Część 15. Wciąż czternasty grudnia. Dziesięć dni do Świąt. Natalia

61 9 3
                                    


Natalia

Wyszłam przed bramę, a mój tata wysiadł, żeby otworzyć przede mną drzwi. Obejrzał kamieniczkę od dachu do parteru. Zatrzymał wzrok na oknie ze świetlną kurtyną, głównie dlatego, że zostawiłam ją włączoną.

- Zaraz samo zgaśnie – powiedziałam i wsiadłam do środka zapinając ostrożnie pas na swojej wieczorowej kreacji. – Cześć, tato.

- Dobry wieczór, córciu. Jak: samo?

- Ma timer w pilocie.

- I to jest na pewno bezpieczne?

Sprawdziłam biżuteryjny zegareczek, prezent od niego, zresztą.

- Wyłączy się za trzy minuty.

Ojciec nie odpalił silnika. Wyraźnie czekał, aż to się stanie.

- Nie zmieniłaś zdania?

- Nie.

- Mogę ci pomóc finansowo – zaproponował, nie pierwszy raz zresztą. - Poza tym nie ruszyłaś nawet swojej lokaty. Pewnie nie wystarczyłaby na to, żeby spłacić go za jednym razem, ale...

- Tato, nie o to chodzi. Nie chcę tu mieszkać.

Ojciec rozejrzał się po urokliwej okolicy. Wiosną, kiedy zaczynały kwitnąć drzewa, skwerki pokrywały się soczystą trawą, a mieszkańcy ozdabiali kwiatami balkony, było tu naprawdę pięknie. Idyllicznie...

Dlatego przecież upierałam się przy tej lokalizacji. Eryk chciał wybudować dom za miastem.

- To nadal świetna inwestycja.

- Dzięki, tato. Liczę na to, że inni też tak będą uważali.

Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, bo ten ton był czymś nowym.

- Mogę przejąć twoje obciążenia. Zatrzymam mieszkanie. Jak Amelia zda maturę, to się tu wprowadzi.

- A jeśli nie będzie chciała studiować w Trójmieście?

Ojciec umilkł. Pomysły młodszej córki rzadko pokrywały się z jego życiowym planem. Mimo tego próbował stwarzać wrażenie, że nad nią panuje.

- A poza tym – wychyliłam się i odnotowałam, że kurtyna zgasła – możemy jechać, tato. Potrzebuję pieniędzy ze sprzedaży. Muszę gdzieś mieszkać.

- Nie przenosisz się do matki?

- Co?

Aż się odwróciłam, ale ojciec był skupiony na prowadzeniu. Stanął przed znakiem „stop" i powtórzył:

- Byliśmy pewni, że przenosisz się do matki.

- Kto był?

- Twoja siostra i ja.

Przepuściliśmy na pasach dziewczynę w glanach, która szła powiewając połami płaszcza. W ręku trzymała butelkę wina przewiązaną wielką kokardą, w drugiej dłoni – balona napompowanego helem z napisem: „Happy Birthday".

Poczułam, że okropnie jej zazdroszczę. Położyłam rękę na brzuchu ściśniętym gorsetem srebrzystej sukienki. Pocieszał mnie tylko ten fakt, że to była mini, a ja miałam całkiem niezłe nogi. Zakładając ją wyobrażałam sobie, jakbym się w niej podobała Antkowi.

- Nie musieliśmy jechać samochodem – powiedziałam, kiedy zatrzymaliśmy się na parkingu przed hotelem. – To pięć minut drogi.

- Na pieszo piętnaście. Zrobiłem się wygodnicki. I niestety zaczęło to być po mnie widać – odparł tata.

DRŻĄCE GWIAZDKIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz