AKT II: Scena VIII

24 5 3
                                    

Veronica bezustannie sprawdzała wiadomość od przyjaciółki, chcąc mieć pewność, że trafi do jej mieszkania, w którym miały się spotkać. Nawet stojąc pod odpowiednimi drzwiami, wahała się, czy zapukać. Nie miała pojęcia, dlaczego aż tak bardzo się bała. Po drodze nikt jej nie zaczepił, mimo że szła sama. Telefon miała w pełni naładowany, a internet działał niezawodnie, więc idąc z Google Maps nie miała szans się zgubić. Poza tym kojarzyła okolicę, bo tu przez pewien czas mieszkała jej siostra. Więc skąd w niej aż tyle niepewności?

— Całe szczęście! — zawołała Matilde radośnie, wpuszczając gościa do środka. — Już myślałam, że się rozmyśliłaś i nie przyjdziesz. Wszystko przygotowałam, więc możemy zaczynać od zaraz.

— Jasne, daj mi się tylko rozebrać z tego wszystkiego — zaśmiała się, zdejmując z siebie szalik oraz płaszcz.

— Napijesz się czegoś? Mogę zrobić herbatę, ale mam też sok jabłkowy i wodę.

— Jabłkowy? Pomarańczowy lepszy — stwierdziła, ściągając buty. — Ale poproszę wodę.

— Oczywiście. To przejdź już do pokoju, zaraz przyjdę — powiedziała Matilde i zniknęła w kuchni.

Veronica rozejrzała się dookoła. Dominowała głównie biel, a tylko w kilku miejscach pojawiały się szarości lub ciemne drewno, jak np. wolnostojący wieszak na ubrania w korytarzu. Kobieta weszła do wskazanego przez przyjaciółkę pokoju. Bliżej okna znajdował się stół, na nim przygotowane rzeczy do robienia paznokci hybrydowych. Na ścianie przy drzwiach rozłożony był biały ekran, tuż przy nim profesjonalna lampa stojąca oraz nieduża, również biała komoda. Wchodząc do pomieszczenia, Veronica miała wrażenie, że wchodzi do sali szpitalnej, mimo że sprzęt ani trochę na to nie wskazywał.

— Siadaj, siadaj — powiedziała Matilde, podchodząc do stołu.

— Jesteś fotografem? — zapytała zaciekawiona.

— Nie, to wszystko kiedyś należało do Louisa — odparła, opierając się o oparcie krzesła. — To mieszkanie wcześniej było jego.

— Mieszkałaś z nim?

— Nie, ale rodzina zgodziła się, abym tu przebywała, dopóki nie wymyślą, co z tym zrobić. Fajnie byłoby tu zostać, ale raczej nie będę w stanie odkupić tego.

— A to nie mogą ci po prostu go oddać? — zdziwiła się, siadając za stołem.

— To tak nie działa w zwykłym świecie, Nica. I tak muszę im płacić za to, że tu jestem. Trochę tak, jakbym je wynajmowała, tylko nie od obcych ludzi.

Veronica kiwnęła głową. Zwykły świat, jak to Matilde nazwała, faktycznie był jej obcy. Wychowywała się wśród blasków fleszy i bezustannej krytyki, a większość zachcianek miała na wyciągnięcie ręki. Nie wiedziała, jak to jest nie być w stanie czegoś kupić; choć dla niej bardziej abstrakcyjne było to, że rodzina nie chce jej pomóc. U niej, nawet jak się szczerze nie znosili, mogła liczyć na jakieś wsparcie. Nawet jeśli było tylko na pokaz.

— Jakie kolory pani sobie życzy? — Matilde wzięła jedną z rąk Veronici i zaczęła matowić jej płytkę paznokcia na kciuku. — Zrobimy jeden na próbę, jakbyś się w trakcie rozmyśliła.

— Nie wiem jakie, chciałam po prostu brokatowych jakieś — przyznała.

— Z brokatowych mam czarny, ciemny zielony i taką — wskazała na jeden z lakierów — krwistą czerwień.

— To może ten ostatni. Albo na jednej ręce cztery czerwonym i jeden czarny, a na drugiej na odwrót.

— Robi się.

Teatro D'ira [+18] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz