Część 17. Osiemnasty grudnia. Sześć dni do Świąt. Natalia

62 9 4
                                    

Natalia

Siedziałam w dresie i ciepłym golfie na podłodze w pokoju Antka.

Od dwóch godzin zajmowałam się pracą, którą on z ulgą scedował na mnie. W pawlaczu jego babci znalazły się pudełka wypchane zdjęciami: od naprawdę starych, wyglądających na sto albo więcej lat, do stosunkowo nowych, na który Antek wyglądał już bardzo podobnie do obecnego siebie. Posortowałam je tak, jak umiałam. Zrobiliśmy sobie spacer do Empiku na Świętojańskiej i kupiliśmy pięć albumów. Teraz starannie wypełniałam je fotografiami.

- Naprawdę ci się chce aż tak dokładnie to robić? - zapytał Antek.

Podniosłam głowę. Trzymał w rękach dwie miseczki z chińszczyzną. Usiadł obok mnie, a ja szybko odsunęłam zdjęcia.

- A jak tobie idzie? - zapytałam.

- Pierwsza ściana za mną.

- Dopiero?

Antek zaśmiał się. Wsunął do ust makaron stir-fry, a ja zorientowałam się, że użył pałeczek.

- Dziewczyno, ruszanie wałkiem to sama przyjemność. Najpierw trzeba przygotować ściany, zagruntować, okleić taśmą kaloryfery, kontakty, futryny, ramy okien... Jak otwieram puszkę z farbą, to oznacza, że połowa roboty jest już za mną.

Spojrzał na mnie.

- Nie jesz?

Powoli operowałam pałeczkami.

- Mogę ci przynieść widelec - zaproponował i znowu zjadł dwa kęsy, w czasie kiedy ja dopiero radziłam sobie z jedną porcją.

- Skoro ty umiesz, to ja chyba też dam sobie radę? - Raptownym ruchem wrzuciłam do ust warzywa i chrupką krewetkę. - Jak to robisz?

Jego smukłe dłonie, zwłaszcza długie i zręczne palce, w ogóle nie pasowały do pracy, którą wykonywał. Oczywiście patrząc stereotypowo. Bardzo lubiłam obserwować, jak Antoni cokolwiek robi - naprawia coś, kroi, układa albo po prostu od niechcenia czymś się bawi.

- To sposób na ćwiczenie dłoni.

- Co ty mówisz? - zdziwiłam się. Następną krewetkę złapałam o wiele zręczniej.

- Miałem kiedyś uraz kości śródręcza. Jak ściągnęli mi gips, babcia powiedziała, żebym ćwiczył dłoń. Przenosiłem pałeczkami klocki lego z jednej kupki na drugą. Te małe.

Parsknęłam śmiechem.

- Nie.

- Ależ tak. Byłem tak nieznośny siedząc bezczynnie w domu, że do dzisiaj nie wiem, czy to miało jakiekolwiek sensowne podstawy. Czy raczej chodziło jej o to, żebym czymś się zajął.

Pokręciłam głową i znowu się uśmiechnęłam.

- Ćwiczyłem obiema rękami.

Nie podjęłam tematu. Antek przełożył pałeczki do lewej ręki i zademonstrował swoje umiejętności. Puścił do mnie oko.

- Co ci się stało w rękę? - zapytałam.

- Spadłem z... - Antek zjadł już prawie połowę. - Z wysokości. Wdrapałem się na pierwsze piętro nowo budowanego budynku. Zobaczył mnie ochroniarz, koledzy uciekli, a ja też próbowałem. No i stało się. Jedyne, co dobre, to że jak to zobaczył, oczywiście mi odpuścił i wezwał karetkę.

- Żałowałeś tego potem?

Antek krótko się zaśmiał.

- Nie.

Skupiliśmy się na jedzeniu.

- Trudno było cię nazwać grzecznym chłopcem? - zagadnęłam.

- Powiedzmy, że często szukałem guza. No i szybko urosłem. Sam nie wiem, dlaczego. Ojciec podobno nie był wysoki, ale za to bardzo silny. Wydaje mi się, że ja aż taki nie jestem.

DRŻĄCE GWIAZDKIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz