AKT III: Scena VII

15 2 0
                                    

— Zostajesz aresztowana pod zarzutem zabójstwa własnej matki — dodała Lauren, starając się nie okazywać żadnych emocji. Kurczowo trzymała za spust, gotowa w każdej chwili wystrzelić.

— Zabójstwa własnej matki... — powtórzyła melancholijnie, uśmiechając się.

Policjantka zacisnęła szczękę mocniej. Nie pierwszy raz miała do czynienia z mordercą, ale Veronica była pierwszym, z którym nawiązała bliższą relację. Nie mogła jednak patrzeć na te aspekty z życia kobiety, które mogłyby przyćmić jej czujność. Prawdą było, że dopuściła morderstwa, a w tej chwili motyw nie miał znaczenia.

— Ręce na kark i na kolana — powiedziała stanowczo.

Veronica wykonała część polecenia. Z dłońmi na karku, odwróciła się do Lauren plecami, a gdy tylko to zrobiła, wyrwała ostrze z piersi martwej Enrici i znów stanęła twarzą w twarz z policjantką, wskazując na nią nożem.

— Rzuć to — rozkazała jej Lauren.

— Bo?

— Rzuć to albo będę zmuszona spacyfikować cię w inny sposób — powtórzyła i nacisnęła nieco mocniej za spust.

Veronica prychnęła śmiechem.

— Strzelaj. Nie mam nic do stracenia — powiedziała hardo.

Wahanie się było tym, co zgubiło Lauren. Aktorka niespodziewanie wyrzuciła nóż z ręki, co dodatkowo zdezorientowało policjantkę. Veronica złapała za jej włosy, uderzyła jej głową o ścianę i zostawiła na podłodze, prędko wracając po ostrze. Broń Lauren znalazła się po drugiej stronie; rzuciła się w jej kierunku, ale zanim ją złapała, znów została pociągnięta za włosy.

— Nie musisz tego robić — wydusiła z siebie, starając się trzymać głowę tak, aby nie czuła wyrywanych włosów. — Mogę ci pomóc.

— Jak? Pozbędziesz się ze mną ciała? Zapomnisz, że coś takiego miało miejsce? — zapytała, nachylając się nad nią.

— Nie, ale...

— No właśnie — wtrąciła, uderzając twarzą Lauren w podłogę. Z nosa w ułamku sekundy poleciała fala krwi. — Ja nie zostawiam świadków. Po tobie, zajmę się Konradem. Potem Reyesem. A jak Matilde będzie robić problemy, to i ona do was dołączy. — Puściła włosy policjantki i kopnęła ją w ramię zmuszając ją do przewrócenia się na plecy.

Lauren szumiało w głowie, a słowa Veronici docierały do niej jak zza ściany. Czuła, jak krew spływa jej po twarzy, a za moment poczuła ją również w gardle. Zaczęła kasłać, rozbieganym wzrokiem szukając kobiety. Po chwili aktorka usiadła jej na brzuchu i zacisnęła dłonie na jej szyi. Desperacko próbowała złapać oddech, ale na próżno.

— Ver... Pro... szę... — Łzy spływały jej po policzkach kaskadami.

— Wybacz, ach, czekaj — zachichotała. — Veronica Bozzeli nie przeprasza.

Starała się jak mogła, aby nie stracić przytomności, ale z każdą chwilą coraz bardziej przegrywała tą walkę. Słyszała jej śmiech. Veronica śmiała jej się w twarz, obserwując, jak z Lauren uchodzi życie. Policjantka w myślach zaczęła się żegnać ze światem, gdy nagle dotarł do niej tępy dźwięk uderzenia. Chwilę później odzyskała zdolność normalnego oddychania.

Łapczywie nabierała powietrza do płuc w obawie, że znów zacznie być duszona. Odwróciła się na bok, aby wypluć krew, a wtedy dostrzegła ogłuszoną Veronicę, leżącą tuż obok niej.

— Konrad Balamonte zresztą też nie. — Usłyszała, a za moment mężczyzna nachylił się nad nią i pomógł jej wstać. W jednej dłoni wciąż trzymał mop, którym zaatakował Veronicę. — Oddychaj, już jesteś bezpieczna.

— Co ty tu robisz? Kazałam ci czekać — szepnęła Lauren z mocną chrypką, po czym znów splunęła krwią.

— I pozwolić ci umrzeć? Jeszcze czego — prychnął.

— Chwila, pistolet — przypomniała sobie nagle. Na szczęście szybko odnalazła wzrokiem broń, sięgnęła po nią i schowała do sakiewki na pasku. — Uff, okej...

Konrad spojrzał na aktorkę z obrzydzeniem. Była przytomna, ale zupełnie nie wiedziała, co się dzieje. Wprzód upewniwszy się, że policjantka jest w stanie stać samodzielnie, zbliżył się do Veronici i ustał butem na jeden z jej nadgarstków, przez co na jej twarzy pojawił się grymas. Drugą rękę przycisnął do podłogi kijem od mopa. Była jednak zbyt słaba, aby stawiać jakikolwiek opór.

— Wiem, że tego chcesz — powiedziała słabo, uśmiechając się słabo. — Weź ten pistolet i mnie dobij.

— Nie jestem taki jak ty — wycedził przez zęby.

— Oczywiście, że nie, Konrad... Oczywiście, że... nie... — szepnęła, po czym straciła przytomność. Mężczyzna automatycznie się od niej odsunął; nie stanowiła już żadnego zagrożenia.

— Ile razy ją uderzyłeś? — zaciekawiła się Lauren.

— Trzy — odparł. — Pogotowie jest w drodze. Zadzwoniłem, zanim tu wszedłem spowrotem. Wydaje mi się, że góra pięć minut i będą.

*

Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, razem z dwiema karetkami pogotowia i trzema policyjnymi radiowozami, przyjechał także cały sztab dziennikarzy, łasych na świeże wiadomości. Śmierć Enrici Palumbo z rąk swojej młodszej córki zdecydowanie była sensacją na skalę krajową. Fotoreporterzy przepychali się między sobą, aby zrobić dobre zdjęcia z miejsca tragedii, a relacje na żywo były skuteczne zagłuszane przez innych, rozemocjonowanych ludzi. Najbardziej jednak wyczekiwali na moment, gdy Veronica zostanie wyprowadzona z budynku. W tym czasie w jednej z karetek siedziała już Lauren z tymczasowym usztywnieniem nosa, a niedaleko niej stał Konrad.

Niespodziewanie z piskiem opon podjechał czarny samochód, a z niej wysiadła Giulia oraz Raffaele. Kobieta desperacko próbowała się przecisnął między dziennikarzami, aby dowiedzieć się czegokolwiek, ale wszyscy ją odpychali łokciami. Wtem z domu została wyprowadzona Veronica, zakuta w kajdanki za plecami, a blask fleszy rozświetlił pochmurną, wieczorną okolicę. Na początku Giulia nie miała pojęcia, co się dzieje, ale za moment narzeczony pociągnął ją w stronę samochodu, do którego szła jej siostra z dwoma policjantami. Na widok zaschniętej krwi na jej ciele, Giulię podbiło.

— Vera, Vera, coś ty narobiła?! — wydarła się.

Veronica spojrzała na nią kątem oka. Jej wzrok był pusty, ale pojawił się w nich cień żalu, gdy zobaczyła, że Giulia trzyma rękę na brzuchu. Nie mogła jednak w żaden sposób zareagować, bo prędko została posadzona w radiowozie.

— Co tu się dzieje? — Raffaele zaczepił jednego z policjantów, otulając narzeczoną ramieniem.

— Państwo kim są? — zaciekawił się.

— Jestem Giulia Bozzeli — wtrąciła. — Dlaczego moja siostra została aresztowana? Skąd ta krew na niej?

Mężczyzna westchnął ciężko i podrapał się po karku. Czuł się nieswojo z faktem, że to jemu przypadło przekazywanie strasznych wieści.

— Przykro mi, pani matka nie żyje — odezwał się wreszcie. — Została zamordowana przez pani siostrę.

— Że co...? — Kolana się ugięły pod Giulią. Narzeczony w porę ją przytrzymał, bo by upadła przed nim jak długa.

— Przepraszam, obowiązki wzywają — mruknął i zmieszany odszedł w głąb tłumu.

Konrad przyglądał się całej scenie z daleka. Serce mu się krajało na widok kobiety, która nie tylko straciła matkę, ale również siostrę. Bowiem w pewnym sensie, Veronica zabiła nie tylko Enricę, ale również samą siebie. Nie zostało po niej nic z osoby, którą poznał przed czterema laty i kochał na zabój. Wzdrygnął się jednak na myśl, że cokolwiek go kiedyś łączyło z aktorką. O wiele bardziej wolał żyć w przeświadczeniu, że to wszystko było tylko kolejnym, niezwykłym scenariuszem sztuki teatralnej, którą tłumaczył na zlecenie kogoś innego.

Teatro D'ira [+18] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz