Rozdział 11

101 11 0
                                    

Jest jakoś 1950 słów.

Koniecznie coś po sobie zostawicie! To motywuje.

***

Alec

- No nie denerwuj się już tak żmijko – szturchnąłem ją ramieniem na co ona oddaliła się maksymalnie daleko ode mnie. Jakby to miało jej pomóc.

- Daj mi święty spokój – fuknęła zakładając ręce na piersi. Wlepiła wzrok w wielki ekran ani nawet w najmniejszym procencie nie przejmując się tym, że zaraz przed nami siedział Brandon z tą swoją laską i że w każdej chwili mogą sobie coś ubzdurać i zacząć nas podsłuchiwać.

- Przecież nic wielkiego się nie stało – szepnąłem przybliżając usta do jej ucha tak, by mieć pewność że na pewno tylko ona mnie usłyszy.

Przezorny zawsze ubezpieczony.

Dreszcz przeszedł po jej ciele gdy mój oddech odbił się od jej odkrytej skóry.

- Ale mogło się stać – warknęła przyciszonym głosem odwracając głowę w moją stronę, no cóż, nie przewidziała tego, że jestem bliżej niż zakładała. Czubki naszych nosów się o siebie otarły a zaskoczone sapnięcie które wypadło z pomiędzy jej warg uderzyło prosto w moje lekko uchylone usta.

Z bliska, bardzo dokładnie, przeskanowałem jej tęczówki, w których z początku tlił się szok i pewnego rodzaju dyskomfort, przerażenie. Jednak z sekundy na sekundę to zmieniło się a pewność siebie znów zagościła w jej zimnych oczach.

- Gołąbeczki, film już się zaczął – usłyszeliśmy przed sobą rozbawiony czymś głos Brandona. W tamtej chwili Merlin odchrząknęła, spuściła wzrok jakby zawstydzona tym, że jej były narzeczony przyłapał nas w takiej pozycji, po czym odsunęła się ode mnie na bezpieczną odległość.

Mały uśmieszek wykwitł na jej wargach gdy uniosła głowę patrząc prosto w twarz swojej skarbonki bez dna, a przez moją głowę przebiegła myśl, że w szkole aktorskiej odnalazła by się naprawdę całkiem nieźle.

- Oj wiemy, wiemy – mruknęła uroczym głosem machając lekceważąco ręką w stronę Brandona – nie musisz się o nas martwić – dodała, a gdy facet zachichotał, w czym oczywiście mu zawtórowała, skinął głową i odwrócił się obejmując w pasie swoją narzeczoną... w kilka chwil na jej buzię znów wpłynął ten jej sukowaty wyraz twarzy.

Nie odezwała się już do mnie słowem, nawet na mnie nie zerknęła. Wbiła wzrok w ekran, więc ja po kilku sekundach skanowania jej profilu również postanowiłem to zrobić.

Problem polegał na tym, że nie potrafiłem skupić uwagi na akcji rozgrywającej się na wielkim ekranie.

Faktem było, że to co słyszał Brandon było naprawdę bardzo trudne do wytłumaczenia. Z drugiej strony wybrałem najszybszy i jedyny sposób improwizacji na jaki było mnie wtedy stać. Jaki wpadł mi wtedy do głowy.

I jak się okazało, było to najlepsze co mogłem powiedzieć... Nie dla mnie oczywiście bo jakże by inaczej.

Ćwiczyłem dialog.

Tak, właśnie dokładnie to powiedziałem gdy jej były narzeczony spytał o czym ja do cholery jasnej pierdole.

Ćwiczyłem dialog do jebanego teatru. Stwierdził, że chętnie przyjdą mnie pooglądać i w sumie żałują że Marilyn również w nim nie gra bo świetnie szła jej gra aktorska... bez tekstu którego rzekomo nauczyła się na pamięć specjalnie dla mnie.

I ja już nie wiem, czy gratulować samemu sobie że ta improwizacja udała się tak perfekcyjnie, czy może pogratulować tamtej dwójce niskiego ilorazu inteligencji że w to uwierzyli.

ActorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz