Część 21. Dwudziesty czwarty grudnia. Wigilia. Natalia

60 9 4
                                    


Natalia

Jak on mógł mi to zrobić?

To pytanie bez końca odtwarzało się w mojej głowie, chociaż było po prostu... debilne. A ja właśnie tak się poczułam, kiedy zostaliśmy z tatą we dwójkę w jego gabinecie. Jak debilka.

Tata nawet na mnie nie patrzył, krążył wzrokiem po swoich półkach bibliotecznych, ale to było do przewidzenia. Pewnie czuł się zażenowany całą sceną.

- Długo znasz tego człowieka? – zapytał w końcu.

- Nie.

- Całe szczęście. Mam nadzieję, że nie dopuściłaś do tego, żeby on... zbliżył się nadmiernie?

Wiedziałam, o co chodzi i zrobiło mi się mdło. Autentycznie poczułam wigilijne dania podjeżdżające mi do gardła.

- Przepraszam. Nie jestem uprawniony do pytania cię o intymne szczegóły tej godnej pożałowania znajomości. Liczę na to, że incydentalnej – dodał tata.

Pomimo tego na jego twarzy pojawił się cień obrzydzenia, o ile dobrze to interpretowałam. Traktował swoją pracę jak życiową misję. Wizja, że jego córka mogła dzielić łóżko z człowiekiem, którego posadził na ławie oskarżonych, musiała być trudna do przełknięcia.

- O co... chodziło? – zapytałam w końcu.

Podszedł do pomocnika na kółkach i nalał sobie jakiegoś alkoholu. Nie widziałam, jakiego, bo odwrócił się plecami i zasłonił ten widok.

- Nie proponuję ci – powiedział, wciąż odwrócony.

- Nie – powiedziałam od razu. Alkohol by mnie dobił, już teraz kręciło mi się w głowie. – O co chodziło, tato?

- Słyszałaś.

Przypomniałam sobie oczy Antka, które nigdy nie pokazywały nawet iskry fałszu. Tak przynajmniej sądziłam. Ale przecież mnie oszukał... Wstydził się pewnie. Tylko czy to go w ogóle usprawiedliwia?

- Nawet nie wiesz, co dla niego zrobiłem, nie powinienem był.

- Co zrobiłeś? – zapytałam drewnianym głosem.

- Zakończyło się na wyroku w zawieszeniu.

- Wyrok w zawieszeniu – powtórzyłam.

- Jego adwokat mnie przekonał, że chłopak ma pod opieką babcię i że zasługuje na szansę. Podobno miał zacząć jakieś stypendium za granicą, które z własnej głupoty zaprzepaścił. Silny, wysportowany, popędliwy, uciekający się do przemocy. Skłonność do agresji trzeba wypalać w zarodku.

To zabrzmiało jak cytat z rozprawy.

- Może te czternaście miesięcy w areszcie nauczy go trzymać ręce przy sobie. Na to liczę. Na świecie jest zbyt dużo agresywnych młodzieńców. Obym – tata odwrócił się i przełknął złocisty alkohol – tego nie pożałował. Może powinien odsiedzieć te trzy lata.

Tata słynął z twardego podejścia do podejrzanych. Upewniłam się w tym, jak tylko zaczęłam studiować i kręcić się w tym środowisku. Mówiono o tym z niechętnym podziwem, oczywiście – nie bez przerwy. Raz na jakiś czas, kiedy media rozpisywały się jakiejś głośnej sprawie karnej w Trójmieście, w której oskarżał.

Poczułam wielki ciężar w piersi.

- Jaki wyrok zapadł? – zapytałam.

- Półtora roku w zawieszeniu na dwa lata.

- Zaliczono w poczet areszt tymczasowy?

- Oczywiście. Widzę, że jesteś poruszona. Pomyśl, że ofiarą padł nie tylko młody, zdolny mężczyzna, ale też jego dziewczyna.

DRŻĄCE GWIAZDKIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz