Część 3. Mikołajki. Natalia

69 12 0
                                    



Natalia

- Dzięki – powiedział zaraz po tym, jak mnie dogonił. – Jak masz na imię?

Zrównał się ze mną i szliśmy dotykając się od czasu do czasu ramionami.

- Natalia.

- Ja jestem Antek.

Rozdzieliliśmy się, żeby przepuścić rodzinę z dziećmi. Potem znów szliśmy obok siebie, ale szybciej niż większość spacerujących w centrum Sopotu ludzi, delektujących się magicznym wieczorem.

- Za co mi dziękujesz? – zapytałam.

Moja rodzina i eks mąż nie lubili tej cechy. Zwalczali ją nawet. Zawsze musisz postawić kropkę nad i. Może mieli rację, było jasne, za co ten facet mi dziękuje; za odruch empatii.

Otworzył przede mną drzwi pizzerii, kiedy się przed nią zatrzymałam. Uderzył w nas ciepły zapach pomidorów, bazylii i oliwy z oliwek.

Antek rozejrzał się z miną, która dowodziła, że znalazł się tutaj pierwszy raz.

- Może ty wybierzesz miejsce? – zaproponował.

Wolny okazał się tylko jeden mały stolik na samym końcu.

On odsunął mi krzesło i czekał, aż zdejmę bezrękawnik, ale gdy mu go wręczyłam, trzymał go przez chwilę w dłoni, jakby nie wiedział, co dalej zrobić. Ale ogarnął się i powiesił nasze ubrania. Położyłam przed nim menu, bo sama znałam je na pamięć.

- Wezmę to samo, co ty – bąknął nawet nie czytając karty dań.

Oparł się łokciami o stół i pochylił głowę, wciskając czoło w zaciśnięte pięści. Rozumiałam, dlaczego tak robi. Zmarł mu ktoś bliski i mierzył się z tym. Tylko że wyglądaliśmy jak bohaterowie jakiejś dramy, a tego miałam w swoim życiu ostatnio aż za dużo.

Stanęła nad nami kelnerka w czapce Mikołaja.

- Co dla was? – zagadnęła przyjaźnie.

- Zimowa herbata i prosciutto funghi, dwa razy – powiedziałam.

Antek się wyprostował i oparł plecami o krzesło. Rozsunął przedramiona i zajął większą przestrzeń stolika. Zobaczyłam też, że po próbach zmieszczenia nóg pod stolikiem w końcu zdecydował się je wyciągnąć i kelnerka musiała obejść jego stopy, odchodząc z naszym zamówieniem. Rzuciła mu kokieteryjne spojrzenie.

To była knajpka odpowiednia na randkę albo spotkanie osób, które dobrze się znają. I to nie dotyczyło przecież naszej dwójki. Dobrze, że chociaż milczenie nie było aż tak niezręczne, ale dzięki temu, że on się wcześniej jasno wypowiedział.

Co można było dodać do informacji, że sprzedałam mu ubranie, w które jego babcia miała zostać pochowana? Czuł się z nią związany, inaczej w ogóle by się tym nie zajmował. Pomyślałam o głupiej rzeczy, jak ta, że nie znalazł dla niej tej halki ani butów; można było liczyć tylko na to, że te części garderoby starsza pani posiadała w domu.

Ścisnęło mi się gardło. Sięgnęłam po herbatę, a potem zdjęłam sweter.

- A ty – odezwałam się – masz odpowiednie ubranie?

Antek tylko trzymał kubek trochę większy, niż standardowy. Jego palce obejmowały go w całości.

- Mam – odparł. – Garnitur i całą resztę.

Popatrzyłam na jego bluzę ze spranym napisem na klatce piersiowej. Potarł go zaciśniętą pięścią drugiej ręki, a potem rozprostował ją, bo zauważył, że się przyglądam, i położył na blacie.

DRŻĄCE GWIAZDKIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz