Rozdział IX - Królewna Śnieżka i siedem szwów

99 6 0
                                    

Louis biegł w milczeniu za Ernestem, wycierając w międzyczasie krew, która cały czas ciekła mu z nosa. Gdy dobiegli do zielonej kładki, zatrzymali się, aby złapać oddech.

-Nigdy tyle nie biegłem.- wysapał skonany Ernest, a Louis dopiero teraz miał okazję się mu przyjrzeć. Chłopak miał pół twarzy we krwi, przez co wyglądał przerażająco. Winowajcą tej katastrofy, okazał się być rozcięty łuk brwiowy z którego krew ściekała mu po nosie i policzku. Przerażony Louis podszedł do Ernesta, po czym zaczął pocierać jego twarz rękawem. 

-Ała!- krzyknął Ernest, gdy brunet dotknął jego obolałego policzka.

-Zaraz jakaś emerytka padnie na zawał, jak cię zobaczy.- stwierdził Louis.

-Chodźmy do domu. Lepiej umyć to wodą. -zaproponował Ernest, ruszając w kierunku swojego bloku.

Kiedy weszli do mieszkania, obolały chłopak ostrożnie zdjął kurtkę. Grymas na jego twarzy był potwierdzeniem tego, że został porządnie poturbowany. 

-Spotkałem tych gości w sobotę w autobusie.- zaczął Ernest. -Miałem wtedy na sobie twoją bluzę ze Stali. Pewnie tylko czekali, żeby mi zajebać.- powiedział, patrząc na bruneta, który próbował upchać swoją kurtkę na zawalonym wieszaku w przedpokoju.

-Czemu się nie przebrałeś?- zapytał zdziwiony Louis, który zaczął łapać spadające na niego płaszcze.

-Zapomniałem.- wydusił Ernest. -Myślałem wtedy o czym innym.

-Teraz dopiero widzę, jak bardzo to środowisko jest posrane.- westchnął Louis. -Masz jakąś wodę utlenioną? Musimy się ogarnąć.- stwierdził chłopak, który nie mógł zatamować krwawienia z nosa.

-Coś powinno być. Poszukam.- odparł Ernest, po czym poszedł do łazienki i zaczął przewalać rzeczy w szafce w poszukiwaniu czegoś do odkażania ran. Po chwili, wyszedł z wodą utlenioną i paczką plastrów. -Chodźmy może do kuchni. -zaproponował. -Będzie mniej widać, jak się coś uwali.

Louis udał się za Ernestem do kuchni, której wystrój nie odbiegał klimatem od reszty mieszkania. Przy ścianie stał staromodny piekarnik gazowy z kuchenką, a po drugiej stronie stół z odzysku z czterema krzesłami. Ściany pokrywała łatwopalna boazeria, która z jakiegoś powodu była modna w PRL-u. Louis podniósł taboret stojący przy oknie, po czym przesunął go na środek kuchni. Następnie, polecił Ernestowi na nim usiąść. Po chwili zastanowienia, cofnął się do łazienki, aby zaraz wrócić z garścią namoczonego papieru toaletowego. Brunet podszedł do poturbowanego chłopaka, po czym zaczął wycierać krew z jego twarzy mokrym papierem.

-Od razu lepiej.- stwierdził, kiedy po oczyszczeniu jego twarzy, mógł zobaczyć, gdzie dokładnie są rany. -Muszę ci odkazić tę ranę nad brwią, bo wygląda na strasznie głęboką.- powiedział, po czym otworzył butelkę z wodą utlenioną. Ernest na ten widok zamknął oczy i zacisnął zęby. Brunet podszedł do niego bliżej, po czym chwycił go za podbródek i odchylił mu głowę do tyłu. -Nie chcę ci tego nalać do oka.- oznajmił, po czym zaczął polewać ranę, zakrywając oko pacjenta dłonią.

-Kurwa!- syknął Ernest, zaciskając dłoń na koszulce Louisa. -Piecze w chuj.- dodał, a z jego oczu pociekły łzy.

-Domyślam się.- odparł Louis, wycierając nadmiar wody utlenionej. -Chyba będzie trzeba to szyć.- stwierdził, przyglądając się ranie.

Na te słowa, przerażony Ernest otworzył oczy. -Nie da rady zakleić?- zapytał z nadzieją.

-Chyba sobie żartujesz.- odparł Louis, wyciągając w tym czasie telefon.

-Jak pojedziemy do szpitala, to jeszcze ty będziesz miał przejebane.- powstrzymywał go Ernest. -Pobiłeś tych gości bardziej, niż oni mnie.- powiedział, zadzierając głowę do góry.

Mój chłopak też jest kibolemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz