Część 10. Ósmy grudnia. Dzień pogrzebu. Natalia

67 9 3
                                    


Natalia

Po swoim wyznaniu Antek całkowicie umilkł. Wybrał wino, miałam wrażenie, że niemal pierwsze z brzegu. Pokazał mi etykietę, i gdy kiwnęłam głową, w minutę załatwił płatność przy kasie samoobsługowej.

Po tym, jak weszliśmy do domu, odwiesił marynarkę na krzesło i ściągnął krawat z wyraźną ulgą na twarzy. Popatrzył na karnisz leżący na podłodze.

- Co się stało?

- Chciałam powiesić kurtynę z gwiazdek.

Antek podniósł pudełko ze sklepu z ozdobami świątecznymi. Zbliżył się do okna i popatrzył na krzesło, na którym stał stołek na czterech nóżkach. Obejrzał się z niepewną miną, ale gdy ocenił wzrokiem mój wzrost, miał już jasność.

- Powiedz, że na tym nie stanęłaś.

- Nie mam drabiny.

Zdjął stołeczek, w drugą rękę złapał krzesło i odniósł je na miejsce. Kiwał głową wyraźnie zdegustowany.

- Mogłaś się połamać. Co robisz, jak chcesz zmienić zasłony?

- Pożyczam drabinę od taty. Dopiero od niedawna mam zasłonki. Wcześniej nie pasowały do wystroju. Wystarczały rolety.

Antek przymierzył kilka krzeseł, ale żadne nie spełniło jego kryteriów.

- Którzy sąsiedzi mogą mieć drabinę? – zapytał w końcu.

Wzruszyłam ramionami, kręcąc jednocześnie głową.

- Nie mam pojęcia.

- A masz jakieś narzędzia?

Zaprzeczyłam.

Antek wyszedł na korytarz i zadzwonił do pierwszych lepszych drzwi. Widziałam go pod kątem, bo nie zamknął tych od mojego mieszkania. Usłyszałam, jak krótko tłumaczy, o co chodzi, ale moja sąsiadka nie miała tego, co potrzebował. To była studentka, która czasami odbierała za mnie paczki, a ja rewanżowałam się taką samą przysługą.

Odwróciłam się tyłem do tej scenki.

Nadal jednak docierały do mnie głosy, teraz już sąsiada, ojca rodziny z dziećmi. Zaopatrzył Antka we wszystko, co było potrzebne, bo wrócił obładowany drabinką i skrzynką z narzędziami.

- Sąsiad cię pozdrawia – odezwał się szykując sobie miejsce pracy.

Nie znałam tych ludzi. Mijaliśmy się tylko.

- Twojego męża też pozdrawia. Wziął mnie za twojego brata, ale od razu sprostowałem.

Przykucnął i zaczął oglądać końcówki karnisza, które powinny znajdować się w ścianie.

- Dobrze, że wziąłem też wiertarkę. Wyrwałaś je z mięsem.

Wzdrygnęłam się.

- Dlaczego „sprostowałeś"?

- Nie jestem twoim bratem – powiedział.

- Co mu powiedziałeś? Że kim jesteś?

Uniósł karnisz zerkając na ścianę z wyszarpanym otworem.

- Prawdę.

- Czyli?

Wspiął się na drabinę.

- Zazwyczaj nie tłumaczę się obcym ludziom, ale wyobraziłem sobie, że to nie jest ostatnia wizyta i lepiej nie zostawiać takich niedopowiedzeń.

DRŻĄCE GWIAZDKIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz