Epilog

241 11 17
                                    


Marilyn

Skulona siedziałam na kanapie, koc okrywał moje zmarznięte ciało. W zasadzie to nawet nie do końca pamiętam dlaczego było mi aż tak zimno.

- Proszę – męski głos dotarł do mnie z lekkim opóźnieniem. Uniosłam głowę natychmiast natrafiając na tęczówki Brandona, który wpatrywał się we mnie emanującym ciepłem i zmartwieniem wzrokiem. Skinęłam głową po chwili mocno zaciskając palce na uchwycie kubka.

On nie byłby w stanie nikogo uderzyć. A na pewno nie kogoś, kogo kochał.

Czasami był nerwowy, ale nie skrzywdziłby muchy. Tego byłam pewna najbardziej na świecie. Pewna tego, że nie byłby w stanie skrzywdzić nikogo kto był dla niego ważny. Znałam go.

Dlaczego Alec postanowił go oczernić? Wiedział co o nim myślę, że go nie kocham, ale wiedział też, że nawet jeśli wybrałam jego, Brandon już do końca w jakimś sensie miał pozostać w naszym życiu.

Mieliśmy wspólną przeszłość, nawet jeśli nie do końca byliśmy w tym wszystkim razem.

Ktoś mógł powiedzieć, że byłam w niego po prostu ślepo wpatrzona przez pryzmat tego, jakiego człowieka znałam ja.

Ale kompletnie nie mogłam uwierzyć w to, że on byłby w stanie kogoś uderzyć.

Gdy mu o tym powiedziałam roześmiał się, powiedział że coś takiego nigdy nie miało miejsca a Natalie to potwierdziła. Z szokiem wymalowanym na twarzy i zdziwieniem w oczach zapytała dlaczego Alec był w stanie rozpowiadać takie głupoty. Przecież znał Brandona. -Ja sama nie wiedziałam.

Mimo wszystko mój wzrok co jakiś czas uciekał w stronę drzwi. Z nadzieją i wyczekiwaniem. Liczyłam na to, że Alec wróci, przeprosi, powie że to jednak nie był Brandon, że w sumie to skłamał bo nie wiem bo bał się powiedzieć że się z kimś pobił więc wymyślił tą historyjkę na poczekaniu. Tym samym chciał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu bo stwierdził, że przecież mu uwierzę, bo go kocham i zerwę kontakt z Brandonem.

To tak cholernie bolało. Bolała świadomość że mnie okłamał i że oczerniał osobę z którą jestem związana przeszłością. Która, mimo tego że nasza przeszłość nie była zbyt wiążąca, jest dla mnie ważna.

- Cieszę się, że cię odzyskałem – mruknął składając pocałunek na mojej skroni, zdobyłam się na lekki uśmiech choć głęboko w sercu czułam uścisk żalu na myśl, że to jednak on tutaj siedzi. Nawet nie zarejestrowałam momentu w którym przy mnie usiadł – zmieniłaś się na dużo lepsze, a ja zauważyłem że naprawdę nie chcę cię stracić – coś nieprzyjemnie zakuło mnie w serce.

Więc dlaczego wcześniej się nie starał? A może się starał a ja byłam zbyt zaślepiona Alciem, uczuciami do niego? Może Alec wcale mnie nie kochał? Gdyby mnie kochał nigdy w życiu by czegoś takiego nie zrobił.

Ale faktem jest, że to właśnie on wydobył ze mnie wszystko co najlepsze. Sprawił, że z jakiegoś durnego kamienia, nieoszlifowanego gówna, stałam się czegoś wartym diamentem.

Zranił mnie jak cholera, nie raz. Ale po jego zranieniu nie chciałam wracać do dawnej mnie. Nie bo nawet jeśli ostatecznie sam się do tego nie zastosował, bo nie mógł mnie kochać, finalnie to właśnie on pokazał mi, że można pokochać prawdziwą mnie. Nawet jeśli tylko kłamał.

Może właśnie takich kłamstw potrzebowałam aby dostrzec że byłam czegoś warta?

Może tak właśnie miało być? Miał być moją lekcją by ostatecznie ta lepsza wersja mnie mogła żyć z kimś, kto był tego wart?

ActorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz