukę do pomocy — zaśmiała się druga. — Daje jej dwa miesiące i będzie po karierze.

— Dwa? Co tak łaskawie? — dodała trzecia. — Tygodnia bym jej nawet nie dała. Zresztą, już po śmierci tatusia zaprzepaściła wszystko. Jego ukochana córeczka — zironizowała i wszystkie trzy zaczęły się śmiać szyderczo.

Veronica zacisnęła powieki mocniej, aby uniemożliwić łzom spłynięcie po policzkach. Z jednej strony miała wielką ochotę wstać ze swojego miejsca, wziąć pierwszą lepszą rzecz i zaatakować kobiety, z drugiej wolała udawać, że niczego nie słyszała. Nie chciała dać im satysfakcji, że udało im się wyprowadzić ją z równowagi. Do czasu.

— Wielkie gwiazdy zwykle kończą w takim towarzystwie — stwierdziła druga, specjalnie mówiąc głośniej. — Jak to mówią, z kim przystajesz takim się stajesz. Alkohol najwyraźniej jej nie starczył, więc znalazła sobie dilera i owinęła wokół palca.

— Ciekawe, czy ma coś przy sobie. Zawsze będzie można zrzucić na nią, jak się psy zjadą — uznała pierwsza.

— Lepsze pytanie jest, czy ma przy sobie, czy w sobie. — Trzecia znów zachichotała, a koleżanki razem z nią.

Veronica wstała gwałtownie, przy okazji przewracając stołek. Kobiety spojrzały na nią zaskoczone i rozbawione jednocześnie. W dłoniach trzymały szklanki z drinkami, jedna z nich miała dodatkowo zapalonego papierosa. Dopiero widząc go Veronica poczuła ten drażniący zapach, który dodatkowo ją zirytował. Podeszła do nich z zaciśniętymi pięściami, lecz nim zrobiła cokolwiek, została wyprowadzona z kuchni. Słyszała za plecami śmiechy nieznajomych, ale oprzytomniła się dopiero, gdy uderzyła w męski tors.

— Chryste, ty się ledwo na nogach trzymasz — zauważył z obrzydzeniem, trzymając ją pod ramiona, aby pod nim nie upadła.

Ten znajomy głos. Uniosła wzrok i od razu natrafiła na zielone tęczówki, które nawet w słabym świetle, które z salonu oświetlało ciemny korytarz, miały bardzo wyrazisty kolor. Niegdyś uwielbiała w nie patrzeć, a teraz nie mogła ich znieść. Odepchnęła Konrada od siebie i oparła się dłonią o ścianę obok.

— Spierdalaj, ktoś cię prosił o zdanie? — fuknęła i pokazała mu środkowy palec. — Co ty tu w ogóle robisz?

— Co cię to interesuje? — zdziwił się. — Zresztą, chyba to ja powinienem o to zapytać. To nie jest impreza dla wielkich gwiazd, tylko zwykłych szarych ludzi, chmurko.

— Chmurko? — prychnęła śmiechem.

— Bo mi przysłaniasz niebo — odparł, nachylając się nad nią. Jednak czując odór alkoholu, prędko się odsunął.

Z jakiegoś powodu jego wytłumaczenie wydało się Veronice tak absurdalne, że nie mogła opanować śmiechu. Złapała się za brzuch i kucnęła przy ścianie, a śmiech powoli zamieniał się w histeryczny płacz. Konrad patrzył na nią z obrzydzeniem, bo nie potrafił pojąć, jakim cudem kiedykolwiek mógł kochać tę kobietę. Nawet ojciec nie zrobił mu takiej krzywdy jak ona, a wychowywał się pod jego surową, żołnierską ręką.

Teatro D'ira [+18] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz