Część 23. Dwudziesty piąty grudnia. Pierwszy dzień świąt. Natalia

59 9 7
                                    


Natalia

Leżałam zwinięta na kanapie od dwudziestu trzech godzin. Napisałam mamie, tacie, Amelii i babci oraz drugiej parze dziadków, że wszystko gra.

Nic nie grało.

W wigilijny wieczór odwiozłam Amelię do jej mamy. Wróciłam do domu, otworzyłam jedno z win stojących jako dekoracja w tym eleganckim stojaku i po wypiciu dwóch kieliszków zasnęłam w salonie pod kocem.

Pierwszy dzień świąt spędziłam w tym samym miejscu, oglądając serial, którego nie potrafiłabym streścić, nawet gdybym się starała. Ale nie o to chodziło. Celem było to, żeby coś się ruszało, mówiło, żyło.

Zjadłam resztki łososia, sałatę i całe opakowanie makaroników, które sprezentowała mi Amelia. Kiedy zrobiło się ciemno, zrobiłam sobie kąpiel, co było złym pomysłem, bo przypomniał mi się zmysłowy wieczór, kiedy uwiodłam w tej samej wannie Antka.

Apatycznie wysuszyłam włosy. Popsikałam na nie mgiełką, która pachniała jak coś, co się rozłożyło i zostało wygrzebane z mokrego piasku. Pochyliłam się, oblałam głowę prysznicem i usunęłam ten zapach.

Wycisnęłam wodę w ręcznik. Potem przyjrzałam się odbiciu swojej twarzy w lustrze. Niedługo będę miała dwadzieścia dziewięć lat, pomyślałam. Przycisnęłam palec do zmarszczki między brwiami, którą miałam od dawna, bo marszczyłam czoło, kiedy chciałam się nad czymś zastanowić.

Teraz jednak dostrzegłam w tym zapowiedź rychłej starości.

No i co z tego! To nie ma żadnego znaczenia. Będę tą samą osobą, mając lat trzydzieści, czterdzieści i siedemdziesiąt siedem. I więcej.

Zrezygnowałam z suszarki, zaplotłam ciasny warkocz, znowu wydusiłam nadmiar wody i zmieniłam cichy, noszone od wczoraj, na flanelową piżamę. Wyszorowałam zęby.

Chwilę potem zniweczyłam ten efekt otwierając opakowanie czekoladek.

Sprawdzałam świąteczne komedie romantyczne, jednak żadna nie była w stanie dopasować do mojego stanu ducha, więc włączyłam film akcji, w którym ambitna policjantka mściła się na kimś, kto wymordował jej rodzinę. Przyłapałam się na rozmyślaniach, jak to jest, kiedy człowiek zostaje sam, bez lamentów i narzekań członków familii na temat tego, że zmarnował swój potencjał i ogólnie całe życie.

Amelia wysłała mi selfie, które niespodziewanie oddawało ten sam nastrój, który widziałam u siebie. Opisała swoje strzaskane nadzieje, bo właśnie tego dnia rodzice jej oświadczyli, że nie może wyprawić swojej osiemnastki.

Zamknęłam oczy, oparłam głowę o oparcie kanapy i przyłożyłam telefon do piersi. Rozważałam, co jej napisać.

W końcu wystukałam w wiadomości:

Nie martw się, coś jeszcze wymyślimy...

I usłyszałam dzwonek do furtki. Czekałam, aż się powtórzy, bo to mogła być pomyłka. Jednak nie była, bo ten ktoś zadzwonił jeszcze raz.

Podniosłam się z kanapy. Miska z mandarynkami i bombonierka spadły na dywan, ale nie zwróciłam na to uwagi. Podeszłam do okna, rozsunęłam swoje ozdobne gwiazdki i wyjrzałam na ulicę.

Antek stał w dziwnej pozie. Był pochylony, trzymał się obiema rękami za metalowe elementy ogrodzenia i wpatrywał w śnieg pod swoimi butami. Potem ospale podniósł jedno ramię i znowu nacisnął przycisk w domofonie.

Cofnęłam się, żeby mu otworzyć, zarówno furtkę, jak i drzwi na klatkę schodową. Ręce mi drżały. Serce waliło.

Wbrew moim oczekiwaniom on wcale nie nacisnął dzwonka do drzwi wejściowych. Usłyszałam kilka stuknięć. Potem kroki.

DRŻĄCE GWIAZDKIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz