Rozdział 29

118 17 20
                                    

3300 słów kochani ❤️

Gotowi na rozpierdziel? Jeśli tak, to zapraszam :) 

Miłego czytania <3 

***

Alec

- Tak, tak jestem uprawniony do odebrania wyników – odpowiedziałem recepcjonistce, by the way, dokładnie tej samej która stała tam ostatnio.

- Poproszę dowód tożsamości – jej miły uśmiech sprawił że przeszły mnie dreszcze... takie niemiłe dreszcze. Dreszcze które przeważnie nie zwiastowały niczego dobrego. Odchrząknąłem wyjmując portfel z kieszeni. Po kilku sekundach kobieta miała w dłoni moje prawo jazdy dokładnie skanując je wzrokiem. Szybko sprawdziła coś w komputerze po czym podniosła na mnie wzrok oddając mi dokument – zgadza się – mruknęła dziwnym tonem. Wymusiłem uśmiech chowając prawko w poprzednie miejsce.

Mar nie mogła dziś ze mną być z jednego prostego powodu. Nie chciało jej się ruszyć dupy z domu. Ale stwierdziła, że gdy tylko wyczuje obecność jakiejś innej kobiety przy mnie będzie tutaj w przeciągu kilku sekund. Ta... stwierdziła, że przez te ostatnie trzy dni jestem jej i tylko jej i nie ważne czy mi się to podoba, czy wręcz przeciwnie. Sorry skarbie, ale podoba mi się to bardziej niż przypuszczasz.

- Czy zechciałby pan od razu skonsultować się z lekarzem w sprawie wyników hmm... dziewczyny? Przy okazji wystawiłby receptę na leki gdyby takowa była potrzebna – jej dziwna przerwa i ton z jakim powiedziała o Marilyn sprawiły, że nie miałem ochoty więcej rozmawiać z tą kobietą. Ale w zasadzie, co ona takiego robiła? No nic. To żmijka tym swoim dziwnym napadem zazdrości sprawiła, że teraz patrzyłem na tą laskę inaczej, nie jak na jakiegoś randoma, tylko jak na kogoś kogo trzeba unikać za wszelką cenę. Po prostu cudownie.

- Tak, tak poprosiłbym – odparłem wymuszając uśmiech.

- Proszę udać się z tym pod salę numer 210, przyjmuje tam lekarz głównie od konsultacji. Kolejka nie jest wielka więc myślę że za jakieś góra 10 minut zostanie pan obsłużony – podała mi kartkę z, jak mniemam, wynikami. Wziąłem ją między palce mistrzowsko ignorując to, że kobieta niby przypadkowo, przejechała opuszkiem po mojej skórze.

Może lepiej że Marilyn tutaj nie ma. Inaczej tamta kobieta już dawno leżałaby martwa.

- Dziękuję – rzuciłem tylko po czym ruszyłem w stronę, wcześniej wymienionej przez recepcjonistkę, sali.

Gdy już siedziałem na niewygodnym, plastikowym krzesełku przed danym pomieszczeniem zerknąłem na skrawek papieru, który trzymałem w dłoni. Zmrużyłem oczy wpatrując się w te wszystkie literki i liczby ale mało co z tego rozumiałem... dobra ja chuja z tego rozumiałem. Więc poddałem się po niespełna minucie. Głośno westchnąłem odchylając głowę w tył.

Miałem tylko nadzieję, że to nic poważnego. Naprawdę martwiłem się o jej stan zdrowia, a teraz, gdy zacząłem bardziej obserwować ją w codziennych sytuacjach, zauważyłem że parokrotnie zakręciło jej się w głowie bez żadnej przyczyny. Gdy zauważała, że przyglądam się jej w takich sytuacjach, od razu mówiła że po prostu za szybko wstała. Bywało jej zimno gdy ja się pociłem, dosłownie. Dużo spała. Nie mówię, że to źle, niektórzy po prostu są śpiochami, ale... no nie wiem coś mi tutaj nie grało i naprawdę cieszyłem się, że zaciągnąłem ją do tego lekarza.

Brandon by tego nie zrobił, a miała do niego wrócić za trzy dni. Wkurwiała mnie myśl że miała do niego wrócić i znów pozwolić na to, aby traktował ją jakby jej w ogóle przy nim nie było.

Wkurwiał mnie Brandon.

Nie chciałem jej do niego puszczać.

Ale czy miałem wyjście?

ActorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz