AKT III: Scena II

18 3 3
                                    

Wieczór spędzał tak samo, jak przez ostatni tydzień — samotnie. W końcu nie czuł, jak strach ściska mu gardło każdego dnia, gdy wracał do domu. Nie musiał martwić się o to, czy zrobi coś na tyle niewłaściwego, aby sprowadzić na siebie gniew Veronici. Teraz to on miał ją w garści. Słowo przeciwko słowu; ale to on miał asa w rękawie, gotowego, aby go użyć. Pozostało mu jedynie czekać na dobry moment.

Leżał rozwalony na kanapie z nogą na ścianie, gdy niespodziewanie drzwi do mieszkania otworzyły się gwałtownie. Do środka wpadł rozwścieczony Lorenzo, a Konrad wyszedł mu naprzeciw, przez co mężczyźni prawie zderzyli się ze sobą głowami.

— Masz przejebane — stwierdził Diotallevi, nacierając na zdezorientowanego przyjaciela. Konrad cofnął się kawałek, aby nie uderzył w krzesła za sobą.

— Co? Stary, o co ci...?

— Dlaczego nic mi, kurwa, nie powiedziałeś! — przerwał mu. — Przyjaźnimy się, do cholery!

— Enzo, ale o czym ty...?

— Mówię o Veronice i o tym, że się nad tobą znęca.

Konrad otworzył usta szeroko. Lorenzo zaklął pod nosem, bo nie takiej reakcji spodziewał się od swojego przyjaciela. O wiele bardziej wolał usłyszeć od niego zaprzeczenie.

— No co? Coś tak pobladł, jakbyś zobaczył dziadka Vittore? — zapytał szorstko.

— Nawet mi nie przypominaj o tym człowieku — zdenerwował się, odwracając wzrok.

Dziadkiem Vittore nazywano nauczyciela fizyki w szkole, do której wspólnie uczęszczali. Mężczyzna od dawna powinien znaleźć się na emeryturze, ale wolał dorabiać sobie i dręczyć niczemu winne dzieci. Przed jego lekcjami czasami zdarzało się, że Konrad wraz z przyjacielem wymykali się na tył budynku i wypijali na spółę puszkę taniego piwa, bo "na trzeźwo to się tam wejść nie dało". Na samą myśl o nauczycielu, student pokręcił głową żałośnie. W pewnym sensie sprowadził na siebie kolejnego dziadka Vittore, tym razem pod postacią kobiety.

— Czyli co? Mam rację?

— Nie, Veronica się nade mną nie...

— Nie rozśmieszaj mnie — prychnął. — Łżesz jak pies.

— Nieprawda! — zawołał zirytowany.

— Jak dalej będziesz się zapierać, to zerwę z ciebie tę bluzę i sam sprawdzę, czy masz jakieś ślady! — ostrzegł go.

— Enzo, a co jeśli Priscilla się o tym dowie? — zapytał z nutką rozbawienia w głosie, mając nadzieję, że to trochę ostudzi napięcie między nimi.

— Kurwa, stary, to nie jest dobra pora na żarty! — zdenerwował się. — Wiem, może to będzie historyczna chwila, ale mówię teraz śmiertelnie poważnie. Dlaczego mi o niczym nie powiedziałeś? Albo inaczej; dlaczego kłamałeś, kiedy pytaliśmy, skąd są te blizny?

Konrad skrzyżował ręce na piersi i wzruszył ramionami. Spuścił wzrok, aby nie patrzeć na rozczarowanego przyjaciela. Nie miał jednej odpowiedzi na jego pytanie i miał wrażenie, że co by nie powiedział, to będzie za mało wiarygodne i będzie kwestionowane. Dlaczego się nie bronił? Dlaczego dał sobą tak pomiatać? Dlaczego uwierzył, że na to zasłużył? Piętno, jakie odcisnęła na nim Veronica, było niczym okropny tatuaż — zawsze pod skórą, nieważne, czy zostanie usunięty albo zakryty innym.

— Nie chciałem ci dokładać problemów — wydusił z siebie po dłuższej chwili.

— Jakich problemów? Stary, przecież ty nie jesteś żadnym problemem.

Teatro D'ira [+18] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz