Rozdział 21

124 13 16
                                    

3000 słów! Miłego czytania :) 

***

Marilyn

- Jutro jest sobota – mruknęłam mocniej wtulając policzek w poduszkę.

- Hmm? – mruknął mężczyzna zaciskając ręce na pościeli, w którą mocniej się wtulił.

- Sobota, jutro, kolacja – rzucałam słowami chcąc zmusić go do myślenia o takiej godzinie, westchnęłam gdy zauważyłam że jedynie jęknął jeszcze mocniej dociskając do siebie miękką pierzynę – jest 9 rano – dodałam a to podziałało na niego jak kubeł zimnej wody.

- Marilyn – syknął gdy w sekundę podniósł się do siadu, zgarnął z szafki nocnej swój telefon podświetlając go, zobaczył godzinę a następnie przeniósł swój wkurzony wzrok prosto na mnie. Zachichotałam – mogłabyś łaskawie przestać żartować sobie z takich rzeczy? – fuknął na co przewróciłam oczami, jednak z mojej twarzy ani na sekundę nie zniknął rozbawiony uśmiech. Wiedziałam, że ma zajęcia na godzinę 9 i wiedziałam, że tym marnym kłamstwem obudzę go najszybciej.

- W takim razie, ty mógłbyś zacząć mnie słuchać – odparłam, a wtedy, niekontrolowanie, mój wzrok zjechał na jego nagą klatkę piersiową. Niemal zachłysnęłam się powietrzem gdy z dokładnością prześledziłam jego napięte mięśnie i wystające żyły na rękach.

Alec był tak w cholerę seksownym mężczyzną.

- A ty mogłabyś przestać się na mnie gapić – usłyszałam po chwili jego lekko zachrypnięty głos, nie krył się z tym, że to zauważył i że go to rozbawiło, bo w tonie, jakim wypowiedział te słowa, dało się wyczuć nutkę rozbawienia moim zachowaniem – chyba że chcesz zdjęcie, będziesz mogła oglądać je trochę dłużej bo ja muszę zaraz spadać – dodał na co przewróciłam oczami by ukryć jakoś swoje zażenowanie. Czerwień zalała moje policzki.

- Nie gapię się – rzuciłam cichym głosem, dlatego odchrząknęłam również podnosząc się do siadu – musisz już iść? – tym pytaniem zdziwiłam nawet samą siebie. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że będzie mi zależeć na spędzaniu czasu z tym brunetem, na którego w innych okolicznościach nigdy w życiu nie zwróciłabym nawet najmniejszej uwagi.

Wiedziałam, że musiał iść a mimo to, gdy usłyszałam to z jego ust poczułam dziwny ucisk w sercu.

Westchnął by przez następne parę sekund nie odezwać się nawet słowem, w końcu na mnie spojrzał, a gdy nasze tęczówki się ze sobą spotkały poczułam dreszcz spływający w dół mojego kręgosłupa.

- Muszę, mam obowiązkowe wykłady na których muszę być. To mój ostatni rok akademicki, nie mogę go zawalić – mruknął – już i tak opuściłem zbyt wiele zajęć – wiem, że opuścił je z własnej woli, bo równie dobrze mógł mi powiedzieć, żebym się pierdoliła bo ma ważniejsze sprawy na głowie... ale mimo wszystko, świadomość tego, że opuścił wszystkie te zajęcia ze względu na mnie, albo na akcje które przeprowadzaliśmy w trakcie jego zajęć, sprawiała, że poczułam wyrzuty sumienia.

Te studia były dla niego cholernie ważne i widziałam to, a ja sprawiałam że z nich rezygnował...

Miałam wyrzuty sumienia z tego powodu... ja i wyrzuty sumienia już samo to brzmi nieprawdopodobnie.

- Rozumiem – mruknęłam po czym kiwnęłam głową wbijając swoje spojrzenie w paznokcie. Ewidentnie musiałam umówić się już do swojej kosmetyczki, te odrosty były okropne.

- To o której ta kolacja? – odchrząknął przed zadaniem tego pytania, westchnęłam. Nie miałam ochoty na żadną kolację z Brandonem i tą jego narzeczoną. Już nawet to, że miał tą swoją narzeczoną przestało mnie obchodzić.

ActorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz