Rozdział XII- Pasternakowe niepasteryzowane (specjalny)

110 6 1
                                    

-Zasady są proste. Konsekwencje ich złamania -poważne. Rozumiesz?- spytał detektyw, delikatnie chwytając podbródek zbiega, który w odpowiedzi tylko pokiwał posłusznie głową. -Grzeczny chłopiec.

Detektyw obserwował z satysfakcją, jak zupełnie bezbronny chłopak patrzy na niego błagalnym wzrokiem. Jego desperacja była tak wielka, że zaczął się szarpać, jednak kajdanki na jego nadgarstkach skutecznie ograniczały mu ruchy.

-Lu-cass...Proszę...-jęknął.

-O co prosisz?

-Pocałuj mnie!- krzyknął desperacko, więc w odpowiedzi został chwycony za włosy. Syknął z bólu.

-Ostrzegałem, szczeniaku. Będziesz grzeczny?

Drzwi do pokoju Ernesta nagle się uchyliły, a chłopak nerwowo zastopował film i zamknął laptopa.

-Nie śpisz już? -zapytała zdziwiona matka Ernesta.

-Nie...-wydukał chłopak. -Wiedziałem, że będziesz mnie dzisiaj wcześnie budzić.

-No właśnie. Ubieraj się Ernest, bo trzeba pochodzić po sąsiadach.

-Znowu? -wyjęczał Ernest. -A Oskar nie może pójść?

-Oskar dopiero późnym wieczorem przyjechał z Krakowa. Niech śpi. Przecież dobrze wiesz, że w wigilię mężczyzna musi pierwszy przekroczyć próg domu, bo to przynosi szczęście na cały rok! A jak pierwsza wejdzie kobieta...nawet lepiej o tym nie mówić. -zakończyła złowrogo Danuta. -No to ubieraj się skarbie i leć. U nas już był pan Staszek o 6 rano.

Ernest wiedział, że nie ma sensu dyskutować z matką na temat przesądów, więc posłusznie się ubrał i obszedł wszystkie sąsiadki z piętra.

***

Wyjątkowo udręczony Louis wlókł się do kuchni w celu wypicia swojej porannej kawy. Była to w jego perspektywie jedyna motywacja do wstania z łóżka w ten okropny dzień. Miał nadzieję w spokoju odbyć ten poranny rytuał, jednak gdy zobaczył ojca przy stole z macbookiem, wiedział już, że o spokoju może zapomnieć.

-Hej. -odezwał się chłopak, mając nadzieję nie wdawać się w dyskusje. Od czasu ostatniego incydentu z Ernestem, ojciec był na niego bardzo cięty. Na każdym kroku przypominał synowi, że powinien znaleźć sobie dziewczynę dla dobra swojej reputacji w środowisku piłkarskim, które było wyjątkowo homofobiczne. Louis był jednak przekonany, że to właśnie jego ojciec jest największym homofobem z nich wszystkich.

-Hej synu. -odparł Piotr, stukając w klawiaturę laptopa. -Weź wyciągnij z zamrażalnika krewetki, to się do wigilii jakoś podgrzeje.

Louis westchnął, po czym podszedł do zamrażarki i zaczął przeszukiwać jej zawartość.

-Jakie krewetki? Ja tu nic nie widzę.

-No te, co ten twój fagas kiedyś wyciągnął. -powiedział Piotr, wyglądając zza laptopa.

-To one dalej tu są? -zapytał Louis, przedzierając się przez mrożonki.

-No chyba nikt ich jeszcze nie zjadł.

-Dobra, są. -oznajmił chłopak, po czym rzucił na blat te przeklęte krewetki.

W końcu mógł zrobić sobie upragnioną kawę, która miała za zadanie ukoić jego zbolałą duszę.

Przez ostatnie dwa miesiące, spotkania z Ernestem były mocno utrudnione. Rodzice Louisa w sezonie jesienno-zimowym więcej czasu spędzają w domu, przez co jego mieszkanie nie często mogło być punktem spotkań. Z kolei rodzice Ernesta są trochę lepszym przypadkiem, jednak od czasu pierwszego spotkania Louisa z ojcem Ernesta, pan Bogdan lubi przypadkiem przystanąć pod pokojem syna ze szklanką przy uchu. Spotkania na mieście również nie są łatwe, bo kibole niestety nie zapadają w sen zimowy.

Mój chłopak też jest kibolemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz