Rozdział 24

127 15 14
                                    


3100 słów. Miłego czytania! 

***

Marilyn

- I jak czujesz? – spytałam przyjaciółki która powoli wchodziła w drugi trymestr ciąży. Wsypałam saszetkę brązowego cukru do kawy po czym zamieszałam ją łyżeczką w końcu podnosząc wzrok na siedzącą naprzeciwko Mickey, która powoli mieliła w buzi kawałek szarlotki. Przełknęła ją biorąc głęboki oddech.

- Jest w porządku – wzruszyła ramionami – chciałbym powiedzieć, że te wszystkie stereotypowe rzeczy które przypisuje się ciąży mnie nie dotyczą – zrobiła kwaśną minę – ale Ben ma mnie czasem dość, moje wahania nastroju są gorsze, niż kiedykolwiek wcześniej podczas okresu o i chętnie dodałabym majonez do tej szarlotki – stwierdziła przenosząc rozmarzone spojrzenie na kawałek ciasta.

Skrzywiłam się z obrzydzeniem gdy ona zachichotała.

- Nie patrz tak na mnie – wystawiła widelczyk do ciast w moją stronę – wiem, że ty nigdy tego nie doświadczysz ale nie musisz tak reagować – przewróciła oczami z irytacją która pojawiła się u niej tak nagle i wtedy uświadomiłam sobie, że naprawdę współczuję Benowi...

- Mickey... – mruknęłam upijając łyka swojej ukochanej kawy z wysokiej szklanki – a zresztą –machnęłam lekceważąco ręką ostatecznie nie wypowiadając na głos uszczypliwości która zrodziła się w mojej głowie – nie ważne – dodałam ciszej na co brunetka prychnęła.

- Kurwa – mruknęła po chwili ciszy – ta pierdolona kawa nadal nie jest słodka, czy naprawdę do tych wszystkich jebanych kaw w kawiarni trzeba dodawać z 10 saszetek cukru żeby jakkolwiek poczuć słodycz?! – warknęła podnosząc głos trochę zbyt bardzo, ponieważ poczułam jak ci którzy siedzieli najbliżej przenieśli na nas zaciekawiony wzrok.

- Ciszej, jesteśmy w miejscu publicznym – przypomniałam szeptem na co parsknęła suchym śmiechem.

- I naprawdę mówisz to ty? – zmierzyła mnie przeszywającym wzorkiem na co przewróciłam oczami opierając czoło na stoliku, podniosłam się po paru sekundach wpatrując się w przyjaciółkę znudzonym i zirytowanym wzrokiem. Jeszcze tylko tego mi brakowało, żeby się tu poryczała. Kochałam ją jak siostrę, ale proszę was, czy naprawdę kobiety w ciąży mają tak ogromne wahania nastrojów że w jednej sekundzie się śmieją a w kolejnej płaczą? Przecież to ociepieć można.

- Błagam niech twoja ciąża dobiegnie już końca – mruknęłam – nie mam pojęci jak Ben z tobą wytrzymuje – wytrzeszczyłam oczy a szok zalał mój organizm gdy zobaczyłam jak mina jej zrzedła a jej dolna warga zadrżała.

- Czy ty... zasugerowałaś że jestem problemem? – spytała łamliwym głosem. Boże, Alec gdzie ty jesteś? Nie wytrzymam z nią sama nawet 10 minut.

- Nie Michaela broń Boże, jesteś naszym słoneczkiem który rozświetla każdy dzień – powiedziałam patrząc na nią z siostrzaną miłością, chwyciłam jej dłoń która swobodnie leżała na stoliku. Te słowa płynęły prosto z mojego serca, o ile w ogóle je miałam.

Ostatnio nie miałam aż tak wiele styczności z Michaelą, dlatego nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, że teraz trzeba uważać co się przy niej mówi. Tak... od teraz będę już o tym pamiętać. Więcej nie popełnię tego błędu, ta...

- Wiesz, że cię kocham prawda? – spytałam, na co szeroko się uśmiechnęła ale z jej oczu nie zniknęły łzy. Pokiwała głową.

- Weź bo się rozbeczę – szepnęła na co zachichotałam mocniej zaciskając jej dłoń.

ActorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz