OGŁOSZENIE: Jako, że dopiero w trakcie pisania tego dzieła wciągnęłam się bardziej jak działają te wszystkie mecze, musze wprowadzić drobne poprawki w poprzednich rozdziałach. Chodzi tylko o to kto z kim gra, bo Derby są 2 razy do roku, a nie co chwilę xD Może być teraz trochę obsuwa z rozdziałami, ale mam nadzieję, że wrócę do regularnego pisania i doprowadzę tą historię do końca. Miłej lekturki.
_________________________________________
Poranek w domu Jankowskich nie należał do najspokojniejszych, ale gdy tylko Robert wyjechał, domownicy wrócili do swojej rutyny. Louis zaczął robić śniadanie, a Ernest postanowił oddzwonić do ojca, który próbował się z nim skontaktować poprzedniego dnia.
-20 nieodebranych połączeń?! -Ernest się przeraził, kiedy odblokował telefon i zobaczył całą masę połączeń i wiadomości od Bogdana. Ernest nieco się uspokoił, kiedy przeczytał, że chodziło tylko o dzisiejszy mecz. Mecze Resovii były dla Bogdana sprawą najwyższej wagi, dlatego tak uparcie próbował skontaktować się w tej sprawie z synem.
Ernest wyszedł do przedpokoju i wybrał połączenie do Bogdana.
-Hej tato, co tam chciałeś? -zapytał, kiedy usłyszał głos ojca po drugiej stronie.
-Co ty żeś robił, że od ojca nie odbierasz? -Bogdan był wyraźnie wzburzony postawą syna. -Już mama prawie jajo w domu zniosła! Gdzie ty łazisz?
-Sory. U Louisa jestem. -odparł Ernest.
-A esemesa napisać to nie łaska? -zapytał z wyrzutem, po czym westchnął i postanowił nieco złagodzić ton. -Dobra Erni, a ty o dzisiejszym meczu to pamiętasz? Mogę po ciebie przyjechać.
-Pamiętam, ale chyba nie dam rady dziś pójść. Źle się czuję. -wydusił, kręcąc się nerwowo po przedpokoju.
-A co ci jest? -dopytywał Bogdan. Podejrzewał, że jego syn znowu coś zmyśla.
-Wszystko mnie nawala. Nie dam rady się dziś nigdzie ruszyć -Ernest był tym razem całkowicie szczery i nie szukał wymówek. Czuł się naprawdę kiepsko i jedyne o czym marzył, to zwinąć się w kulkę i cierpieć w spokoju.
-A to po czym? -drążył Bogdan.
Na to pytanie Ernest nie potrafił odpowiedzieć od razu, bo prawdy za nic w świecie mu nie powie. -Miałem bliskie spotkanie ze stalowcem. -wymyślił po chwili. Wymówka była dobra, a dodatkowo nawet nie skłamał.
-Naprawdę? -Bogdan wyraźnie się ożywił. -To świetnie synu. Nauki tatusia jednak nie poszły na marne. -był wyraźnie ucieszony, że jego syn przyczynia się do wymierzania sprawiedliwości tym, którzy kibicują nie tym co trzeba. -A z meczem to co? -ustawki ustawkami, ale kwestii meczy Bogdan nie zamierzał synowi odpuszczać.
-Ach, będę oglądał w telewizji. U Jankowskich.
-U tych stalowców?! Chyba zwariowałeś! -mężczyznę wyraźnie zbulwersował absurdalny pomysł syna.
-Tato, błagam, daj spokój. Następnym razem pójdziemy.
-No no. Następnym razem to obowiązkowo Erni. Trzymaj się.
Po tym jak Ernest się rozłączył, wrócił do kuchni, a tam śniadanie i ciepła kawa już na niego czekały. Piotr także skorzystał z okazji i poczęstował się ciepłą jajecznicą. Wygłodniały Ernest nachylił się nad stołem i na stojąco zaczął nabierać jajecznicę na widelec. Jego niecodzienny sposób jedzenia przykuł uwagę ojca Louisa.
-Może usiądziesz? -zaproproponował Piotr. Chciał być miły i w pierwszej chwili nie skojarzył o co może chodzić i czemu chłopak tak wisi nad talerzem.
CZYTASZ
Mój chłopak też jest kibolem
Lãng mạnErnest i Louis są kibolami dwóch rywalizujących ze sobą rzeszowskich klubów piłkarskich: Stal i Resovia.