Rozdział XIV - W Jarosławiu pod Robertem

74 6 0
                                    

Słońce przedarło się przez duże okna w pokoju Louisa i skutecznie wybudziło go ze snu. Kiedy odruchowo odwrócił głowę, uciekając od drażniącego światła, zobaczył, że Ernest nadal śpi w najlepsze. Zaspany chłopak rozejrzał się po swoim pokoju, unosząc ciężką głowę.

-Ale tu syf. -pomyślał, gdy zobaczył na podłodze kartony po pizzy z wczorajszego wieczoru. Po chwili bezczynnego leżenia, wyślizgnął się z łóżka. Postanowił wykorzystać wczesną pobudkę i zrobić śniadanie, jak na dobrego gospodarza przystało. Niestety, lodówka od wczoraj magicznie się nie zapełniła. Pozostało mu więc podać zakupione w Lidlu kabanosy. Po ułożeniu ich na talerzu, przypomniał sobie, że w szafce powinno być jeszcze dietetyczne pieczywo chrupkie jego mamy, mające udawać chleb. Stwierdził, że lepsze to niż nic i dopełnił nim swoje danie.

Gdy zabrał się za przygotowanie kawy, w progu kuchni stanął Ernest. -Wow, to dla mnie? -zapytał, zaskakująco ucieszony widokiem ubogiego śniadania.

-Chciałem zrobić coś dobrego, ale nie miałem z czego. -westchnął Louis. -Co dzisiaj robimy? -zapytał, przecierając zaspaną twarz.

-Popołudniu jest mecz Resovia/Motor Lublin. Obiecałem ojcu, że pójdziemy razem.

-Ah, no tak, coś miało być. -przypomniał sobie Louis.

Wygłodniali kibice usiedli przy stole i gdy zaspokoili pierwszy głód, Louis nagle wpadł na pomysł. -Może cię odwiozę? -zapytał nieoczekiwanie, a Ernest spojrzał na niego zaskoczony.

-Ale czym? -zapytał po chwili.

-Autem mojego ojca. Zostawił w garażu. -odparł niewzruszony chłopak. -Spoko, to nie jest jego jedyny samochód. -dodał.

-Nie wiedziałem, że już umiesz jeździć. -powątpiewał Ernest. -I możesz tak sobie wziąć jego auto bez pytania?

-Niby nie, ale on nie musi o tym wiedzieć. Nic się przecież nie stanie. A zresztą, ostatnio tylko mnie wkurwia. Możemy sobie trochę pojeździć przed meczem po mieście, a potem cię odstawię. -nalegał Louis.

-No dobra. -Ernest w końcu się złamał.

Po śniadaniu, kibice od razu się przebrali, po czym zjechali do garażu podziemnego, podekscytowani perspektywą przejażdżki z młodym kierowcą za kółkiem. Było już przed 12, więc nie mieli aż tak dużo czasu przed meczem.

Garaż był pełen luksusowych samochodów, czego można się było spodziewać po parkingu w Capital Tower. Nie mieszkali tu napewno Ci biedni. Ernest rozglądał się dookoła i nie mógł się nadziwić, bo większość z obecnych tam drogich pojazdów widział pierwszy raz w życiu. 

-Jechałeś już w ogóle tym autem? -zapytał Ernest, gdy przedzierali się przez parking podziemny.

-Tym jeszcze nie. W sumie jeździłem tylko tym Hyundaiem, co jest na kursie. -odparł brunet, który po chwili skierował kluczyki w stronę Tesli swojego ojca. Ernest rozdziawił usta na widok luksusowego pojazdu, po czym zajął miejsce po stronie pasażera.

Louis usiadł za kółkiem i przez kolejne 5 minut ustawiał fotel. -Kurwa, czemu jestem taki niski. -przeklął pod nosem, gdy nie mógł dobrze wyregulować siedzenia. -Dobra, chuj. Jedziemy. -oznajmił, po czym nadal stał w miejscu.

-Co jest? -zapytał zaniepokojony Ernest, kiedy Louis zaczął się motać i wyglądało na to, że nie wie jak uruchomić pojazd. 

-Kurwa, co jest? -przerażony Louis spojrzał w kierunku skrzyni biegów, która wyglądała zupełnie inaczej niż ta z którą miał wcześniej styczność. Całkiem zapomniał, że Tesla ma automatyczną skrzynię biegów. Szybko wpisał w internet jak się ją obsługuje i na jego szczęście nie było to zbyt skomplikowane. Kiedy w końcu udało mu się odpalić auto, wyjechał z miejsca parkingowego. 

Mój chłopak też jest kibolemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz